Battlefield Hardline - graliśmy w wersję beta (PC)
Seria Battlefield coraz bardziej rozmienia się na drobne, czego doskonałym potwierdzeniem jest Battlefield Hardline. Niegdyś znany z ogromnych pól walki, starć piechoty, lotnictwa i ciężkiego sprzętu cykl poszedł, choć zapewne tylko chwilowo, w zupełnie innym kierunku – walki policji i złodziei. Jednym spodobała się taka koncepcja, innym nie bardzo. Ja jestem wśród tych drugich.
Póki co udało mi się rzecz jasna ograć jedynie betę, ale już teraz wiem, że na Hardline w ogóle nie będę czekał. Po zawodzie, jaki sprawił mi zabugowany do dziś Battlefield 4, tylko cud, albo prezentacja czegoś zupełnie świeżego, robiącego wrażenie, mógłby sprawić, że kiedyś jedna z moich ulubionych serii strzelanek ponownie zagości dłużej na moim dysku. Hardline z jednej strony jest nowe – dostajemy dwie zupełnie świeże dla serii strony konfliktu, nowe tryby rozgrywki, inne pojazdy. Na tym jednak kończą się różnice. Pod każdym innym względem, czy to oprawy wizualnej, czy interfejsu czy nawet systemu strzelania, jest to bezczelna kalka Battlefield 4. Tej samej gry, która jesienią ubiegłego roku sprawiła mi okropny zawód.
Hardline, jak wspomniałem, opowiada o starciach policji ze złodziejami. W becie twórcy oddali dwa tryby – Skok oraz Krwawa Forsa. Ten pierwszy w założeniach jest całkiem niezły. Gdzieś tam na dość pokaźnej mapie rozbijają się opancerzone furgonetki, pełne kasy zamkniętej w walizkach. Zadaniem rabusiów jest dostanie się do środka pojazdów i rzecz jasna ich opróżnienie, a następnie zaniesienie hajsu do jednego z docelowych punktów. Gliniarze muszą ich natomiast powstrzymać. Całość jest całkiem dynamiczna za sprawą udostępnionych przez studio pojazdów – są samochody, nie brakuje motorów, a policja dysponuje nawet śmigłowcem, prowadzącym ostrzał z góry. Momentami, przy odpowiedniej współpracy, idzie stworzyć niezłe, emocjonujące akcje. Niestety o współpracę i jakiekolwiek zrozumienie w Battlefieldach zawsze było ciężko, chyba, że gramy wspólnie ze znajomymi / klanem. Rozgrywka w pojedynkę i cały ten chaos, jaki panuje na mapie, już po kilku meczach sprawił, iż miałem dość.
Krwawa Forsa to coś w rodzaju odpowiednika trybu Capture the Flag. Obszar działań jest trochę mniejszy. Na środku mapy stoi rozwalony sejf z kasą, którą powinny przechwycić obie drużyny. Zadaniem jest załadowanie szmalu do torby i odniesienie jej do punktu zbiorowego. Idea przyświeca obu zespołom – złodzieje chcą ukraść pieniądze, policja je zabezpieczyć. W trakcie realizacji celu pojawiają się jednak liczne problemy, bowiem obie drużyny chcą dostać się do sejfu jednocześnie, a załadowanie kasy do pełna trwa kilka dobrych sekund. W tym czasie przeciwnik może spokojnie nas zdjąć. Dochodzi do tego ograniczona zasobność torby, więc żeby zwyciężyć, trzeba udać się do sejfu wielokrotnie, lub też liczyć na pozostałych członków zespołu. Co więcej, gdy już biegniemy radośnie do bazy z wypełnionym po brzegi plecakiem, bezczelny przeciwnik może nas zestrzelić i zgarnąć cały hajs, jaki udało nam się zgromadzić. Gracze dość szybko na to wpadli, więc najsprawniejszym sposobem na wygranie okazuje się ściganie "kurierów", ich eliminacja i zabranie przenoszonej gotówki. Oczywiście zadaniem zespołu powinno być osłanianie osoby biegnącej z wypełnioną torbą, ale powraca wyżej opisywany problem współpracy, a raczej jej braku. Jakby tego było mało, nasz punkt gromadzenia pieniędzy przeciwnik może zająć i... go opróżnić. To w sumie całkiem fajna koncepcja, bowiem część graczy powinna bronić pojazdu, inni osłaniać "kurierów", a ci z kolei sprawnie dostawać się do sejfów. Szkoda tylko, że w praktyce, przynajmniej na ten moment, zupełnie się to nie sprawdza, a rozgrywka to jeden wielki, nieopanowany chaos.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler