Żadnych wad nie stwierdziłem w kwestii oprawy audiowizualnej. Leciwy już silnik doczekał się wielu usprawnień, zaś dodanie efektu 3D sprawia, że na dzieło od początku do samiutkiego końca spoglądałem z niekłamanym zachwytem. Ostatnia gra w jakiej przyszło mi porzucić wykonywanie questów na rzecz podziwiania okolicy to chyba Red Dead Redemption. Śmiało mogę stwierdzić, że pod tym względem Nintendo dorównało geniuszom z Rockstara i oddało estetom do dyspozycji kolejny świat, który onieśmiela rozmachem. Na plus należy także zaliczyć podbicie rozdzielczości i dodanie kilku nowych tekstur względem oryginału. Dzięki temu uzyskano efekty "ponadczasowości" i komiksowości, które towarzyszą chociażby The Legend of Zelda: The Wind Waker wydanej na GameCube’a. Z pewnością jednak nie jest to szczyt możliwości konsoli i wierzę, że kolejne nadchodzące produkcje uniosą poprzeczkę jeszcze wyżej.
W kwestii dźwięku nie można mówić o zbyt wielu zmianach. Główny motyw muzyczny w nietkniętej formie jest obecny w każdej części sagi, zaś melodia i jej styl zależne są od wydarzeń rozgrywających się na ekranie. Zazwyczaj przygrywa nam miła dla ucha muzyczka, która świetnie podkreśla klimat i rangę przygody. Szkoda natomiast, że nadal nie pokuszono się o dubbing, co zresztą charakteryzuje każdą z odsłon serii. Postaci wydają tylko pojedyncze dźwięki, jak krzyk czy wyrażanie smutku i radości, nic poza tym. Wszystkie dialogi musimy czytać, co nie jest zbyt wygodne, zwłaszcza mając na uwadze efekt 3D, mający niezbyt pozytywny wpływ na nasze oczy.
Lekkie problemy miałem ze sterowaniem. Nie jest to w żadnym wypadku błąd programistów – wina leży raczej po stronie designu konsoli. Jako posiadacz i użytkownik PSP często męczyłem się z nieporęcznością 3DS’a. Granie w samochodzie czy na przystanku w moim przypadku właściwie nie miało racji bytu – najwygodniejszym sposobem było trzymanie sprzętu na płaskiej powierzchni takiej jak biurko czy stół. Dopiero wtedy udało mi się w pełni wsiąknąć do świata wykreowanego przez Shigeru Miyamoto.
Summa summarum, produkcja nadal robi pozytywne wrażenie. Jako że znam ją od podszewki już z czasów Nintendo 64, naturalnie nie zaskoczyła mnie tak, jak zrobi to z graczami nie mającymi z nią wiele wspólnego. Przede wszystkim dlatego obniżam ocenę końcową, mimo to od razu zaznaczam, że pozostali gracze śmiało mogą podnieść ją o jedno oczko wyżej. To niesamowite, ponadczasowe i spektakularne dzieło, które zachwycać będzie nawet za kolejne 13 lat. W gruncie rzeczy, to nie jest gra – to arcydzieło i jak dotąd, jedyny tytuł, dla którego warto kupić 3DS’a. Miejmy nadzieję, że Nintendo pójdzie za ciosem i odświeży także odsłonę o podtytule Majora’s Mask, będącą bezpośrednią kontynuacją recenzowanego tytułu. Marka Legend of Zelda od zawsze stanowiła o sile sprzętów japońskiego potentata, nie inaczej jest i w tym przypadku.
Genialna |
Grafika: Robi wielkie wrażenie, przede wszystkim pod względem wykreowanego świata. Mimo to 3DS'a stać na więcej. |
Świetny |
Dźwięk: Muzyka wpada w ucho i umila czas, żałuję jednak, że zabrakło dubbingu. |
Genialna |
Grywalność: Wciąga niemiłosiernie. Niejednokrotnie straciłem przy niej rachubę czasu. |
Świetne |
Pomysł i założenia: Mimo że to remake, Nintendo pokusiło się o dodanie garści usprawnień i nowości. |
Genialna |
Interakcja i fizyka: Możemy podnieść i użyć większości spotkanych na drodze przedmiotów, porozmawiać z niemal każdym NPC'em i wejść do prawie każdego budynku. Gra potrafi piekielnie wciągnąć. |
Słowo na koniec: Pierwszy wielki tytuł w dorobku 3DS'a, nie wykluczone również, że do końca życia konsoli utrzyma się na topie. |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler