Need for Speed: The Run - kolejne wrażenia z gry (PS3)
bigboy177 @ 13:01 22.10.2011
Czasem coś piszę, czasem programuję, czasem projektuję, czasem robię PR, a czasem marketing... wszystko to, czego wymaga sytuacja. Uwielbiam gry, nie cierpię briefów reklamowych!
Marcin "bigboy177" Trela
Zimowe EA Showcase już za nami, a ja mogę się podzielić spostrzeżeniami dotyczącymi kilku zbliżających się premier. Jedną z nich jest Need for Speed: The Run, na którego embargo minęło z dniem wczorajszym.
Zimowe EA Showcase już za nami, a ja mogę się podzielić spostrzeżeniami dotyczącymi kilku zbliżających się premier. Jedną z nich jest Need for Speed: The Run, na którego embargo minęło z dniem wczorajszym.
Tytuł, jak powszechnie wiadomo należy do gier wyścigowych, a tym, co ma go wyróżnić jest nietypowa fabuła oraz bezwzględne uliczne pojedynki. W kwestii tego pierwszego wcielamy się w kierowcę o imieniu Jack, który pewnego pięknego dnia przegrywa dość istotną sumkę pieniędzy. Nie jest w stanie jej wykombinować, a to oznacza, że już niedługo na jego progu pojawi się poborca. Nie będzie to jednak urzędnik ze skarbówki, a jakiś byczek wyposażony w pałkę bejsbolową, lub inne podobne ustrojstwo perswazji kinetycznej. Facet oczywiście nie chce aby tak się stało i postanawia wziąć udział w ogólnokrajowym wyścigu, podczas którego przemierzy całe Stany Zjednoczone, od zachodniego, po wschodnie wybrzeże. Miejscem docelowym jest Nowy Jork, a nagroda to soczyste 25 milionów dolarów.
Jako że nagroda zacna, w wyścigu bierze udział spora grupa kierowców – jest ich ogólnie ponad 200. Ścigając się nie walczymy niejako o pierwszą lokatę, a po prostu pozycję lidera w danym fragmencie przejazdu. Może to być miejsce 195, 178, 160 itd. – powoli zmierzając do celu, czyli numerka pierwszego. Wyścigi nie są klasycznymi biegami z punktu A do punktu B, albowiem podczas ich trwania mamy sporo przeszkód. Jedną z nich są inni kierowcy, którzy nie zawahają się nas zepchnąć z drogi, gdy nadarzy się ku temu okazja. Kolejne problemy nadchodzą ze strony policji. Władza dowiedziała się o naszej skromnej rywalizacji i pomysł nie bardzo przypadł im do gustu. W rezultacie wysyłają na drogę sporo dodatkowych patroli, jak również helikopter wyposażony w specjalne oświetlenie i karabin, z pomocą którego ostrzeliwuje rozwydrzonych kierowców. Właśnie z tego powodu są też przejazdy, w których nie musimy się z nikim ścigać, wystarczy, że po prostu dotrzemy do mety w jednym kawałku.
Podczas EA Showcase miałem przyjemność zagrać w kilka typów wyścigów. Pierwszy był raczej standardowy. Musiałem po prostu dotrzeć do końca danej sekcji i na finiszu mieć określoną pozycję. Drugi przebiegał mniej więcej tak samo, z tą różnicą, że tym razem do zabawy dołączyła się policja. Spryciarze ostro nacierali na mój samochód, próbowali mnie zepchnąć z drogi i uniemożliwić mi zwycięstwo. Jest to możliwe ze względu na fakt, iż nasz samochód jesteśmy w stanie realnie zniszczyć. Po jakimś konkretnym dzwonie bryka kurczy się jak harmonijka (no może przesadziłem, ale widać sporo zniszczeń), a na ekranie pojawia się informacja, że nie możemy dalej jechać. Na szczęście nie jesteśmy całkowicie bezbronni. Podobnie jak to miało miejsce w Most Wanted, możemy taranować gliniarzy, dostając w ten sposób dodatkowe punkty. Nic nie stoi też na przeszkodzie aby zrzucić im coś na łeb, albo wykorzystać liczne skróty. Ci takowymi raczej nie jeżdżą, więc pędząc leśnymi ścieżkami jesteśmy względnie bezpieczni.
Kolejny wyścig w jakim wziąłem udział był pojedynkiem jeden na jednego. Musiałem w nim po prostu dotrzeć do końca przejazdu na pierwszej pozycji. Było to o tyle trudne, że przeciwnik całkiem nieźle sobie radził, nie odpuszczając kroku nawet na sekundę. Na domiar złego, nad głową latał mi helikopter starając się mnie zdekoncentrować, a całości dopełniał cywilny ruch samochodowy. Droga była stosunkowo wąska i w rezultacie nie było łatwo dotrzeć do celu jako tryumfator. Na szczęście jakoś mi się to udało i mogłem przeskoczyć do kolejnego przejazdu, tym razem czystego survivalu.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler