Diablo to nie tylko niezwykle interesujący tytuł, lecz zarazem zjawisko, które jest do dnia dzisiejszego niewyjaśnione. Od dobrych kilku lat, produkcja firmy Blizzard stanowi niedościgniony wzorzec dla deweloperów z całego świata, próbujących przebić jej grywalność w świecie tytułów Hack’n’Slash, czyli prostych siekanek, których silnikiem napędowym jest przede wszystkim zbieranie nowych przedmiotów, tłuczenie różnych demonów, gromadzenie punktów doświadczenia i awansowanie na coraz wyższe poziomy umiejętności. Diablo z dzisiejszej perspektywy nie posiada niczego ponad to, co posiadają także obecne tytuły. Co więc czyni z niego tak niedościgniony ideał…? No cóż, być może fani wciąż wspominają mroczny klimat rozgrywki, ciekawą fabułę i fascynujące filmiki przerywnikowe… A może tysiące ciekawie zaprojektowanych przedmiotów przykuło ich uwagę…? Ciężko wytłumaczyć fenomen i sławę Diablo, a być może już wkrótce z podobnym trudem będziemy próbowali znaleźć sens w fascynacji najnowszym projektem studia Master Creating, zatytułowanym Legend: Hand of God! Gra nie zepchnie Diablo z piedestału, pewne jest natomiast, że odgryzie spory kawał Diabelskiego tortu!
Fabuła Legend: Hand of God przedstawia nam młodego wojownika, który poprzez trud ciężkiej pracy stara się wkupić do zakonu zwanego Order of The Flame. Głównym zadaniem będących w nim wiernych jest ochrona tajemniczego, wszechmocnego ognia, który trzyma w ryzach demony i inne szatańskie plugastwo. Niestety pewnego dnia ogień zostaje zgaszony, a armie ciemności zalewają świat. Nasz bohater cudem wychodzi z zadymy i postanawia znaleźć rozwiązanie napotkanego problemu. Aby przepędzić siły najeźdźców zmuszony jest odnaleźć tajemniczy, pradawny artefakt, dysponujący wręcz niewyobrażalną siłą – tylko przy jego pomocy będzie mógł stawić czoła demonom. W tym momencie sprawa się nieco komplikuje, bowiem artefakt zwany Ręką Boga (Hand of God) został rozłupany na kilka części i następnie rozrzucony po świecie. Jeden fragment otrzymali ludzie, inny przypadł elfom, a ostatni krasnoludom. Dopiero po zgromadzeniu wszystkich trzech nasz heros zatryumfuje nad otaczającym niegdyś piękne krainy mrokiem.
Jak w każdej grze H’n’S rozgrywkę rozpoczynamy jako prawdziwa sierota. Choć nasz protegowany jest bohaterem, na którego liczą miliony istot, nie jest on w stanie poradzić sobie z grupką wilków. W miarę progresji w grze pozyskujemy na szczęście wiele ciekawych przedmiotów, a wśród nich są zbroje, tarcze, rękawice, buty, miecze, laski, topory, pierścienie, amulety itd. W sumie deweloper na potrzeby Legend: Hand of God opracował tysiące przeróżnych gratów, z których pomocy wielokrotnie korzystamy. Pierwsze znajdowane rzeczy nie są szczególnie potężne, a co za tym idzie nie można poszaleć. Docierając do kolejnych krain pozyskujemy jednak coraz mocniejsze rodzaje broni i zbroi. Ostatecznie stając się niezwyciężoną maszyną do eksterminacji demonów.
Pozyskiwany ekwipunek jest bardzo zróżnicowany i myślę, że każdy gracz kończąc zabawę dysponował będzie całkowicie unikatową postacią – ilość wariacji i połączeń pomiędzy kolejnymi elementami pancerza potrafi bowiem przyprawić o zawrót głowy. Jeśli miałbym szukać dziur w uzbrojeniu, to warto nadmienić, że różnice w prezencji pomiędzy odmiennymi rodzajami pancerzy są nieco małe. Sytuację ratuje jednak dostęp do przedmiotów unikatowych, których deweloperzy przygotowali całkiem sporo.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler