Gearbox szpieguje graczy? Olbrzymia afera w związku z darmowym Borderlands 2
Kontrowersyjne zmiany w umowie licencyjnej gier z serii Borderlands doprowadziły do bombardowania negatywnymi ocenami przez graczy. Czy Gearbox szpieguje graczy?

W sieci od kilkunastu godzin rozkręca się afera związana z marką Borderlands, a konkretniej zmianami w umowie licencyjnej, na którą godzą się użytkownicy instalujący grę na swoim komputerze. Firmy Gearbox i Take Two wprowadziły tam bowiem kontrowersyjne punkty, które mogą sugerować intensywne śledzenie czy nawet szpiegowanie komputerów graczy.
Choć zmiany w umowie EULA wprowadzono już jakiś czas temu, dopiero teraz rozkręciła się mocniejsza afera, a wszystko przez udostępnienie Borderlands 2 za darmo na platformie Steam (grę można odebrać do 8 czerwca do godziny 19.00).
O co konkretnie chodzi? Gearbox wprowadziło nowe zapiski w umowie licencyjnej, rozszerzające dostęp do wrażliwych danych samych użytkowników, na podstawie informacji zbieranych z komputerów graczy. Firma przyznała sobie prawo do gromadzenia i przechowywania danych dotyczących m.in. imienia, nazwiska, numeru telefony czy adresu IP gracza.
W efekcie gracze zbombardowali serię Borderlands negatywnymi ocenami na Steam. Wszystkie dostępne w sprzedaży osłony mają średnią najnowszych ocen na bardzo niskim poziomie "przytłaczająco negatywne". W komentarzach rozgoryczeni fani wprost wypisują, że takie zmiany nie powinny mieć miejsca, a gry zamieniły się w "programy szpiegujące".
Do sytuacji odniósł się Randy Pitchford, prezes Gearbox, twierdząc, że jego studio nie miało z tym nic wspólnego, a jest to jedynie decyzja wydawcy chcącego "chronić swój tyłek". Pitchford zapewnia, że w oprogramowaniu nie zaszyto żadnego spyware, a jedyne co się zmieniło to umowa EULA.
"Nie zaszły i nie zajdą żadne zmiany w kodzie gier. Myślę, że to po prostu zespół prawny wydawcy chroni swoje tyłki, ale to nie ma nic wspólnego z nami. Nie mogę zmienić umowy EULA, jest ona ustalona przez wydawcę. Mogę jednak zapewnić, że w naszych grach nie ma i nigdy nie będzie żadnego szpiegującego oprogramowania spyware". - wyjaśnia szef studia Gearbox.
Tłumaczenie nie przekonało jednak wszystkich graczy, więc swój komunikat opublikowali także przedstawiciele wydawcy, firmy Take-Two.
"Take-Two nie korzysta z oprogramowania spyware w swoich grach. Polityka prywatności Take-Two ma zastosowanie do wszystkich marek, studiów, gier i usług, niezależnie od platformy na jakiej debiutują. Polityka prywatności określa działania związane z danymi, które mogą być gromadzone, ale nie oznacza to, że każdy przykład jest gromadzony w każdej grze lub usłudze." - czytamy w komentarzu.
"Przykładowo, identyfikatory graczy i urządzeń są gromadzone w celu zapewnienia zgodności gry z daną platformą lub typem przeglądarki z której korzysta gracza. Pozwala nam to lepiej zrozumieć, w jaki sposób gracze grają w gry i spersonalizować doświadczenia użytkowników (np. wyświetlać nazwy użytkowników!). Dane uwierzytelniające konta są zbierane od użytkowników, którzy zdecydują się utworzyć konta w grach wydawanych przez Take-Two." - dodaje wydawca.
Jak więc widać, wydawca obstaje przy swoim stanowisku i nie zamierza zmieniać umowy EULA, więc gracze muszą się pogodzić ze zbieraniem danych albo zrezygnować z rozgrywki. Patrząc po skali oburzenia, znaczna część osób może zrezygnować z zakupu Borderlands 4. Datę premiery gry wyznaczono na 12 września 2025 roku. Być może jednak do tego czasu afera odejdzie w niepamięć?
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler