RetroStrefa - Half-Life
I to właśnie chyba dzięki temu specyficznemu klimatowi Half-Life wciąga i zapada w pamięć do końca życia. Każdy etap oferuje zupełnie inne doświadczenia i staje się swoistą ikoną, branżową legendą. Któż bowiem nie pamięta ciemnych korytarzy Black Mesy, podróży elektryczną drezyną, kąpieli w basenie z toksycznymi odpadami czy wielkiej trójgłowej bestii, która reagując na hałas, uderzała twardym dziobem o metalowe podesty?
Siła wykreowanego klimatu tkwiła w beznadziejnych sytuacjach, które faktycznie zmuszały gracza do zastanowienia. Pamiętam, że niejednokrotnie wychodząc z tarapatów napotykałem na sytuację, która zmuszała mnie do ruszenia w jeszcze większe piekło. Początkowa myśl – w życiu tam nie pójdę! – powoli oswajała organizm i włączała racjonalne myślenie – przecież bez włączenia wszystkich systemów nie uda mi się spalić tej bestii!
Half-Life to nie tylko niezwykły horror, ale również satysfakcjonująca strzelanka i platformówka w jednym. Część łamigłówek wykorzystywała prawa fizyki. Należało podstawiać skrzynki, aby się gdzieś przedostać, włączać generatory prądu, zamykać śluzy podnoszące poziom wody itp. Ponadto frajdę sprawiała sama walka. Kilka strzałów i Gordon Freeman lądował w piachu. Liczył się spryt, wykorzystanie przewagi, jaką był niespodziewany atak i dokładne przestudiowanie arsenału w celu optymalnego wykorzystania każdej giwery.
A tych było sporo – od klasycznego łomu, poprzez zwykłą pukawkę, shotgun, SMG, a na wyrzutniach rakiet, granatach czy wręcz kosmicznych zabawkach kończąc. Gordonowi zdarzało się założyć pochodzącą z innej planety rękę, która strzelała regenerującymi się owadami, a w sytuacjach kryzysowych sięgał po prototyp serwujący wiązki zielonego lasera. Od wyboru, do koloru.
Od czasu do czasu zdarzała się również walka z przerośniętym monstrum. Często sprowadzała się ona do dramatycznej ucieczki, przemknięciu obok i obmyśleniu sposobu na eksterminację góry mięsa. Podczas walk towarzyszyło bardzo dziwne, wręcz nieprzyjemne uczucie (bowiem ucieczka przed dziesięć razy większym i szybszym bydlakiem nie należy do najpiękniejszych momentów w życiu).
Również pod względem graficznym Half-Life nie pozostawiał wiele do życzenia. Nawet teraz gra jest niesłychanie grywalna i pozwala się świetnie bawić, co jest chyba najlepszą rekomendacją tytułu.
I taki właśnie był Half-Life – jedyny w swoim rodzaju. Zapierający dech w piersiach, nie tylko ze względu na wartką akcję, ale również elementy platformowe czy wręcz wyjęte prosto z najstraszniejszych horrorów. Zdaje się, że to właśnie odpowiednie wyważenie poszczególnych elementów przyczyniło się do tak wielkiego sukcesu, który później został powtórzony za sprawą drugiej części serii. A na horyzoncie – jakby na tę sprawę nie patrzeć – pomału zaczyna majaczyć wyczekiwana przez wielu trójka.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler