Powyższy zarzut kieruje się również do zadań pobocznych. Na pewnym etapie historii będziemy mieć w swojej bazie (jak dumnie można nazwać pewien bar w jednej z londyńskich dzielnic) kilkoro postaci niebędących bezpośrednio w DedSec, ale zlecających nam dodatkowe questy. Wszystko byłoby w porządku, gdyby działo się w nich coś więcej, niż dotarcie na miejsce i zniszczenie zapasów / zhakowanie hubu ctOS i wykradnięcie danych z kolejnego serwera / kradzieży pojazdu itd. Powtarzalność to także domena zadań głównych, choć w ich przypadku wykorzystano nieco więcej wzorów i urozmaiceń, niemniej jednak w połowie wątku i tak jadąc do nowego celu możemy wiedzieć, czego mniej więcej się spodziewać.
Problem z Legionem polega jednak na tym, że mechanizm, który powstał po zrezygnowaniu z konkretnego pierwszoplanowego bohatera i zastąpieniu go wieloma postaciami, został maksymalnie spłaszczony. Pomijając prostotę i schematyczność zadań związanych z dołączaniem nowych osobistości do naszego ruchu oporu, to rekrutowani obywatele są najprostszymi wydmuszkami bez jakiegokolwiek sensownego tła, którzy zostali wygenerowani przez skrypt losujący kolor skóry, ubranie oraz głos. I przez to, że – teoretycznie – pierwszoplanowe sylwetki są totalnie bezpłciowe i nijakie, to ciężar fabularny przerzucony został na kilkoro niezależnych, takich jak Sabine, sztuczna inteligencja Bagley czy innych, poznanych w toku historii. Mam wrażenie, że tylko dzięki nim jeszcze to nie rozeszło się w szwach. Na szczególne wyróżnienie zasługuje tutaj gadatliwy i sarkastyczny algorytm, z którym tak naprawdę chyba najczęściej będziemy wchodzili w interakcję.
Również przez fakt, że postanowiono wykorzystać „prawdziwy” ruch oporu zamiast konkretnego bohatera, jakim w przeszłości był m.in. Aiden Pearce, ucierpiał scenariusz. Watch Dogs: Legion pod tym względem postawiło na nieco więcej powagi, zbliżając się bardziej do „jedynki” niż do „dwójki”. Niemniej jednak na fali rewolucyjnych zmian w mechanice rozgrywki, doniosła opowieść o walce ludzi z opresyjną władzą i próba wyzwolenia się z totalitarnych szponów megakorporacji została potraktowana nieco zbyt po macoszemu. Przerywniki filmowe, które powinny naświetlić sytuację, nadać dynamizmu, usprawiedliwić jakoś kolejne wydarzenia, przez odbitych od kalki bohaterów stały się bardziej karykaturą siebie, niż atrakcyjną zachętą do poznawania napisanej przez scenarzystów historii. Przez to trudno jest wczuć się w klimat gry, czy też wziąć na serio pod uwagę ciężar zaprezentowanego konfliktu. W ogóle nie jest łatwym zadaniem złapać bakcyla Watch Dogs: Legion, nie traktując gry jako przerywnika od poważniejszych tytułów.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler