Zapowiedź gry Splatterhouse (XBOX 360)
Hieronimus @ 15:29 20.11.2010
"Hieronimus"
Jak ten czas leci, jeszcze niedawno był rok 1993 i zagrywaliśmy się w ostatnią część Splatterhouse. O ile oczywiście byliśmy Amerykanami bądź Japończykami, bo w Polsce ta gra była średnio popularna.
Jak ten czas leci, jeszcze niedawno był rok 1993 i zagrywaliśmy się w ostatnią część Splatterhouse. O ile oczywiście byliśmy Amerykanami bądź Japończykami, bo w Polsce ta gra była średnio popularna.
Owa seria beat’em up (odmiana gry zręcznościowej polegająca na poruszaniu się w prawo i zabijaniu bronią białą lub wręcz setek przeciwników) doczekała się nie tylko trzech „właściwych” części, ale i dziesiątek konwersji, na przykład w część trzecią mogliśmy zagrać niedawno na Playstation 3.
Nowy Splatterhouse fabularnie nie odstaje, ani nie różni się od oryginału – szalony psychotronik, profesor West, przeprowadza w swojej posiadłości zakazane eksperymenty naukowo-magiczne. Kluczowa w tych badaniach jest mówiąca maska pochodząca z cywilizacji Majów. Pewnego dnia naukowiec dokonuje przełomu, jednak natychmiast potem znika bez wieści. Mija kilka lat. Rick Taylor, niczym nie wyróżniający się student, oraz jego dziewczyna Jennifer Willis jadą na zasłużony odpoczynek. Niestety, podczas podróży zaskakuje ich deszcz, który postanawiają przeczekać w najbliższym napotkanym domu. Tym domem będzie oczywiście rezydencja Westa. Wewnątrz zostają zaatakowani przez nieznaną bestię, która porywa Jennifer. Rick postanawia uratować ukochaną, zatem wyrusza w głąb posiadłości. Niedługo po rozpoczęciu penetracji napotyka na wspomnianą wcześniej maskę Majów. Okazuje się, że swojemu posiadaczowi, poza standardowym pakietem zgryźliwych dowcipów, oferuje również nadludzką siłę...
Scenariusz nie jest mocną stroną tej produkcji, równie dobrze mogłoby go nie być. Tutaj liczy się rozgrywka.
Twórcy zapewniają nas, że będzie na co popatrzeć. Używają przy tym określeń takich jak „gotycki klimat ”, „groteska”, „gra dla dorosłych”. Z pewnością pasowałyby też „makabrycznie” i „brutalnie”. Rick będzie rozrywał, ćwiartował, miażdżył i rozpruwał swoich obrzydliwych wrogów. Przemoc ma był głównym atutem Splatterhouse. Co jakiś czas Rick przejdzie w tryb "szarży", w którym będzie silniejszy i odporniejszy. Bryzgająca dokoła krew zachlapie również nasz ekran, co prawdę mówiąc, może przeszkadzać w rozgrywce.
Otrzymamy do dyspozycji system combosów, o którym na razie wiadomo tyle, ile pokazano na filmach promocyjnych. O ile samo wykańczanie wrogów wydaje się bardzo, powiedzmy, rozbudowane, to w samej rozgrywce nie wygląda to zbyt zachęcająco. Rick otrzyma dodatkowo zdolność ożywiania martwych wrogów oraz możliwość podniesienia z ziemi tymczasowej broni (deski, pręty, strzelby, mali przeciwnicy etc.).
Zastanawiający jest również schemat poziomów. Zastosowano tu system arenowo-platformowy, to znaczy, że postać bohatera porusza się w dwóch wymiarach między arenami walki (tutaj pojedynki przypominają pierwsze części gry), zaś po dotarciu na miejsce spiera się z hordą wrogów. Miejmy nadzieję, że takich przejść będzie jak najwięcej, w końcu to arenowość skazała na zapomnienie rosyjskie X-Blades. Wrażenia również nie robią walki z bossami. Wydają się, jakby były skonstruowane wedle schematu: „osłab standardowymi ciosami, a potem wykończ bestię w serii ruchów na czas”. Być może w praktyce sprawi to lepsze wrażenie.
Ciekawie prezentuje się system uszkodzeń. Rick w miarę obrażeń traci skórę, mięśnie lub nawet kończyny. Po walce maska dokonuje całkowitej regeneracji obrażeń, co niebezpiecznie zwiastuje niski poziom trudności.
Przeciwnicy nie wyglądają zbyt pomysłowo, ot, makabryczny standard, który od lat oferują nam twórcy gier. Większe wrażenie robiły na mnie rysowane stwory z wersji 2D, chociaż może to być efekt mojego przywiązania do pikselowej grafiki.
Jeżeli jesteśmy przy stronie wizualnej, to na pierwszy rzut oka robi bardzo dobre wrażenie. Z daleka gra wygląda przyzwoicie, chociaż nie jest to pierwsza liga. Z bliska wygląda to nieco gorzej, tekstury nie są wybitnie szczegółowe, w dodatku zdarzają się od czasu do czasu nachodzące tekstury (było to bolączką pierwszych filmów, być może w finalnej wersji zostało to przyzwoicie zredukowane). Pewnym zgrzytem jest krew, którą babra się Rick podczas walki, mianowicie, ta po prostu znika. Nawet nie blaknie czy ścieka – wyparowuje płatami i już. Nie wygląda to zbyt profesjonalnie.
Muzyka to popłuczyny po hard rocku i heavy metalu w klimacie przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Pasuje do takiej gry.
Podsumowanie:
Splatterhouse już u swoich początków nie było przykładem gry wybitnej. Zabijacz czasu jakich wiele. Nowa część ma szansę być tym samym, chociaż wątpię, by na takim poziomie, jak pierwsze odsłony.
Splatterhouse już u swoich początków nie było przykładem gry wybitnej. Zabijacz czasu jakich wiele. Nowa część ma szansę być tym samym, chociaż wątpię, by na takim poziomie, jak pierwsze odsłony.
Zapowiada się dobrze!
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler