Dostrzeżenie zwierza to zresztą niejedyna trudność, bo nawet gdy uda nam się oddać w jego kierunku strzał, to jeżeli nie będzie on dobrze wymierzony możemy jedynie zranić pikselowego futrzaka, a ten - spłoszony - ucieknie w leśną gęstwinę. W takim przypadku możemy podążyć śladami krwi, ale ze względu na to, że nasza postać nie jest zbyt szybka często gubimy trop i konieczne jest poszukiwanie nowego zwierza... Bywa czasami tak, że chodzimy po lesie przez godzinę-dwie i niczego nie upolujemy. To realistyczne podejście, ale z drugiej strony, ograniczające grono odbiorców tytułu.
Inna sprawa, że po skutecznym ustrzeleniu dzika, jelenia czy innego daniela, można odczuć sporą satysfakcję. Przy kolejnych polowaniach ta jednak stopniowo znika, gdyż twórcy nie postarali się, jeżeli chodzi o przygotowanie misji - są one powtarzalne i nieciekawe. W theHunter: Call of the Wild spotkamy czasami NPC-ów, ale nie ma ich zbyt wielu, nie są też specjalnie gadatliwi. A szkoda, bo można było jakoś bardziej to wszytko rozbudować.
Gra miała w dniu premiery sporo błędów, ale przy okazji kolejnych łatek, twórcom udało się wyeliminować najbardziej upierdliwe zgrzyty. Znikające zwierzaki, wyparowująca amunicja, bugi związane z animacjami czworonogów – na początku to wszystko było na porządku dziennym. Obecnie jest lepiej, ale dalej zdarzają się pojedyncze bugi, choć studio regularnie udostępnia kolejne poprawki i obecnie nie ma już większych powodów do narzekań.
Niewątpliwą zaletą produkcji jest wspaniała oprawa wizualna. Obok wciąż niewydanego Kingdom Come: Deliverance, recenzowany dziś tytuł może pochwalić się najładniejszym lasem, jaki kiedykolwiek wykreowano na potrzeby gier wideo. Obszar łowiecki jest przeogromny i - o dziwo - całkiem różnorodny. Mamy gęste lasy, pola, zarośla oraz jeziorka, a nawet znajdujące się tu i ówdzie ruiny. Wszystko to w akcji prezentuje się równie wspaniale, co na dostępnych w sieci screenach. Oczywiście taka oprawa pociąga za sobą wysokie wymagania sprzętowe, ale nawet na średnich detalach całość wygląda zacnie.
theHunter: Call of the Wild to taki trochę symulator chodzenia, trochę skradanka, gra detektywistyczna i w bardzo małym stopniu strzelanka. Generalnie, produkcja dla osób cierpliwych, chcących usiąść po ciężkim dniu i połazić sobie po pięknym wirtualnym lesie, by zapolować na zwierza. Pamiętając jednak trzeba, że jedyna akcja, jakiej tu doświadczycie, to wystrzał z karabinu myśliwskiego i ewentualnie pogoń za zranioną zwierzyną.
Świetna |
Grafika: Fantastycznie wykreowany wirtualny las, bogaty w szczegóły i cieszący oko. Do tego zmienne warunki pogodowe - wszystko to robi niebywałe wrażenie. |
Dobry |
Dźwięk: Całkiem niezłe odgłosy żyjącego lasu, choć do perfekcji czegoś brakuje. |
Przeciętna |
Grywalność: Gra skierowana do wąskiego grona osób - jeżeli się do niego zaliczacie, zapewne będziecie bawić się świetnie. Inaczej odpadniecie już po pierwszych dwóch-trzech godzinach rozgrywki. |
Przeciętne |
Pomysł i założenia: Twórcy nie wysilili się jeśli chodzi o projekty misji, sama rozgrywka też mogłaby być bardziej urozmaicona. |
Przeciętna |
Interakcja i fizyka: Po ugiętej trawie możemy dowiedzieć się, w którym kierunku poszło zwierze. Fizyka czasami jednak nawala. |
Słowo na koniec: Świetna wizualnie produkcja. Powinna spodobać się fanom wirtualnych łowów. Inni mogą sobie darować, bo nie ma tu ani angażującego wątku fabularnego, ani czegokolwiek, co urozmaicałoby zabawę. |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler