L.A. Noire – do niedawna tajemniczy projekt studia Team Bondi. Jednak po pokazanych zwiastunach/screenach/informacjach przestał być już anonimowy w sieci. Ale czymże jest L.A. Noire? Szpilę najkrócej można określić jako „symulator detektywa”. I to będzie bardzo trafne określenie!
Szczebel po szczeblu... Team Bondi początkowo nie zdradzało praktycznie nic ze swojej produkcji. Kilka enigmatycznych, mało szczegółowych screenów. Jednak z tygodnia na tydzień wszystko radykalnie się zmienia. Jak sytuacja klaruje się na prawie dwa miesiące przed premierą?
Akcja L.A. Noire, jak skrót w nazwie wskazuje, rozgrywać się będzie w Los Angeles na przełomie lat 40. i 50. ubiegłego wieku. Wcielimy się w Cole'a Phelpsa – gliniarza do cna skorumpowanej policji LA. W przeszłości był na froncie II Wojny Światowej, przeżył dramatyczne wydarzenia, więc policja jest dla niego w pewien sposób azylem od tej historii. Jego aspiracją życiową, celem jest wstąpienie w szeregi wydziału zabójstw jako detektyw. I właśnie tak pokrótce będzie wyglądała fabuła gry – poprowadzimy Cole'a po szczeblach kariery policyjnej aż na sam szczyt, do upragnionego stopnia detektywa.
Jak wspomniałem wcześniej, szpilę z czystym sumieniem możemy nazwać „symulatorem detektywa”. A to dlatego, że główna mechanika gry sprowadza się do rozwiązywania dziwnych, niewyjaśnionych morderstw, wypadków drogowych itd.. Dynamiczne pościgi czy strzelaniny też się pojawią, lecz nie w takim natężeniu jak np. w GTA IV. L.A. Noire koncentruje się nie na szybkiej akcji, lecz na mozolnym i długotrwałym prowadzeniu śledztwa. Takie dochodzenie najlepiej zacząć od oględzin miejsca zdarzenia. To też czynimy, aby następnie kroczek po kroczku odkrywać nowe fakty. Zbieranie dowodów, dokładne oglądanie wszystkich przedmiotów związanych ze zbrodnią, prowadzenie rozmów ze świadkami, przesłuchiwanie podejrzanych, to wszystko doprowadzi nas do rozwiązania zagadki. Nie wystarczy, że podniesiemy jakiś przedmiot, by Phelps automatycznie ocenił wartość dowodową. Każdy, nawet najmniejszy ślad musimy dokładnie obejrzeć z każdej strony, a nierzadko otworzyć i sprawdzić, czy nie ma w nim istotnych dla sprawy poszlak, np. śladów krwi.
No właśnie, przesłuchiwanie podejrzanych. Jest to jeden z ważniejszych, by nie powiedzieć najważniejszych, punktów gry, który wiąże się z rewolucyjną technologią studia. Dialogi będą prowadzone na zasadzie znanej m.in. z Mass Effect 2 czy Heavy Rain. Z dostępnych kilku zachowań, nie całych kwestii, wybierzemy jedno, a bohater sam wygłosi zdanie. I tutaj twórcy wprowadzili pewną innowację. Otóż, po przesłuchaniu delikwenta dostaniemy wybór jednej z trzech opcji, dzięki której będziemy mogli bardziej przycisnąć klienta (nie wierzę), jeszcze go przez chwilę potrzymać w niepewności (wątpię) bądź puścić wolno (wierzę). Bardzo pomocna w podjęciu decyzji o dalszym przesłuchaniu lub odpuszczeniu świadkowi jest rewolucyjna technologia tworzenia mimiki twarzy - „MotionScan”. Działa ona na zasadzie nagrania ruchu twarzy prawdziwych aktorów przez dziesiątki kamer umiejscowionych pod każdym możliwym kątem. Ciekawostką jest, że obróbka komputerowa jest zbędna, ponieważ każdy ruch aktora jest od razu importowany do gry, co znacznie ułatwia pracę animatorom. Na pokazanych już trailerach oraz gameplay'u robi to niesamowite wrażenie!
Phelps i partnerzy!
Skoro tak mocny nacisk kładzie się na dialogi, więc i scenariusz musi być odpowiedniej długość. Ano będzie, bo na dzień dzisiejszy developerzy szumnie zapowiadają, że łączna liczba stron tekstu wynosi ponad dwa tysiące! Będzie on o dziesięć razy dłuższy niż scenariusz typowego filmu fabularnego. Imponujący wynik! No i wypada pogratulować scenarzyście, który odwala świetną robotę! Ale skoro mamy tyle dialogów, scenariusza, to i ktoś musi podkładać głosy. Swoje kwestie mówione pod wszystkie postacie podłoży – uwaga – ponad 300 aktorów, których dialogi trwają łącznie 50 godzin! W ten sposób mogłyby powstać dwa sezony amerykańskiego serialu. Jeszcze ze statystyk możemy podkreślić fakt, że do dnia dzisiejszego wydano na produkcję 50 milionów dolarów, czyli o prawie 2/3 mniej niż pochłonął developing Grand Theft Auto IV.
Czy takie pieniądze wystarczą, aby L.A. Noire odniósł komercyjny sukces? Osobiście mocno wierzę w ten tytuł. Jest to powiew świeżości, coś nowego, jakieś oderwanie od cyklu Call of Duty czy Simsów. Od pierwszych trailerów razi niesamowitym klimatem, bucha on wprost na twarz. I od razu mnie nim zaraził – mój kandydat na grę roku 2011!
Podsumowanie: L.A. Noire to solidny kandydat na grę roku 2011. Musi zostać tylko dobrze wypromowany. Oby R* nie zwlekał zbyt długo z kampanią marketingową...
Nie tylko. Powinna być wciągająca, grywalna, ciekawa. Grafika to nie wszystko. Zresztą, grafika w tej grze i tak prezentuje się świetnie, szczególnie animacja twarzy. Takiej na żadnym PC jeszcze nie widziałem.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler