Od tureckiego studia TaleWorlds inni producenci mogliby pobierać lekcje, jak przy skromnym budżecie stworzyć tytuł, który podbije serca graczy i wciągnie ich w swój świat na długie godziny. Z pozoru prosta gierka – Mount&Blade, doczekała się mnóstwa fanowskich modyfikacji, jeszcze bardziej urozmaicających rozgrywkę, a przecież już podstawka oferowała mnóstwo świetnej zabawy. Wszystko to złożyło się na ogólny sukces „symulatora średniowiecza”. W międzyczasie swoją okazję zwietrzył CD Projekt, wydając Ogniem i Mieczem – modyfikację osadzoną w rodzimych realiach. Nadszedł jednak moment, w którym sami twórcy musieli dorzucić swoje pięć groszy – i tako powstał Mount&Blade: Warband – gra, która pozbawiła mnie kilku dni życia.
Ile by tu o najnowszej produkcji TaleWorlds nie mówić, ta wciąż pozostanie poczciwym Mount&Blade, z szeregiem nowych rozwiązań oraz poprawek oczywiście. Właśnie pod takim względem gracze powinni do tytułu podchodzić – nie uświadczycie rewolucji, zaobserwujecie natomiast dość przyjemną ewolucję.
Takim oto sposobem znów zaczynamy jako nic nieznaczący kmieć, by poprzez mozolne podróże stawać się coraz bardziej rozpoznawalnym w świecie panem, a nawet lordem. Nim jednak wyruszymy na podbój Calradii, musimy wykreować swojego bohatera tudzież bohaterkę. Oczywiście tej drugiej od samego początku będzie znacznie trudniej, wszak w dobie średniowiecza dziewki służyły jedynie za argument przypieczętowujący podpisany traktat (oczywiście mowa o arystokracji, zwykłe pospólstwo w ogóle się w mrocznych czasach nie liczyło). Po pobieżnym wykreowaniu wyglądu (swoją drogą kreator nic się nie zmienił), określeniu cech oraz umiejętności, dokonujemy wyboru naszego pochodzenia. Chwilę później przyłączamy się do jednej z sześciu karawan, by na wybranym przez siebie terenie rozpocząć wielką przygodę, której celem jest…
No właśnie, celu samego w sobie nie ma, o czym starzy wyjadacze Mount&Blade doskonale wiedzą. Tu gracz decyduje, co w danej chwili chce robić i co jest dla niego priorytetem. A możliwości jest całkiem sporo. Co prawda na początku każda historia wygląda tak samo – zostajemy zaatakowani przez bandytę, by później wplątać się w konflikt kupca z miejscowym panem, strącając przy okazji kilka łbów, jednak wątek kończy się szybciej niż zaczyna. Tak więc o jakiejkolwiek fabule gracze znów mogą zapomnieć, co dla jednych jest zaletą, dla innych może jednak stanowić dość istotną wadę.
Swój czas możemy zaprzepaścić w turniejach, organizowanych na zamkowych włościach, by przy okazji zdobyć sławę i trochę złota. Nawiasem mówiąc, zwycięstwo możemy zadedykować jednej z dam, co pomoże w późniejszej adoracji. Tak, twórcy zaimplementowali w grze konkury, podczas których spróbujemy swoich sił w miłosnych gierkach. Zdobycie serca wybranki na dobre połączy nas z rodziną szlachecką, co w późniejszym czasie może okazać się inwestycją znakomitą, bowiem szlachta chętniej pomaga własnym ziomkom.
Nic nie stoi również na przeszkodzie, aby prowadzić życie rozbójnika, napadając na lokalne wioski tudzież karawany kupieckie. Graczom mającym smykałkę do handlu Mount&Blade: Warband zaoferuje szereg towarów, które dowolnie możemy wymieniać, skupując po mniejszej, a sprzedając po większej cenie. Samych misji jest znacznie więcej. Standardowe „zanieś list, zbierz podatki” uzupełnione zostały o wyprawy zwiadowcze, wyzywanie innych wasali na pojedynki, oczernianie słów konkurencji czy też epickie wyprawy zbrojne.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler