Fallout 76 zadebiutował w 2018 roku - skąd zatem recenzja? Minęły w końcu blisko trzy lata (niedługo rocznica!). Czasami dwa tygodnie po premierze to już przysłowiowa musztarda po obiedzie. Otóż, moi drodzy, Fallout wyewoluował na tyle, by - tak myślę - z czystym sumieniem móc napisać kolejny tekst podsumowujący dokonania Bethesda Game Studios!
Słowo kolejny wstawcie jednak w cudzysłów, ponieważ tak się złożyło, że łamach MG artykuł oceniający ostatnie (nie)sławne dzieło Bethesdy i Todda Howarda nie ukazał się na premierę. Choć zapewne nie ma wśród Was osoby, która nie widziałaby / słyszałaby o tym legendarnym upadku, absolutnie katastrofalnym projekcie, bękarcie branży gier wideo itd. - litania obelg nie ma końca. Fallout 76 do dzisiaj jest workiem treningowym dla fanów i graczy ogólnie oraz przykładem, do którego zestawia się największe kaszanki. Powinniście znać zatem kontekst, jak prawdopodobnie najgłośniejszy (w negatywnym sensie) Fallout wyglądał i co sobą reprezentował. Wszystkie te wyobrażenia możecie jednak wrzucić do kosza i - mówię to z czystym sumieniem - spróbować pozbyć się przynajmniej części antypatii do tej gry.
Najwyższy czas odczarować ten tytuł! To, ile pracy w niego włożono, by przywrócić go niemalże z martwych, jest godne podziwu. Według doniesień Jasona Schreiera Starfield było długo opracowywane w bardzo wąskiej grupie z uwagi na to, że do 2019 cały zespół BGS w pocie czoła działał nad nowymi funkcjonalnościami dla F76. I chyba się opłaciło.
Zacząć wypada od tego, że wraz z pierwszą dużą aktualizacją sprzed trzech lat (zatytułowaną Wastelanders) pozbyto się nietrafionego do końca konceptu polegającego na zamienieniu klasycznych postaci niezależnych na żywych graczy. Był to dość eksperymentalny pomysł, gdzie fabuła była poniekąd lakoniczna i niespecjalnie wciągająca. Dzięki zupełnej przebudowie warstwy fabularnej, dodaniu NPC-ów, prawdziwej historii (takiej z krwi i kości), było na czym kłaść kolejne fundamenty.
Gdzie zatem dzisiaj stoi Fallout 76? Odpowiednim porównaniem wydaje mi się być określenie "postapokaliptyczne The Elder Scrolls Online". Chodzi oczywiście o podobieństwa wynikające z konstrukcji mechaniki, gdzie gracz trafia do naprawdę ogromnego otwartego świata, dostaje na start kilka prostych zadań, a następnie może zacząć albo samodzielnie odkrywać kolejne fragmenty fabularnej układanki (a dzięki dodatkom, w tym wydanym przed kilkoma tygodniami Panowaniu Stali, w grze są dwa masywne wątki i cała masa pobocznych historii), albo rzucić się w wir współpracy przy operacjach oraz wydarzeniach wymagających współpracy kilku graczy.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler