Star Wars: Battlefront - wrażenia z wersji beta (PC)
Dirian @ 00:02 09.10.2015
Chwalmy Słońce!
Adam "Dirian" Weber
Od wczoraj hula otwarta beta Star Wars: Battlefront, jednej z najbardziej wyczekiwanych gier drugiej połowy 2015 roku. To dobra okazja by sprawdzić co takiego przyszykowało nam DICE, a ja, po kilku godzinach intensywnej wymiany ognia, mogę tylko stwierdzić, że jest na co czekać.
Od wczoraj hula otwarta beta Star Wars: Battlefront, jednej z najbardziej wyczekiwanych gier drugiej połowy 2015 roku. To dobra okazja by sprawdzić co takiego przyszykowało nam DICE, a ja, po kilku godzinach intensywnej wymiany ognia, mogę tylko stwierdzić, że jest na co czekać. Choć moja wiedza dotycząca uniwersum sprowadza się do tego, że wiem który gość to Darth Vader, to mimo wszystko bawiłem się tu nieźle i gdybym szukał grywalnej sieciowej strzelanki na jesienne weekendy, z pewnością zacząłbym już dziś odkładać kasę. Wszak listopadowa premiera tuż tuż.
Beta oddaje nam do sprawdzenia trzy tryby. Pierwszym jest Drop Zone - intensywne zmagania na korytarzowej mapie, gdzie zadaniem naszym i naszego zespołu jest przejmowanie zrzucanych regularnie z nieba kapsuł. Rozgrywka toczy się w 8 osobowych teamach i są to typowe starcia piechoty - bez śmigających na niebie myśliwców, bez jakichkolwiek maszyn. Jeżeli chce się wykręcić dobry wynik, najlepiej cały czas być w ruchu, zachodzić przeciwników od tyłu, ale też wypełniać cel misji. Forma zabawy przypomina nieco deathmatch, a intensywnością nawiązuje raczej nie do klasycznego Battlefielda, lecz sieciowych zmagań w Call of Duty.
Kwintesencję Battlefronta poznałem jednak dopiero odpalając tryb Walker Assault. Tu oprócz walk piechoty mamy też starcia przy użyciu całej masy sprzętu - od łazików AT-ST, po latające po niebie z zawrotnymi prędkościami myśliwce czy w końcu potężne AT-AT, kroczące po wyznaczonej linii do celu. Nie da się zmienić drogi ich ruchu, ale wskakując za ich stery możemy siać zagładę na znajdującym się przed nami polu walki. Trudno je zniszczyć, ale są na to sposoby – jednym z bardziej efektownych jest oplątanie liną żelaznych kończyn maszyny przy pomocy myśliwca, by ta następnie runęła z potężnym hukiem w ziemię. Tryb ten to jedna wielka i widowiskowa zawierucha, w której uczestniczy do 40 graczy. W becie bawiliśmy się na pokrytej śniegiem planecie Hoth, lokacji mocno przypominającej najlepsze mapy z Battlefielda, a więc te z otwartymi, potężnymi przestrzeniami.
Jest jeszcze trzeci tryb, chyba najmniej emocjonujący. W Survival na Tatooine odpieramy sami – lub w kooperacji – kolejne fale nacierających na nas botów. Im dalej, tym oczywiście trudniej, a gdy do walki dołączają AT-ST, robi się gorąco. Beta pozwoliła sprawdzić tylko 6 fal, domyślnie ma być ich 15. Na mnie ten wariant nie zrobił jednak wrażenia – boty są dość głupawe, a mapa, na której toczyła się akcja, jakoś średnio spisywała się na potrzeby tych rozgrywek.
Co mnie natomiast zdziwiło w becie Star Wars: Battlefront, to system gadżetów/uzbrojenia. Przed wyruszeniem do boju możemy wybrać podstawowy karabin, ale już wszelakie gadżety otrzymujemy w postaci kart, które przeładowują się po każdym użyciu. I tak, by rzucić granat, musimy posiadać na wyposażeniu daną kartę. Inne świstki pozwalają nam skorzystać z mocnej snajperki, magnetycznego karabinu czy dalekiego skoku jetpackiem. Nieco dziwnie rozwiązano też wsiadanie do myśliwców czy innych maszyn – odbywa się ono na zasadzie znajdywania na mapach specjalnych power-upów, teleportujących nas za stery naziemnego czy powietrznego żelastwa. Nie ma tu bowiem, podobnie jak w Battlefieldzie, typowych punktów spawnu dla maszyn.
Power-upy pozwalają zresztą na znacznie więcej. Wiąże się z nimi - przykładowo - pewien smaczek dla fanów Star Wars, w ramach którego nasz przeciętny żołnierz nagle zmienia się w Luke'a Skywalkera czy Dartha Vadera, dzierżącego w dłoni miecz świetlny. Tym ostatnim bardzo łatwo masakruje się przeciwników, czy to wręcz, czy wykonując zabójczy bumerangowy rzut. Jakby tego było mało, po spotkaniu dwóch bohaterów nic nie stoi na przeszkodzie, by urządzić widowiskowy pojedynek szermierczy! Choć ze względu na ogrom mapy czy panujący tu chaos, takie spotkania to rzadkość.
Kolejnym elementem odróżniającym Battlefronta od Battlefielda jest mechanika strzelania. Laserowe bronie mają praktycznie zerowy recoil, a strzelanie z nich przypomina oblewanie kolegów podczas śmigus-dyngus. Najważniejszy jest jednak fakt, że wymiana ognia (a raczej – laseru) jest tu cholernie angażująca. Choć sam nigdy nie byłem fanem arcade'owych shooterów, tak w Battlefroncie strzela się po prostu fajnie. Gra nie wymaga nie wiadomo jakich umiejętności, przez co próg wejściowy jest tu stosunkowo niski, a gdy tylko nauczyłem się klikać celnie w głowę, wygrywałem większość pojedynków. Równie łatwo tu jednak zginąć, dostając się pod ostrzał AT-AT czy zaliczając headshoota od mierzącego w nas z oddali snajpera.
Rewelacyjnie wypada też system poruszania się postaci. Ponownie nie ma on nic wspólnego z realizmem, ale dzięki temu piechota jest mobilna (choć nie jest to poziom znany z Titanfall), a przebiegnięcie z jednego punktu do drugiego nie wymaga przerw na złapanie przez postać oddechu. Warto zaznaczyć, że twórcy pozwalają nam grać zarówno z widoku FPP, jak i kamery TPP. Wybór to kwestia przyzwyczajenia, choć oglądając otoczenie zza pleców postaci mi osobiście było łatwiej połapać się na polu walki.
Z tego co zauważyłem, nie ma tu też typowego, sztywnego podziału na klasy, który zresztą nie byłby zbytnio przydatny. Przykładowo, medyk nie miałby za wiele roboty, bowiem stan zdrowia postaci odnawia się po kilku sekundach odpoczynku, o ile tylko nie znajduje się ona pod ostrzałem.
Zaskakująco dobra okazała się optymalizacja bety – ogrywałem wersję na PC. Mając w pamięci testy Battlefield 3 czy Battlefield 4, gdzie obie produkcje na kilka tygodni przed premierą śmigały fatalnie, byłem pewien obaw co do Star Wars. Tymczasem DICE w końcu stanęło na wysokości zadania, w efekcie czego gra działa nadzwyczaj płynnie na lekko zmodyfikowanych wysokich detalach nawet na laptopie, wyposażonym w Core i5, 8 GB RAM i kartę GTX 960M. Jakby tego było mało, całość wygląda wyśmienicie nawet przy średnich ustawieniach, z którymi powinien poradzić sobie na luzie PeCet spełniający minimalne wymogi. Ogromne wrażenie wywołują tu efekty specjalne, ale też – co znamy z Battlefieldów – fantastyczne oświetlenie. A że do premiery zostało jeszcze trochę czasu, to można mieć nadzieję na jeszcze sprawniejsze dopieszczenie kodu.
Jeżeli jeszcze nie sprawdziliście bety Star Wars: Battlefront, a macie ku temu okazję, to nie czekajcie. Warto rzucić okiem i samemu przekonać się, czy taki styl rozgrywki nam odpowiada. Ja bawiłem się dobrze i jestem pewien, że tylko jakaś katastrofa mogłaby sprawić, iż gra finalnie okazałaby się niewypałem. Na dziś zapowiada się jednak bardzo dobrze i to nie tylko dla fanów uniwersum, ale także każdego wielbiciela zręcznościowych, sieciowych shooterów.
Podsumowanie:
Star Wars: Battlefront to solidny kandydat do zacnego tytułu sieciowej strzelanki roku, ale z finalnym osądem poczekajmy do premiery. Beta nastawia jednak pozytywnie i o ile wszystko pójdzie zgodnie z planem - jesienią zasiądziemy do świetnego shootera.
Star Wars: Battlefront to solidny kandydat do zacnego tytułu sieciowej strzelanki roku, ale z finalnym osądem poczekajmy do premiery. Beta nastawia jednak pozytywnie i o ile wszystko pójdzie zgodnie z planem - jesienią zasiądziemy do świetnego shootera.
Zapowiada się genialnie!
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler