Zapowiedź gry Fallout: New Vegas (PC)

"Samotność nie ma nic wspólnego z brakiem towarzystwa."
Erich Maria Remarque
Trzecia odsłona Fallouta – dzieła Bethesdy Softworks, wywołała burzę dyskusji. Z jednej stroni fani pierwszych dwóch części czuli się potraktowani po macoszemu. Zwracali uwagę na ogromne zmiany – ich zdaniem na gorsze. Niemniej jednak, najnowszy Fallout stał się jednym z największych hitów ostatnich lat; także dzięki kampanii promocyjnej na bardzo dużą skalę. Jeszcze niedawno ze znajomymi opowiadaliśmy sobie kto, gdzie i z czym w ręku wędrował po postapokaliptycznych terenach trzeciej części. Później przygotowano dla fanów kilka mniej lub bardziej udanych dodatków. Od jakiegoś czasu do mediów zaczynają napływać informacje o Fallout: New Vegas - grze, której być może uda się w równym stopniu zadowolić maniaków pierwszych dwóch Falloutów, jak i tych zakochanych w produkcji Bethesdy Softworks.
Tym razem tworzeniem gry zajmuje się studio Obsidian Entertainment, odpowiedzialne chociażby za Neverwinter Nights. Na uwagę zasługuje fakt, że w grupie tej są ludzie, którzy niegdyś pracowali w Interplay przy produkcji Fallouta 1 i 2.
Inaczej niż we wcześniejszych wersjach gry, tym razem zaczynamy jako zwykły goniec. Robot Victor znajduje nas przypadkiem konających w kałuży krwi. Ratuje nam życie, odstawiając nas do swojego właściciela – doktora Mitchella. Ten doprowadza nasze alter-ego do stanu jako takiej używalności. W jego domu, znajdującym się w wiosce Goodsprings, przyjdzie nam stworzyć swoją postać. Po przebudzeniu zapyta nas o imię. Pokaże coś na kształt lustra i spyta, jak wyglądaliśmy przed wypadkiem (w ten sposób powstanie nasz wizerunek). Znana KOZA nie miałaby tu żadnego uzasadnienia, więc nasz nowy przyjaciel dokona na nas testu – będziemy określać, co widzimy w plamach atramentu. Fachowo jest to nazywane testem Roschacha. Prócz tego otrzymamy pukawkę, uniform z krypty 21 oraz nieodzownego Pip-Boya 3000, bez którego przeżycie na postnuklearnej ziemi byłoby dużo trudniejsze. W ten właśnie sposób rozpoczniemy naszą zabawę.
A co będzie jej celem? Mnie to od razu zastanowiło. Kto zaatakował naszego bohatera? Dlaczego? No i co było w przesyłce? Odpowiedzi na te pytania poznamy dopiero po premierze.

Główną lokacją, jaką przyjdzie nam eksplorować, jest New Vegas. Nietrudno się domyślić, że jest to nic innego, jak Las Vegas po nuklearnych przejściach. Jednak to nie wszystko: Black Mountain jest wioską, którą nawiedził pan Atom, teraz zamieszkaną przez Supermutantów, Goodsprings (początkowa lokalizacja) to miła mieścina, a Helios One stanowi elektrownię, wybudowaną jeszcze przed wojną. Jak widać, zwolennicy biegania tam i z powrotem powinni być zadowoleni. Tereny, jakie zaoferuje nam najnowszy Fallout, będą co najmniej takiej wielkości, jak te w części trzeciej. Wszystko wskazuje jednak na to, że będą rozleglejsze, a to dzięki temu, że stan Nevada nie był aż tak ciężko doświadczony, jak ten z ostatniego Fallouta. Obejrzymy zatem niebieskie niebo oraz specyficzną – nową – faunę i florę. Miło, że twórcy nie zapomnieli nawet o zmutowanych gekonach, znanych z drugiej części serii.
Różne organizacje walczą ze sobą o wpływy w postnuklearnym świecie. We wspomnianej przeze mnie wiosce Black Mountain rządzi osobnik o imieniu Tabitha – przebrany w blond perukę i okulary w serduszka. Poza nim spotkamy świetnie zorganizowanych łowców niewolników, swoją drogą stylizujących się na legiony rzymskie. Od tego powstała ich nazwa – Legion Cezara. Kolejną siłą jest występująca już w części drugiej Republika Nowej Kalifornii, która próbuje uruchomić elektrownię Helios One. Nie zabraknie także Karmazynowej Karawany znanej tym, którym było dane zagrać w pierwszego, klasycznego Fallouta. Jak widać, nawiązań jest od groma – czyli jest się z czego cieszyć.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler