Grając w pierwszą część serii The Dark Picture Anthology nie za bardzo wiedziałem, jak autorzy chcą, by ich narracyjne przygodówki w klimacie (psychologicznego) horroru wyglądały, jaki miały kształt, czy też do jakiego finalnego efektu mają dążyć. Po seansie – bo w istocie grom od studia Supermassive Games niedaleko do kinowych projekcji – z drugą odsłoną tej marki, Little Hope, wiem jedno – twórcy tyko się rozkręcają!
The Dark Pictures Anthology: Little Hope to dzieło wykonane dość przeciętnie. Uwaga ta tyczy się nie tylko mechaniki jako takiej (umówmy się – trudno tutaj szukać najbardziej wymyślnych plusów i pochwał, kiedy chodzi wyłącznie o eksplorację), ale również otoczenia. Niemniej jednak nie postrzegałbym tego w ramach rantu, a raczej zwrócenia uwagi na pewien fakt.
Tym razem historia rzuca nas do niewielkiego i opuszczonego przed laty, tytułowego miasteczka – Little Hope. W głównej roli zaś osadza, jak wydaje się na pierwszy rzut oka, grupę studentów, której przewodzi profesor akademicki. Pozornie niegroźny incydent, wypadek autobusu, powoduje zaskakujący i trudny do przewidzenia ciąg zdarzeń. Jego finalnym produktem jest metafizyczna podróż przez tragiczne wydarzenia z przeszłości, rozgrywające się w tej niewielkiej miejscowości w dwóch liniach czasowych – w końcówce XVII wieku (polowanie na czarownice) oraz w latach 70. ubiegłego stulecia (tragiczny w skutkach pożar domu i śmierć wszystkich członków rodziny).
Pod względem jakości fabuły, zaangażowania gracza czy prowadzenia akcji, jest dużo lepiej w porównaniu do poprzedniczki. Little Hope od początku umiejętnie stawia znaki zapytania, podtrzymując napięcie przez cały, ok. siedmiogodzinny seans, jednocześnie odpowiadając na nie dopiero na samym końcu – serwując przy tym nie lada twist! Mimo iż w obu produkcjach mamy pewne punkty styczne, to scenariusz tej gry wydaje się być już lepiej przemyślany, a przede wszystkim dużo ciekawszy niż w Man of Medan.
W odwrotną stronę poszły za to lokacje. W Little Hope mamy do czynienia z bardzo amerykańskim miasteczkiem, niemal polską wsią, gdzie budynki stoją od siebie w znacznej odległości, w dodatku rozrzucone na sporej przestrzeni. W rezultacie mamy do czynienia z bardzo monotonnym i jednolitym otoczeniem. Mimo iż historia jest angażująca i potrafi wkręcić gracza, o tyle eksploracja albo lasu, albo zniszczonych tudzież opuszczonych budynków, wyglądających bardzo podobnie (a niemal identycznie), wywołuje bardzo często senne ziewnięcia. I to mimo naprawdę udanego klimatu grozy!
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler