Battlefield Hardline - wrażenia z wersji beta (PC)
Wersja beta Battlefield Hardline jest już dostępna na Origin, a niebawem powinna trafić także na konsole. O samej grze pisaliśmy już wcześniej, przy okazji poprzednich testów, ale minęło kilka miesięcy i Electronic Arts postanowiło, po tygodniach gorączkowych prac, ponownie oddać w ręce graczy próbną wersję, obrazującą, czego mniej więcej możemy się po nowym Battlefieldzie spodziewać. Jako że zdążyłem już chwilę pograć, mam dla Was krótkie wrażenia z rozgrywki - same konkrety.
Bez zbędnego owijania w bawełnę zacznę od chyba najbardziej pospolitego trybu zabawy - Wielkiego Podboju. Wspomniany wariant możemy w becie przetestować na obszernej mapie Dust Bowl, której akcja toczy się na pustynnym terenie. Małe miasteczko opanowane zostało przez dilerów i producentów kokainy czy innego syfu, ale nie ma to wielkiego znaczenia, bowiem naszym zadaniem jest jedynie zajmowanie kolejnych miejscówek. Po jednej stronie staje policja, po drugiej przestępcy. W zasadzie niczym nie różni się to od Podbojów znanych z poprzednich odsłon cyklu, ale z uwagi na brak ciężkiego sprzętu (nie pasuje on do koncepcji gry), walki toczą się głównie przy udziale piechoty. Niestety to wpływa na pewną monotonię - bieganie po olbrzymiej mapie z karabinem w ręku jest zdecydowanie mniej emocjonujące od starć pancernych. Owszem, mamy tutaj helikoptery czy wozy / motocykle, ale te ostatnie służą w zasadzie jedynie do przetransportowania się w epicentrum walki. Jak dla mnie, to ułomna, okaleczona wersja mojego ulubionego trybu z Battlefield 4.
Drugi, zupełnie nowy rodzaj rozgrywki, zwie się Fucha. To coś w rodzaju połączenia Battlefielda z serią Need for Speed. Zasady są nieco podobne do trybu Podboju, tyle że cele są mobilne. Na mapie porozstawiane są cywilne pojazdy - klasyczne samochody i cysterny, a naszym zadaniem, niezależnie od drużyny, w jakiej występujemy, jest przejęcie jednego auta i utrzymanie go w ciągłym ruchu, jak najdłużej. Sprowadza się to do jeżdżenia w kółko po mapie i unikania ostrzału przeciwnika. Za samo prowadzenie i wykonywanie agresywnych manewrów otrzymujemy sporo punktów, w efekcie czego po kilkunastu minutach za kółkiem - o ile wcześniej nikt nie zrówna nas z ziemią - można nastukać sobie nawet kilka tysięcy expa. Ważna jest tutaj współpraca kierowcy i pasażerów; ci drudzy mają za zadanie zdejmować przeciwników, próbujących zatrzymać nasz szalony rajd po mapie. Wygrywa zespół, który jako pierwszy zdobędzie określoną ilość "biletów".
Przyznam, że bawiłem się w tym trybie całkiem nieźle. Pościgi są emocjonujące, a wciąż rosnąca ilość punktów doświadczenia cieszy oko. Ważne też, że gracze dość szybko załapali o co tutaj chodzi i nie pakują się na siłę do pojazdów by nabijać doświadczenie kręcąc kółka po mapie - równie sporo punktów można uzyskać bowiem za unieszkodliwianie celów. Oczywiście po ich neutralizacji, na mapie po chwili pojawiają się kolejne samochody do przejęcia. Podobał mi się też system jazdy, który, choć mocno zręcznościowy, przynosi sporo frajdy. Widać, że przyłożono się do tej kwestii, bowiem w poprzednich testach prowadzenie pozostawiało wiele do życzenia.
Ostatni z trybów to Napad, który ogrywaliśmy już kilka miesięcy temu, ale warto o nim napisać ponownie, bowiem doczekał się poprawek, na liczne prośby graczy. Poprzednio naszym zadaniem, w roli złodziei, była kradzież pieniędzy z opancerzonych furgonetek. Tym razem trafiamy na zupełnie nową mapę, w której centrum znajduje się olbrzymi bank. Ponownie, wcielając się w rzezimieszków, musimy zrabować kasę, ale tym razem z sejfu. Całość przypomina nieco PayDay 2 - najpierw trzeba dostać się do sejfu, do którego prowadzi kilka alternatywnych dróg, rozwiercić go, następnie wynieść z niego kasę do konkretnego punktu, a później jeszcze zebrać się w tym punkcie i bronić przed atakami policji, o ile ta nie była w stanie powstrzymać rabunku. Mocną stroną Napadu są gadżety, z których warto korzystać by przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Mamy do wyboru m.in. granaty ogłuszające (tzw. "flesze"), Mołotowy, doskonale odcinające na dobrych kilkanaście sekund dany obszar czy granaty dymne. Są też pewne neutralizatory - np. maska gazowa, pozwalająca działać w gęstym dymie. Co warte zaznaczenia, dostęp do tych wszystkich bajerów, jak i nowych broni / umiejętności, wymaga inwestowania niemałych ilości gotówki, którą zdobywamy w trakcie rozgrywki, niezależnie od trybu w jakim gramy. Fajna sprawa, bo dzięki temu mamy w grze jakiś dodatkowy cel, jak gromadzenie dolarów na nowy karabin lub strzykawkę, przyspieszającą reanimacje. Co ciekawe, czasami na mapie znajdziemy jakiś mniej lub bardziej przydatny sprzęt - np. ciężki karabin czy kuszę wystrzeliwującą linę, po której możemy przedostać się z dachu jednego budynku na drugi.
Niestety, na ten moment, podobnie jak w pierwszych dniach po premierze PayDay 2, rozgrywka w trybie Heist jest bardziej "na Rambo", niż taktyczna. Nie pograłem tu może nie wiadomo jak długo, ale z tego co zdążyłem zaobserwować, większość graczy korzysta z metod siłowych, a jedynie wąska garstka stosuje elementy taktyczne, dzięki którym zabawa nabiera kolorów. Myślę jednak, że współpracując chociaż z trzema/czterema znajomymi, przy odpowiedniej komunikacji, będzie można tu przeprowadzać interesujące akcje i tym samym wygrywać mecze.
Z kwestii technicznych, niewiele się zmieniło względem Battlefiled 4. Oprawa wizualna stoi na niemal identycznym poziomie, czyli jest ładnie, ale nie ma się specjalnie czym zachwycać. Najbardziej pozytywne wrażenie robi oświetlenie, które od dłuższego czasu jest mocną stroną silnika Frostbite. Wyłaniające się zza pustynnych pagórków wirtualne promienie słoneczne to widok, który mógłbym podziwiać bez przerwy. Pozytywne słowa w kierunku Visceral Games należą się za optymalizację. Gra śmiga zdecydowanie lepiej od Battlefielda 4 i do pogrania na detalach ultra wcale nie trzeba będzie posiadać maszyny z NASA. Ogólnie, jeżeli "czwórka" działała Wam płynnie, to Hardline powinno robić to jeszcze sprawniej.
Moje wrażenia po becie są pozytywne i gdyby nie to, że seria Battlefield znudziła mi się po spędzeniu kilkudziesięciu godzin w Battlefield 3, to pewnie sięgnąłbym po najnowszą odsłonę. A tak, nie do końca jestem przekonany. Nowe tryby są całkiem niezłe, ale system strzelania, jak i sam gameplay, mimo nieco innej otoczki, zbyt mocno przypomina poprzednie odsłony. Jeżeli schemat Wam się nie przejadł, to możecie śmiało odkładać kasę na Hardline. Ja czekam na powrót do wojennych klimatów i jakąś większą rewolucję, bo w tym roku otrzymamy odgrzewanego, acz bardzo solidnie przyprawionego kotleta.
Battlefield: Hardline nie wyznacza nowych standardów, ale wprowadza do serii nieco świeżości, w postaci nowych trybów i nowej stylistyki (policyjnej, miast militarnej). Jako jednorazowy wyskok, w oczekiwaniu na Battlefield 5, czy co tam DICE tworzy, ma szansę się sprawdzić, ale czas na głębsze zmiany w cyklu.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler