W popkulturze istnieją 3 główne wizje przyszłości. Pierwsza, głoszona przez katastrofistów, mówi o wybuchu kolejnej wojny światowej, po której następna, jak to już powiedział Einstein, będzie się toczyć na kije i kamienie. Druga mówi o wyczerpaniu się surowców energetycznych na Ziemi, co popchnie ludzkość do szukania nowych środków zaspokajających jej potrzeby, również tych destrukcyjnych, poza domem. Wreszcie ostatnia to dzieło twórców Star Treka, gdzie homo sapiens w większości wyzbył się dawnych przywar i rusza nie tyle na podbój, co badanie reszty kosmosu. Developerzy z CI Games projektując Alien Rage wybrali pośrednią opcję, bo pierwsza nie była w stanie zapewnić odpowiedniego oręża, zaś ostatnia mogłaby zanudzić odbiorcę poszukującego nieskrępowanej, trącącej oldschoolem rozwałki. Już teraz mogę Wam zdradzić, że zdecydowano słusznie!
Po 10h spędzonych z Alien Rage wydaje mi się, że polskie studio w końcu znalazło swoją niszę. Kiedyś taśmowo wytwarzające bieda-shootery dedykowane dystrybucji w kioskach (i jednocześnie całkiem niezłe przygodówki), potem zapragnęło trafić do szeregu pierwszoligowych developerów za sprawą serii Sniper: Ghost Warrior. Pomimo wyraźnych przejawów budżetowości (nie tyle finansowej, co projektowej) obie gry sprzedały się zaskakująco dobrze, choć na to pozytywnie działał również deficyt podobnych tytułów na rynku oraz niska cena oferty warszawskiej firmy. Natomiast stojącej za Alien Rage bydgoskiej dywizji CI Games ewidentnie służy danie wolnej ręki, gdyż dotychczas ekipa ta wspomagała główne studio w pracach nad sequelem snajperskiego przeboju. Nowy produkt jest umyślnie oldschoolowy, zorientowany na przypomnienie ludziom, jak to się drzewiej szarpało bez gadek o terrorystach wymachujących atomowym kijkiem i fabularnych meandrów, za to pławiąc się w wysokiej grywalności.
W skrócie: w przyszłości ludzkość odkryła na pewnej asteroidzie nowe, warte wszelkich inwestycji źródło energii: prometium. Po jakimś czasie pojawiła się jednak kolejna gęba do wykarmienia – Vorusjanie, także ostrząca sobie ząbki na niezwykle cenny surowiec. Z początku udawało nam się koegzystować – obcy w geście dobrej woli użyczyli nam swojej technologii rafinowania, zaś my przyrzekliśmy ich nie okantować. Współpraca szła coraz lepiej, aż do momentu, w którym wszystko wzięło w łeb i kosmici zwrócili lufy w naszą stronę. Co tak naprawdę się stało? Informacji o przyczynach konfliktu dostarczają znajdźki w formie nagrań. Ich treść bywa zaskakująca, gdyż zawiera relatywnie dużo szczegółów o przybyszach, włączając w to ich wierzenia, a nawet uznawany przez nich model społeczeństwa, co stoi w opozycji do ogromnego ładunku akcji w samym gameplayu. Tak czy siak głos z dzienników audio swoje, a my swoje – jako kosmiczny komandos średnio dbamy o podłoże wojny, bo nie ma na to zwyczajnie czasu. Tytuł w pełni oddaje zachowanie wrogów: gardzą ciągłym kampieniem za osłonami i wielu z nich wściekle szarżuje na protagonistę. Szczególnie upierdliwi są goście wyposażeni w optyczny kamuflaż, zdolni na chwilę ogłuszyć bohatera uderzeniem. Wystarczy, że obsiądzie Cię, Drogi Czytelniku, kilka takich przerośniętych, humanoidalnych much i już nie żyjesz. Poza tym nieprzyjaciel dysponuje ogromną przewagą liczebną, więc momentami czułem się niemal jak w Painkillerze czy Serious Samie.
Z tymi przedstawicielami starej szkoły FPS-ów łączy Alien Rage szeroki, killerski arsenał (cudownie rozczłonkowuje ciała) i nastawienie na bycie w ciągłym ruchu, co dziś, w dobie systemów osłon każe zapomnieć o bezpiecznym ukryciu tyłka za murkiem. Tutaj co prawda takowe się trafiają, lecz z reguły są podatne na zniszczenie albo nie zapewniają spodziewanej ochrony – nieraz obrywałem od bossa, pomimo tego że dzielił nas całkiem potężny słup. To akurat wybitnie perfidne ze strony twórców, ponieważ stwarza wrażenie bycia najzwyczajniej w świecie robionym w bambuko. Stąd też pierwszy i drugi szefu są zdecydowanie najtrudniejsi, także z uwagi na brak potężniejszej broni w plecaku. Podchodziłem do nich dziesiątki razy i gdy wreszcie mi się udało, odczułem niesamowitą satysfakcję, że pomimo ich gargantuicznych pasków zdrowia, staroszkolnego apetytu na ołów i wątpliwej roli osłon pokonałem dziadów. Jak już sami wywnioskowaliście, poziom trudności Alien Rage jest niespotykanie wysoki wobec współczesnych standardów, o czym pisaliśmy już w zapowiedziach. Jedynie co późniejsi bossowie czasem rozczarowują, lecz w dużej mierze zależy to od arsenału – jeśli zachomikowaliście wyrzutnię rakiet i zapas amunicji do mocnych, nieco wzorowanych na Bulletstormie strzałów alternatywnych, trup będzie się gęsto ścielił pod Waszymi buciorami.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler