Strona główna » Tematy wolne » Podgląd tematu
Opowieść o Człowieku w Kapturze

Offline
Master21 //grupa Mieszczanie » [ Rekrut (exp. 484 / 500) lvl 8 ]0 kudos
Oto pierwszy rozdział mojej książki (pt znaczy tutaj pod tytułem Szczęśliwy ) pt.: "Ziemiofonika" opowiada ona o przygodach Człowieka w Kapturze i takich tam jego ziomków.

R1 "Historia Wielkiego Rozdroża"

Mijały właśnie trzy miesiące od czasu, gdy Człowiek w Kapturze wysłał Battle Roboty do Fabryki położonej koło Ząbkowy Górniczej. Ząbkowa Górnicza leżała kilkaset mil od Kotliny Helji. W tej kotlinie znajdował się Zamek Brązowy – siedziba Człowieka w Kapturze i jego najlepszych dowódców. On sam był nie tylko władcą Zachodu, ale i miał moc żywiołu powietrza. Nigdy nie zdejmował kaptura i nikt nie znał jego imienia. Zawsze ubrany był w brązową szatę z kapturem. Jego sześciu dowódców też nie było zwyczajnymi wojownikami.
- Piorun Wielki, władca piorunów, dowódca SJP (Specjalnych Jednostek Piorunujących), na które mówiono po prostu „Piorunki”, był mistrzem gier karcianych i miał niezwykle specyficzne poczucie humoru;
- Wioślarz Trzeci, władca wody i chmur deszczowych był najlepszym kolegą Pioruna, oprócz tego bardzo dobrze, wysoko i daleko skakał;
- Lord Waissman, na którego wołano po prostu „Wais” umiał się zamienić w osoby, rzeczy, a nieraz nawet w miejsca, miał jeszcze bardziej specyficzne poczucie humoru niż Piorun;
- Piekielny Kot był kotem z piekła rodem, prawdziwym geniuszem, do dziś nie było większego kota geniusza niż on, sam stworzył Piekielne Lichy walczące na sprawę Helji, był też ich dowódcą;
- Pająk Strażnik był wielkim pająkiem, kiedyś strażnikiem portalu, teraz po opuszczeniu portalu został jednym z dziewięciu strażników Zachodu i jednym z sześciu dowódców;
- Najprawdziwszy Duch strzelał wiązkami czerwonego lasera z oczu i doskonale latał, również miał specyficzne poczucie humoru, ale nie takie jak Piorun i Lord Waissman.
Całych sześciu dowódców i Człowiek w Kapturze było siedmioma z dziewięciu strażników Zachodu. Pozostałymi dwoma strażnikami byli:
- Battle Robot nr 126 – robot z przyszłości przyzwany przez Człowieka w Kapturze, wyszkolony został przez niego w walce głównie na miecze, ale i nauczył się strzelać z kuszy był bardzo szybki;
- Battle Robot nr 125 – robot z przyszłości przyzwany przez swojego brata – BR -a nr 126, wyszkolony został przez Człowieka w Kapturze w głównie w strzelaniu z kuszy, ale też w walce na miecze, miał bardzo dobry wzrok.
One nie były dowódcami armii Helji, ponieważ zdecydowały się na obronę sojuszników Helji – Brokera. Z kotliny można było wyjść tylko jedyną drogą – Doliną Helji. Zadaniem Brokera było blokowanie skał sypiących się z gór, aby nie zasypały przejścia. Mury Blokera rozciągały się przez całą Dolinę, potem tworząc mur obronny Zamku Brązowego. Za doliną biegł jeszcze trochę na północ, aż do Miasta Pomarańczowego – Brokera Właściwego. Tam mury były trzy razy wyższe i grubsze. W mieście nie było dużo żołnierzy.
Jak już wiadomo Battle Roboty udały się do Fabryki na przegląd ogólny, więc na Zachodzie zostało tylko siedmiu strażników. Pewnego wieczoru Człowiek w Kapturze zarządził wielką ucztę w zamku. Wszyscy siedzieli w olbrzymiej, kamiennej Sali. Na stole długości długiego stołu nie brakowało trunków różnych rodzajów, soków o różnych smakach, wód gazowanych i nie gazowanych, różnosmakowych, wielosmakowych, bezsmakowych, o smaku dziwnym, oryginalnym, wody kranowej, mineralnej, z morza, z cukrem, z tabletkami musującymi, lekarskimi, nasennymi. Niektórzy nalewali sobie do pełna, do połowy, do trzech czwartych, inni w ogóle nie nalewali lub mało, trochę, dużo, niby nalewali, a jednak nie, tak jakby jednak nie, ale może jednak kropelkę lub dwie. A jeszcze inni po prostu nie nalewali nic, tylko wlewali napoje litrami do gęby.
Tak to tam było z napojami…z jedzeniem było inaczej.
- po pierwsze – jedzenia nie nalewali, ani nie wlewali!
- po drugie – nie było jedzenia gazowanego, z kranu itd.!
- po trzecie – nie dzieliło się jedzenia na trunki, soki i wody!
Na tym samym stole były kurczaki, wędliny i inne rzeczy zaliczające się do mięsa, twarogi, pleśniowe i żółte sery, ryby, a także chleb, bułki, rogale, czyli pieczywo i inne jadalne jak to mówił Wioślarz „trójwymiary”.
Kurczaki były dobrze doprawione, o smaku kurczakowym, z nutą przypraw, z dynamitem w środku, niektóre były z samej skóry i kości, inne z niespodzianką, żywe, półżywe, ledwo się ruszały, śpiące, uśpione, wyspane, zaspane, padające z nóg, na kolana, na widelec, ale zdarzały się też nieraz na talerzach korki. Twarogi trwały w trwodze, twardo twierdziły, że nie są serem, inne sery np.: żółte stawały się zielone przez pogodę, temperaturę, starość, młodość, zapach, widok pełnionej masakry na talerzach, nudy, nudności, inne dostawały szału i bzika, i dziurawiły się nawzajem, lub robiły turnieje na noże.
Oprócz siedmiu strażników byli tam też najlepsi żołnierze helijscy i najlepsze piorunki. Wszyscy jedli i pili prawie do rana. Kiedy minęła godzina piąta nad ranem Piorun wyjął karty. Po trzydziestu czterech partiach z Wioślarzem, który wszystkie przegrał, oboje zabrali się do picia. Kiedy zaczęło jaśnieć wszystkich bolała już głowa. Większość żołnierzy i piorunków odeszło od stołu. Wioślarz już nie lekko podpity zsunął się z krzesła i zasnął na podłodze, podłodze normalnie wyglądający Piorun pochwycił najbliższą pustą butelkę po alkoholu. Rozbił ją sobie o głowę, wystawiając język i robiąc zeza przewrócił się razem z krzesłem do tyłu.
Minęło kilka godzin do czasu, kiedy oboje wstali z podłogi. Z wielkim bólem głowy dowiedzieli się od pięciu żołnierzy, których zastali siedzących przy nich, że już po obiedzie. Bardzo się zdziwili, ponieważ było całkiem ciemno i nic prawie nie było widać. Usiedli na chwile. Piorun zaczął szukać jakiejś butelki, która ukoiłaby jego chęć wypicia czegokolwiek. Znalazł tylko kurczaka i dwa pudełka zapałek z coca-coli. Wsypał wszystkie do szklanki i uderzył w nie piorunem otrzymując wspaniały przeterminowany napój o smaku coca-coli. Postanowił jednak nie pić tego i pochwycił półżywego kurczaka. Niestety miał pecha, trafił na dynamit w środku. Wioślarz zdążył wskoczyć pod stół, którego długość już znacie. W wyniku wybuchu stół skrócił się o połowę i długość jego w tamtym momencie wynosiła połowę długości długiego stołu. Wioślarz zobaczył tylko jak Piorun przechyla się do tyłu i pada na ziemię. Nagle się poderwał i wyciągnął Wioślarza spod stołu. Na szczęście był to tylko dynamit dymny. Razem z pięcioma żołnierzami wyszli z Sali i w tym momencie zabrzmiał róg Trupiej Wieży.
Trupia Wieża była nazywana Czerwoną Wieżą, ponieważ tworzono tam tysiące trupów walczących przeciwko wszystkiemu, co dobre. Tamtejsze trupy były bardzo wytrzymałe i dobrze walczyły wręcz. Nikt jeszcze nie spotkał nigdy trupów z kuszami. Przy Trupiej Wieży, w jaskiniach tworzono Duchy, które umiały strzelać wiązkami lasera, takimi jak Najprawdziwszy Duch, tylko słabszymi. Umiały też tworzyć różne rzeczy potrzebne im do walki.
- Biegnijmy szybko, może zdążymy na najlepsze! - krzyknął Piorun
Zaczęli biec jak najszybciej potrafili, pięciu żołnierzy zostawiając w tyle. Po chwili zabrzmiał drugi róg. Był to róg Blackrocku, Zamku Czarnego.
Stamtąd pochodzili jeźdźcy skorpionów i wielki, niespotykanie silny Powitalny – władca skał był z nich stworzony. Sprawował tam władze, ponieważ był najsilniejszy. Choć panował bardzo okrutnie to potwory mu się nie sprzeciwiały, można było uznać je nawet za zadowolone. Nikt z zachodu nie odwiedzał od dawna tego miasta, więc nie wiadomo było, co się tam dzieje. Blackrock i Trupia Wieża nie atakowały dotychczas zamków wysuniętych bardziej na zachód, ponieważ prowadziły nieprzerwaną wojnę z Hysaarem – twierdzą, która nigdy nie została zdobyta.
Hysaar leżał na południowym wschodzie, a ich sojusznicy – Wielki Kraj Smoków leżał na północnym wschodzie. W twierdzy panował Hyssar XVI, lub już XVI, nikt tego nie wiedział. Ząbkowa Górnicza dostarczała im potrzebnej broni, jedzenia i materiałów budowlanych.
Gdy Piorun i Wioślarz wybiegli z zamku zobaczyli setki jeźdźców skorpionów i duchów walczących z żołnierzami helijskimi, piorunami i lichami. Zauważył ich walczący Człowiek w Kapturze i rzucił Wioślarzowi brązową laskę. Ten chwycił ją i przyłączył się do walki. Piorun wyjął swój piorunujący miecz i ruszył za nim. Gdy był już blisko niego ze wszystkich stron zabrzmiały krótkie, piskliwe rogi. Od południa, ze strony gór zaczęły nadbiegać setki gobelinów z małymi mieczykami, trolle z głazami, olbrzymy górskie i kilka stworów podobnych do ludzi. Naprzeciw im wyszedł Piekielny Kot i kilkadziesiąt jego lichów. Naprzeciw duchom wyszedł Najprawdziwszy Duch z kilkunastoma lichami, piorunami i kilkoma oddziałami żołnierzy helijskich. Na jeźdźców skorpionów wyszli Pająk Strażnik, Lord Waissman i stu rycerzy konnych. Piorun podbiegł do Wioślarza i powiedział:
- Czekaj, nie idź na otwartą walkę! Ktoś trafi cię z kuszy i już sobie nie powalczysz. Jak myślisz, skąd tu się wzięły gobliny, a tym bardziej trolle? One nadchodzą od południa, ze strony gór, zza zamku.
- To może mieć sens! Pamiętasz, dwa dni temu posłaliśmy za zamek dwóch żołnierzy, aby sprawdzili czy wszystko jest na swoim miejscu.
- I co powiedzieli, bo zapomniałem?
- Nic. Oni nie wrócili. Dopiero mi się przypomniało.
- Mam pomysł – krzyknął Piorun – weźmy kilku ludzi i…
- I co? – zapytał Człowiek w Kapturze, który pojawił się nagle przez nich niezauważony.
- Ja, ech…, chciałem zobaczyć skąd tu tyle goblinów i trolli – powiedział Piorun
W tym momencie dobiegli tam żołnierze z zamku i dziesięć piorunków.
- Weź ich i idźcie z Wioślarzem za zamek. Jeżeli coś tam znajdziecie, to zniszczcie to coś. A jeśli będą potrzebne posiłki, to zatrąbcie w róg – powiedział Człowiek w Kapturze rozpływając się w powietrzu.
Przez chwile stali w bezruchu. Ciszę przerwał Piorun:
- A więc chodźmy!
- Dobry pomysł – przytaknął Wioślarz
- A więc na … ech … wiem, na to coś za zamkiem!
Propozycja została przyjęta z ogólnym zadowoleniem wyrażanym przez piski, oklaski i różnego typu krzyki „tak”-o-podobne wydawane przez specjalny oddział, który nazwano „Goblinowcy”. Miejsce, skąd oddział specjalny wyruszy nazwano „Małym Rozdrożem”, co zapoczątkowało historię „Wielkiego Rozdroża”. Oddziałowi dowodzili Piorun i Wioślarz jako najbardziej doświadczone osoby z pośród reszty oddziału. Postanowili poruszać się bardzo cicho i wzdłuż wschodniej ściany zamku. Idąc słyszeli jak następne gobeliny szły w stronę pola walki. Wszystkie nadchodziły z południowej strony.
Musieli bardzo uważać, aby nie zostali wykryci przez gobliny, dopóki nie zobaczą, co dzieje się za zamkiem. Gdyby tak się stało nie mieliby szans na przeżycie nawet pięciu minut. Bardzo wierzyli, że im się uda, byli zdeterminowani. Oddział nie chciał zawieść, tym bardziej, że wiedzieli, że jeśli odkryją coś niezwykłego i uda im się to unicestwić, to zostaną nagrodzeni, albo uznani bohaterami narodowymi. Szli jeszcze bardzo długo na południe, aż dopiero skończyła się wschodnia ściana zamku. Zza zamku promieniowało zielone światło. Postanowili jeszcze chwilę stać przy wschodniej ścianie, dopóki nie będą gotowi. Wyjęli miecze, ale nikt nie odważył się jeszcze wyjrzeć. Piorun podszedł do Wioślarza i powiedział:
- Mam pomysł!
- Jaki?
- Wrzucimy cię tam!
Wioślarz pozostawił tą sytuację bez komentarza i przedstawił swój pomysł:
- Mam pomysł!
- Nie, mnie też nie wrzucisz!
- Nawet nie o to mi chodzi.
Wioślarz znów pozostawił tą sytuację bez komentarza, a Piorun ciągnął dalej:
- A więc, jeśli już mój przyjaciel po fachu nie ma już żadnych głupich komentarzy mogę kontynuować.
Wioślarz spojrzał się groźnie na Pioruna, a ten tylko się do niego szyderczo uśmiechnął i ciągnął dalej:
-Jeżeli boicie się wyjrzeć tam – mówił pokazując południe-- to znam znakomity sposób, aby sprawdzić, co tam jest!
- Jaki? – zapytał jeden z żołnierzy
- Losujmy!
Cały oddział myślał, że padnie na ziemie ze śmiechu lub współczucia, ale w ostateczności się powstrzymali. W końcu zgodzono się na losowanie. Wylosowani zostali obaj dowódcy. Nie chciało im się za bardzo w to wierzyć, ale w końcu losowanie to losowanie. Zaczekali, aż obecna partia gobelinów przejdzie, a gdy to się stało wyjrzeli zza ściany. Zobaczyli tam sześć tuneli i setki goblinów. Z tuneli, co kilkanaście sekund wychodziło kilka gobelinów łączących się, tworzących oddział i idących na pole walki. Obejrzeli się i powiedzieli swojemu oddziałowi, co tam jest. Goblinowcy przyjęli to trochę z ulgą, a trochę ze smutkiem. Byli pewni, że jest tam coś gorszego, co mogłoby ich szybko zabić, ale gdyby im się udało, zostaliby odznaczeni.
Naradzili się i doszli do wniosku, że lepiej będzie nie wzywać pomocy, tylko szybko zasypać tunele.
- Jest ich sześć…hmmmm… - zastanawiał się Piorun – Mam! Ja i Wioślarz zasypiemy jeden, a wy podzielcie się na pięć grup po dwa piorunki i jednego żołnierza i zasypiecie resztę!
Pomysł został przyjęty. Opuścili wschodnią ścianę i zaczęli iść południową. Byli odrobinę widoczni z powodu zielonych lamp goblinowskich, tworzonych na odludziu, obok Blackrock. Po kilku minutach opuścili południową ścianę zamku i zaczęli zachodzić obóz gobelinów od tyłu.
Byli już w połowie drogi, kiedy ciemność się rozproszyła, a od strony gór nadszedł Archanioł, władca światła i król Minowni, Białej Twierdzy leżącej daleko na południe od Helji. Stamtąd pochodzili miniowcy i być może jeźdźcy drzew (nikt nie był pewien, czy powstali tam, czy w Strażnicy). Za Archaniołem nadjeżdżali jeźdźcy drzew, było ich dokładnie trzydziestu. Goblinowcy rzucili się na ziemię, aby nie zostali zauważeni. Gobliny zobaczyły Archanioła i zamiast uciekać – uśmiechnęły się.
- Już po was nikczemne stwory! – zawołał Archanioł i zaczął pędzić na swoich ośmiu plączach nóg na stwory.
Nagle zaczęła trząść się ziemia i Archanioł wpadł w dziurę, którą widocznie gobliny wykopały wcześniej przewidując jego przybycie. Z powstałej dziury wyszło osiem olbrzymów górskich. W ostatniej chwili Archanioł chwycił je swoimi plączami i wszystkie razem z nim wpadły do głębokiej dziury.
- Czy mi się wydawało czy on chwycił wszystkie osiem? – zapytał Wioślarz – a to znaczy, że …
- Uch… spadł na tyłek… - powiedział Piorun – współczucie…
Nastała chwila ciszy, którą przerwali jeźdźcy:
- Na nie!!!
Wszyscy jeźdźcy ruszyli na gobliny miażdżąc je, taranując i robiąc tym podobne rzeczy.
- Może byśmy tak wreszcie rognęli w ten róg? – zapytał Wioślarz
- „Rognęli”? – zapytał Piorun
- W trąbę się trąbi, a w róg rogli, co nie?
- Nie wydaje mi się, ale jak tak bardzo chcesz, to sobie roglnij.
Po chwili zabrzmiał róg Helji, a oddział ruszył pomóc jeźdźcom. Walka trwała długo, sam Piorun i Wioślarz zabili około sześciuset goblinów. Zniszczono dwa tunele, ale reszty nie było już czasu. Goblinów było niestety za dużo. Padli wszyscy jeźdźcy i Goblinowcy. Przeżyli tylko Piorun i Wioślarz. Otoczyły ich wszystkie gobliny.
- No to odkupimy wam te tunele i będzie po sprawie, dobra? – zażartował Piorun.
Nagle z dziury wyszedł Archanioł i rewanżując się stworzył wielki krater, który zniszczył resztę tuneli i część goblinów. Po chwili odszedł. Gobliny znów spojrzały na ocalałych.
- Ale za resztę to on zapłaci! –krzyknął Piorun
Stwory widocznie nie zrozumiały żartu i zaczęły się zastanawiać, o co mu chodziło. Po kilku minutach myślenia zaczęło robić się gorąco od tego intensywnego myślenia, więc gobliny przestały myśleć i postanowiły ich poćwiartować. Właśnie miały to zrobić, kiedy zabrzmiał róg Helji i od strony zamku przybył Człowiek w Kapturze i stu żołnierzy. Gobliny były rozkojarzone od nadmiernego myślenia i już wyczerpały swoją siłę umysłową. Nie broniły się, tylko stały w bezruchu. Niektóre tylko odruchowo podnosiły miecze w nadziei, że się jakoś obronią.
- Ty tutaj?! Co byś zjadł!? Przecież ich jest tylko ponad tysiąc! Spokojnie dalibyśmy sobie sami radę! – krzyknął Piorun
- Jak chcesz możemy wam ze stu zostawić… - odpowiedział Człowiek w Kapturze
- Nie, jak już się rozgrzaliście to nie będziemy wam psuć zabawy…
- Jak dalibyście sobie radę, to dlaczego rognęliście w róg?
- Co wy dzisiaj z tym „rognęlowaniem”?
- A nie wiem, tak jakoś mi się powiedziało.
Po pokonaniu reszty goblinów, Piorun, Wioślarz i Człowiek w Kapturze wrócili pod północną stronę zamku. Żołnierzy zostawili za zamkiem, żeby usunęli ciała goblinów i posprzątali po tunelach. Kazał im też zabrać do zamku pozostałe zielone lampy goblinowskie, czuł, że mogą się przydać. Przed zamkiem nie było żadnych trupów, panował spokój i porządek. Lord Waissman śpiewał sobie pod nosem na bujanym krześle, Pająk Strażnik ćwiczył walkę trzema włóczniami, Najprawdziwszy Duch wytapiał laserem następną kreskę na murze pod napisem „wygrane”, Piekielny Kot wypróbowywał nową mieszankę prawie wybuchową, a wszyscy żołnierze zachowywali się spokojnie. Na widok powracających z bitwy kolegów, wszyscy czterej podbiegli do nich i zaczęli się wypytywać, co się stało za zamkiem. Piorun opowiedział całą historię, którą przy okazji trochę przyozdobił, naopowiadał im, że wiele razy ratował Wioślarzowi życie i tym podobne. Ten natomiast tylko się uśmiechał i kiwał głową na znak, że trochę mu go szkoda. Po swojej wersji, Piorun odszedł do Człowieka w Kapturze, a Wioślarz opowiedział prawdziwą wersję zdarzeń. Później dołączył do Pioruna i Człowieka w Kapturze. Wciąż gnębiło go jedno pytanie. W końcu odważył się zapytać:
- Gdzie się podziały trupy zabitych?
- Właśnie! – dodał Piorun
- Sam dokładnie nie wiem. Kiedy zabiliśmy wszystkich jeźdźców i wszystkie duchy, trupy zaczęły wstawać i nie można było ich ostatecznie unicestwić, więc musiałem użyj jednego z zaklęć…
- Jakiego? – zapytali razem Piorun i Wioślarz
-Dalixo Exentrus Awero Dę Selli poziomu trzeciego z uwzględnieniem wersu piątego z wyraźnym nastąpieniem na: tu cytuję: „ro”.
- Że jak? – zapytał Piorun
- Może trochę prościej? – dodał Wioślarz
- Po prostu wygnania umarłych, a resztę dodałem tak dla picu. CHACHACHA!!! Tylko że…
- Tylko że co?! – zapytali
- Ech, jakby to powiedzieć… Hmmmm… Przez przypadek wywaliłem też lichy.
- Nie zdziwiłbym się, gdyby zawiązały sojusz z Trupią Wieżą. – powiedział Wioślarz
- Ja też, tym bardziej, że Wais zdążył jeszcze krzyknąć: „Siemano” – powiedział Człowiek w Kapturze
Nagle Człowiek w Kapturze spostrzegł, jak od bramy jedynej drogi nadjeżdża dwóch konnym najwyraźniej z Blokera. Byli jeszcze daleko, więc nie był pewny. Wzniósł się w powietrze. Podleciał do nich. Oni się zatrzymali i ze zdumieniem popatrzyli na władcę Helji.
- Hej, to on umie też latać? – zapyta po cichu swojego kolegę jeden z nich
- Cicho, jeszcze nas usłyszy – odrzekł drugi i powiedział już donośnym głosem – Panie! Bloker potrzebuje pomocy! Nie ma czasu! Wielka armia trupów nadciąga od wschodu! Przez naszą Wielką Lornetę widać, że są już przy mostach w Osvellie!
- Ilu ich jest? – zapytał Człowiek w Kapturze
- Nasi matematycy wzrokowi mówią, że jakieś dziesięć tysięcy – odpowiedzieli
W tej chwili nadbiegli Pająk, Duch i Kot.
- Co się stało? – zapytał Pająk
- Na Bloker nadciąga dziesięć tysięcy trupów! – powiedział władca Helji
- A są wśród nich inne potwory, na przykład lichy lub skorpiony? – zapytał Kot
- Tak, są skorpiony, ale nie ma lichów. I jeszcze jeden taki wielki w pół czerwony. Idzie na przedzie. Za nim skorpiony, a za nimi trupy uzbrojone w hełmy, zbroje, tarcze i topory. Jest też takie wielkie pudło, w którym coś ciągną. Coś bardzo wielkiego, albo wiele małych rzeczy.
- Ma więcej niż trzydzieści metrów?
- Nie, to nie jest Powitalny – odrzekł jeden z konnych
W tym momencie przybiegli Piorun i Wioślarz.
- Co się stało? – zapytał Piorun
- Może wiecie, kto to! Wielki, w pół czerwony i idzie na przedzie armii z Trupiej Wieży i Blackrocku?
- Powiedziałeś Wielki Człowieku w Kapturze, że z Trupiej Wieży i Blackrocku?
- Tak, a co?
-Przecież przez Wielką Lornetę widać też, że przed Trupią Wieżą jest cała jej armia i budują coś wielkiego, jakby Super-Licha! Blackrock natomiast prowadzi bardzo aktywną wojnę z Hysaarem. Puścili wczoraj całą armię.
- Czekajcie, ja wiem, kto to jest! – krzyknął Wioślarz – To musi być Wielki Spraw!
- Tak, to na pewno Wielki Spraw! – mówił Człowiek w Kapturze – ale skąd wzięła się dla niego tak wielka armia?
- Właśnie! – krzyknął Piekielny Kot
- Są tylko trzy miejsca, gdzie można stworzyć tak wielką armię bez problemu. Musieli, więc podbić dwa z trzech lub wszystkie te miejsca!
- Ale jakie to miejsca Człowieku w Kapturze?
- Źródło i Kąpieliska Yseer, Ząbkowa Górnicza i Fabryka!
- To nie możliwe, żeby podbili Fabrykę, tam są nasze Battle Roboty! – krzyknął Kot
- Wiem!
Nagle usłyszeli wielki grzmot murów. Wszyscy się domyślali, że to trupy atakują Bloker.
- Panie! Prosimy, abyś posiłki i materiały budowlane do Blokera, bo inaczej blokada runie, a kamienie zasypią jedyne wyjście z Helji. Jeśli tak się stanie już nigdy nie będzie można tu wejść, ani wyjść, chyba że stworzylibyście jakiś trakt przez góry czy tunel podziemny.
- Wyślę wam część swoich żołnierzy, ale zamiast materiałów na naprawę muru wyślę wam coś lepszego.
- Może być cokolwiek, tylko żeby Bloker został uratowany.
Człowiek w Kapturze obrócił się i krzyknął:
- Niech do Blokera wyruszą: drugi, piąty oraz ósmy zespół oddziałów, na których czele staną: Najprawdziwszy Duch, Piekielny Kot, Pająk Strażnik oraz Lord Waissman!
Kilkadziesiąt oddziałów i czterech dowódców stanęło przed główną bramą czekając na wymarsz. Jeszcze przed opuszczeniem Helji, Człowiek w Kapturze podszedł do Lorda i powiedział:
- Jak dojdziecie, to wiesz, co robić. I bez głupich żartów.
Po chwili wyznaczone oddziały i dowódcy ruszyli do Blokera. Miejsce, z którego wymaszerowali leżało blisko Małego Rozdroża, więc nazwano je Wielkim rozdrożem, a cały ten obszar dostał nazwę „Rozdroża”.

Proszę o rzetelną ocenę
8)



Offline
Kabraxis //grupa Stara Gwardia » [ Hamster Raider (exp. 3158 / 3200) lvl 10 ]0 kudos
Ehh..aż przypomniały mi sie moje bazgroły xD
Wiec co ja bym na Twoim miejscu poprawił i jak patrze z oka pisarza innej opowiesci Dumny
- na początku bardzo dużo opisujesz miejsca i akcje, zero dialogów, przedstawiasz bohaterów od "-". Ten znak racze oznacza rozmowe, krzyk lub coś. POmyśl by to jakoś zmienic. np. Pierwszym oficerem był ten ten ten który specjalizował sie w tym tym tym, kolejnym czyms tam byl, nastepnym,
Piorun Wielki, jeden z żołnierzy staraj sie urozmaicać ich a nie wymieniać pokolei.
"Mijały właśnie trzy miesiące od czasu, gdy Człowiek w Kapturze wysłał Battle Roboty do Fabryki położonej koło Ząbkowy Górniczej. Ząbkowa Górnicza[/b:133ea14262]" sorz ze te wyrazy są identyczne prawie Dumny (na polskim nas tak uczyli xD) staraj sie podawiać podbne wyrazy (nie wiem czy to góra czyt jakoś i wtedy każde słowo różni się od siebie, krztałcisz własny język szukajac podbnych wyrazów)
I ostatnia podpowiedz z mojej strony, wsadzaj coraz jakis chocby mały dialog. Ja robiłem taki bład że pisałem za mało opisów miejsc a ty piszesz za mało dialogów widać to na poczatku gdzie masz same opisy.
To moje zdanie, ogólnie fajnie piszerz. Kontynuj prace, chętnie bede czytał Uśmiech
Trzymaj kurs! Uśmiech

Offline
Master21 //grupa Mieszczanie » [ Rekrut (exp. 484 / 500) lvl 8 ]0 kudos
No kurcze, Ząbkowa Górnicza to takie miasto w górach. Wrzuciłbym wam mapkę, ale nie mam skanera. Na kompie kiedyś robiłem to musiałbym poprosić kolegę żeby mi przesłał, bo tylko on ma na kompie kopie. Mi siostra wyrzuciła, bo na pulpicie miałem Zły

Offline
Kabraxis //grupa Stara Gwardia » [ Hamster Raider (exp. 3158 / 3200) lvl 10 ]0 kudos
Cytat: McCloude
Pisz , pisz Master przynajmniej jest co poczytać . Powodzenia.



Kabra co z twoją weną ?

Czyżby wakacje ?


Puszcza oko


Moja wena...ehh znikła Dumny straciłem klimat Szczęśliwy nie wiem nie wiem.. jak bede sie nudził to zobacze czy cos mi z tej weny zosatlo xD

Liczba czytelników: 475845, z czego dziś dołączyło: 0.
Czytelnicy założyli 53867 wątków oraz napisali 676146 postów.