I co najlepsze – nie jest to wcale zarzut ani też minus. Umówmy się, że serię poświęconą walce skrytobójców z zakonem templariuszy się kocha albo nienawidzi. Albo jesteśmy fanami i gramy w kolejne części, albo nie zbliżamy się do niej na krok. I podobnie będzie z Fenyx Rising, które dzięki zupełnie różnej oprawie wizualnej oraz charakterystycznemu klimatowi przyciągnie wyłącznie ludzi znających gry Francuzów.
Fabuła Immortals: Fenyx Rising rzuca nas w sam środek zamieszania wywołanego przez Tyfona, najpotężniejszego z tytanów, który pozbawił obecnych na Olimpie (co prawda w grze nazywa się to troszkę inaczej) bogów swoich mocy i ciał. I choć akcja rozgrywa się na fikcyjnej Złotej Wyspie, to już wszelkie postacie oraz wydarzenia, do których nawiązują, pochodzą z greckiej mitologii.
Historia jednak została opowiedziana w niecodzienny, jak na dzisiejszy standardy, sposób. Zgodnie z charakterem produkcji, bazującej na legendach i ludowych opowieściach, formę mitu przybiera również narracja. Niejako z „offu” komentatorami poczynań gracza są Zeus i Prometeusz. Toczą oni ze sobą dyskusję, okazjonalnie spierając się co do faktów znanych powszechnie z helleńskich przypowieści (takich jak np. narodziny Afrodyty), wywołując w tym czasie u grającego salwy niepohamowanego śmiechu (humor raczej jest drugiej świeżości, trochę jak z polskich kabaretów, choć kilkukrotnie sam uśmiechnąłem się pod wąsem). Niestety, postacie są na tyle wyraziste, że często aż za bardzo - niektóre z nich stały się swoistą karykaturą.
Akcja zaczyna się w momencie, kiedy władca piorunów przychodzi do skutego łańcuchami „ojca ludzi”, by prosić go o pomoc w pokonaniu Tyfona. W ten sposób Prometeusz rozpoczyna opowieść o legendarnym woju, niejako kreując odtwarzane przez nas wydarzenia, jakby były właśnie jednym z mitów o nieustraszonym śmiertelniku, który ruszył ku straceńczej wyprawie przeciwko tytanowi.
Nie powiem, taki sposób ukazaniA fabuły gry bardzo przypadł mi do gustu i chętnie zaliczę go na poczet plusów Immortals. Nie wiem jednak, czy przez to, że to bardzo dobrze wykonany element, czy też z uwagi na fakt, że w dzisiejszych wysokobudżetowych dziełach tak mało jest różnorodności w tym aspekcie. Niemniej punkt ląduje na koncie Feniksa.
Mimo kilku oczywistych podobieństw do AC: Odyssey, nowe dzieło Ubisoftu ma parę znaczących różnic. Przede wszystkim charakter rozgrywki jest zgoła inny – dużo bardziej rozrywkowy. Choć gameplay opiera się na tym samym modelu, czyli eksploracji otwartego świata, to dzięki niecodziennej narracji, zadania – główne, a może i przede wszystkim poboczne – są lepiej zintegrowane z osią historii. Dużo sprytniej ukryto fakt, że cała ta maskarada polega na bieganiu od zleceniodawcy do zleceniobiorcy danego questa. Często w trakcie gry widzimy pewne oskryptowane wydarzenia, które automatycznie przypinają nam misję do listy. Częściej jednak aktywacja nowych zadań wplatana jest w humorystyczne przerywniki filmowe, a także we wspomnianą narrację z udziałem Zeusa i Prometeusza.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler