RetroStrefa - Operation Flashpoint: Cold War Crisis
Opisywana tu gra odznaczała się niezwykle dużą różnorodnością. Poszczególne misje oferowały zupełnie nowe przeżycia. W jednym momencie patrolujemy obrzeże lasu, w następnym nasz oddział jest przetrzebiany przez Specnaz. W innym scenariuszu wcielamy się postać swego rodzaju Sama Fishera i przenikamy do struktur przeciwnika, by zlikwidować obronę przeciwlotniczą przed głównym desantem. W następnej chwili atakujemy ten sam ląd, siedząc za sterami odrzutowca, by w ostatecznym rozrachunku poprowadzić zmasowany atak piechoty, dowodząc własnym oddziałem. Tego typu atrakcji, które wzajemnie się między sobą przeplatały, była cała masa.
Do dziś nie zapomnę dramaturgii potyczek, podczas których przez radio dowódca meldował o kolejnych zgonach w mojej drużynie. Przewaga liczebna nie miała tutaj żadnej wartości, o ile nie szła w parze z dobrze zaplanowaną taktyką. Gdzieś w tej mocno hermetycznej produkcji (wszak symulatory do takich właśnie należą) wykreowany został niesamowity wręcz wojskowy klimat, którego nie odczułem później w żadnej innej grze. Nie było tu miejsca na uczuciowe uniesienia. Nie przyzwyczajaliśmy się do poszczególnych postaci. Zamiast tego występowała chłodna kalkulacja na miarę zawodowego wojska, gdzie śmierć milionów to tylko statystyka.
Bohemia Interactive w momencie wydania gry zachwyciła swoją technologią. Silnik graficzny z niezwykle dobrą fizyką był rok później wykorzystany przy produkcji symulatora wojennego, z którego korzystały poszczególne jednostki wojskowe na całym świecie, wliczając w to szereg formacji ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii czy chociażby Australii.
I wcale to nie dziwi, wszak Operation Flashpoint w idealny sposób odzwierciedlał zachowania na polu walki. To właśnie dzięki tej grze jestem w stanie w dniu dzisiejszym rozpoznać większość rodzajów broni czy też pojazdów pancernych, o czołgach nie wspominając. Niezwykle dokładnie zrealizowany widok z kokpitu większości maszyn robił wtedy piorunujące wrażenie. I robi je nadal, bowiem ta gra się nie starzeje. Owszem, graficznie mocno już niedomaga, ale ducha grywalności nie zatraci nigdy.
Operation Flashpoint zawierał również rozbudowany edytor poziomów, dzięki czemu mogliśmy tworzyć własne scenariusze, a nawet całe kampanie, o ile nie brakowało nam odpowiedniego zacięcia. Szereg narzędzi pozwalał na projektowanie skryptów, umieszczanie poszczególnych budowli i jednostek… słowem, wszystko czego dusza zapragnęła. Nic nie stało na przeszkodzie, aby wrzucić do gry tysiąc żołnierzy i patrzeć z pobliskiego wzgórza, jak się wyrzynają. O ile dysponowaliśmy odpowiednim ku temu komputerem, bowiem były to czasy procesorów o zegarze zamykającym się w liczbach trzycyfrowych, często nie przekraczających nawet 500 MHz.
Operation Flashpoint to gra niezwykła pod każdym względem. Dostarczała niesamowitych wrażeń podczas wykonywania zróżnicowanych misji, a przy okazji uczyła jeszcze zachowania na polu walki i demonstrowała, jak bezwzględnie może wyglądać wojna. Dzisiaj pozostała nam tylko ArmA – czyli duchowy spadkobierca serii, bowiem nawet Operation Flashpoint wpadło w ręce innego dewelopera i choć zachowało swój pierwotny realizm, to pod wieloma względami nie dorównuje oryginałowi. Wszakże ten może być tylko jeden.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler