Men of War: Wietnam (PC)

ObserwujMam (30)Gram (9)Ukończone (4)Kupię (9)

Men of War: Vietnam - już graliśmy (PC)


Raaistlin @ 21:31 08.07.2010
Wojciech "Raaistlin" Onyśków

Seria Men of War znana jest przede wszystkim maniakom realistycznych strategii. Gracze preferujący bardziej „arcade’ową” rozgrywkę na modłę Company of Heroes z pewnością od serii rosyjskiego giganta odbijają się z głuchym, donośnym dudnieniem.

Seria Men of War znana jest przede wszystkim maniakom realistycznych strategii. Gracze preferujący bardziej „arcade’ową” rozgrywkę na modłę Company of Heroes z pewnością od serii rosyjskiego giganta odbijają się z głuchym, donośnym dudnieniem. Nie przeszkadza to producentom ze wschodu w kontynuowaniu, a przede wszystkim rozwijaniu swojej „hardcore’owej” marki. Jak widać, po czasie nawet oni stwierdzili, iż wałkowanie w kółko jednego konfliktu w końcu znudzi się każdemu. Tym też sposobem dochodzimy do sedna sprawy – Men of War: Vietnam, zupełnie nowej produkcji, wprowadzającej jakże potrzebny powiew świeżości do kostniejącej pomału serii.

Trzeba przyznać, iż zmiana klimatu następuje w najbardziej odpowiednim do tego momencie. Po dwóch pozycjach wałkujących temat II Wojny Światowej czeka nas jeszcze jeden – Oddział Szturmowy, który permanentnie (miejmy nadzieję) zamknie wyżej wymieniony okres. A my wraz z amerykańskim oddziałem przeniesiemy się do bezwzględnej, najeżonej pułapkami, wietnamskiej dżungli. Każdy już chyba zdążył się domyślić, iż najnowsza produkcja spod znaku Men of War przeniesie nas do roku 1968, w jakże brutalny i bezwzględny konflikt między Vietcongiem i Stanami Zjednoczonymi.



Według zapewnień twórców będziemy mieli okazje opowiedzieć się po każdej ze stron. Kierowanie Amerykanami sprowadzi się w głównej mierze do kontrolowania kilku członków elitarnego oddziału. Najemnicy będą posiadać własne osobowości oraz personalia, co pozwoli graczom na zżycie się z bohaterami. Rozgrywka w tym trybie bardziej przypomina serię Commandos, niż klasyczną jatkę znaną z Men of War. Co prawda czasami dane nam będzie pokierować wielką armią, jednak w większości przypadków oprzemy się na kilku świetnie wyszkolonych żołnierzach. Piątka wspaniałych złoży się z sierżanta Johna Merrilla, Jima Walsha trudniącego się taszczeniem ciężkiego karabinu maszynowego, snajpera Sonny’ego Armstronga (a jakże, popularnego w tamtych czasach nazwiska zabraknąć nie mogło), Carla Dillana siejącego zniszczenie z granatnika oraz inżyniera Billa Kirby’ego. O życie każdego z nich zadbamy w sposób podobny do tego, jaki znamy z poprzednich części serii.

Oprócz amerykańskiego „Rambo-oddziału”, wcielimy się także w siły komunistycznego Vietcongu, na czele których stać będą rosyjscy doradcy wojskowi (tak, jak widać panowie z 1C dbają o najmniejsze szczegóły związane z konfliktem wietnamskim). Niezależnie od wybranej strony, weźmiemy udział w zasadzce na Ho Chi Minh czy chociażby pokierujemy ofensywą Tet. Do naszych zadań dołączy także ratunek zestrzelonego pilota i eskortowanie zuchwałego reportera, wściubiającego nosa pod każdy kamień oraz paproć.



Zerwanie z dorobkiem serii odzwierciedla się także w scenerii, jaką przyjdzie nam przemierzyć. Z oczywistych względów większość czasu spędzimy w gęsto rosnących dżunglach, od czasu do czasu pokonując pozbawiające nas schronienia łąki. Należy jednak zauważyć, iż na każdym kroku czeka na nas śmierć w postaci zmyślnych pułapek nabijających na pal nieszczęśników czy w efektowny sposób pozbawiających głów tych mniej rozważnych podróżników. Przemierzając wietnamskie wioski, szczególną uwagę należy zwracać na przechadzających się tu i ówdzie wieśniaków. Kto wie, czy któryś z nich nie przeszedł na stronę diabła i zaraz nie wpakuje nam kulki w potylicę.

Zmiany przynoszą ze sobą nie tylko inny konflikt, klimat oraz scenerię. Doczekamy się także nowego uzbrojenia, wszak 20 powojennych lat zaowocowało zupełnie odmienną technologią. Takim oto sposobem w nasze łapki wpadną nieznane wcześniej karabiny (nieśmiertelny M-16, siejący zniszczenie M-60 czy chociażby niezawodny AK-47), pojazdy opancerzone (czołg T-54 czy dobrze znany graczom za sprawą Operation Flashpoint transporter M-113), a nawet znak rozpoznawczy wojny w Wietnamie – Huey (tak, to właśnie takim helikopterem latał Rambo). Jak widać, o dbałość o najmniejsze nawet szczegóły zbytnio bać się nie musimy.



Aspektem, który od zawsze irytuje mnie w Men of War, jest brak możliwości „scrollowania” ekranu przy pomocy strzałek klawiatury. Niestety w przypadku Men of War: Vietnam problem ten wygląda tak samo. Nie sądzę, aby była to wada wczesnego „buildu”, w jaki przyszło mi grać, gdyż Oddział Szturmowy charakteryzował się podobnym problemem. Cóż, naprawdę szkoda, iż twórcy od tylu lat nie potrafią zaimplementować tak wygodnej funkcji i nadal musimy męczyć się, szalenie machając myszką.

Oczywiście zmianie uległa także oprawa wizualna. Całość prezentuje dość wysoki poziom, widoczne są pewne unowocześnienia w stosunku do poprzednich części ( jak chociażby oświetlenie HDR). W dżungli jest kolorowo i żywo, co dodatkowo pozytywnie wpływa na czas spędzony przy produkcji.

Zmiana klimatu polegająca na przeniesieniu rozgrywki do Wietnamu z pewnością wyjdzie serii na dobre. Nie wiem jak Wy, ale ja z niecierpliwością czekam na premierę, tym bardziej, iż w zaprezentowane mi demko grało się wyśmienicie.

Podsumowanie:
Men of War: Vietnam będzie moim zdaniem strzałem w dziesiątkę. Rzucą się na niego zarówno wyjadacze wcześniejszych części serii, jak i nowi użytkownicy, których fascynuje klimat oraz realia wojny w Wietnamie. Dorzućmy do tego ciekawe, bo bardziej współczesne uzbrojenie, możliwość opowiedzenia się po każdej ze stron oraz przytłaczający klimat... Murowany hit?
Zapowiada się świetnie!

Screeny z Men of War: Wietnam (PC)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudosGruvex   @   21:41, 08.07.2010
Po takiej recenzji muszę zagrać w tą grę Uśmiech
0 kudosDaerdin   @   21:44, 08.07.2010
To jest zapowiedź a nie recenzja Uśmiech