A wielka szkoda, bowiem lekkostrawna fabuła dla takiej serii jak Crash Bandicoot wydaje się być wprost wymarzona. Bez przesadnych zawiłości, mrużąc do gracza (starszego i młodszego) oko ciętymi rozmowami i delikatną groteską. Tego do końca dowieźć się nie udało.
Co ciekawe, mimo iż na pierwszy rzut oka czwarty pełnoprawny Crash wygląda niczym idealny prezent dla chrześniaka / syna / brata / kuzyna (wstaw dowolnego krewnego), to w istocie małolaci mogą mieć czasami problem ze skończeniem bardziej zawiłych oraz zręcznościowych etapów. Poziom trudności rośnie wprost proporcjonalnie do momentu w scenariuszu, w którym się znajdujemy, i mimo złudnie wyglądającej oprawy wizualnej – im dalej w las, tym po prostu jest trudniej. Sam parę razy zatrzymałem się na fragmentach wymagających nieco bardziej zręcznych niż normalnie palców, a jestem dość wprawnym graczem.
Do tego dochodzą okazjonalne problemy ze sterowaniem, wynikające z trójwymiarowości. Co prawda bolączka znana z poprzedniczek, gdzie skoki niekiedy wymagały od nas piekielnej precyzji bezpowrotnie minęła (pod Crashem zainstalowano specjalny wskaźnik, pokazujący miejsce naszego lądowania), lecz niekiedy – zwłaszcza podczas zmiany kamery albo perspektywy – wychodzą problemy z oddaniem celnego skoku. Przez to konieczne jest nabranie nieco większej wprawy, zwłaszcza jeśli nie przywykliśmy do tego typu zręcznościowych platformówek.
Jednak pomijając niedogodność (lub może czepialstwo stetryczałego recenzenta) związaną z dość lichym przekazaniem historii, Crash Bandicoot 4: It’s About Time prezentuje się wprost wspaniale. I mówię to nie tylko w kontekście całości, ale przede wszystkim przez aspekt oprawy audiowizualnej. W oczy rzuca się przede wszystkim ciepła i bogata paleta kolorów, a także świetnie animowane ruchy postaci widocznych na ekranie.
Tytuł ten to po prostu wyśmienicie wyglądający, brzmiący i prezentujący się powrót do przeszłości – stylistyka jednocześnie unowocześniona na modłę dzisiejszych standardów, ale też utrzymana zgodnie z pewnym duchem cyklu. Studio Toys for Bob zresztą nabrało wprawy i doświadczenia podczas prac nad remakiem oryginalnej trylogii, wypuszczonym przed dwoma laty pod tytułem Crash Bandicoot: N. Sane Trilogy. Finalnie zaś najnowszy Crash Bandicoot śmiało może stawać w szranki o tytuł najlepszej gry 2020 roku!
Świetna |
Grafika: Oprawa wizualna prezentuje się świetnie - żywe barwy, świetna animacja, dużo kolorów. Zachowano styl znany z poprzedniczek, przez to ten pomost między nowoczesnością a dziedzictwem marki stoi niczym najsolidniejszy postument! |
Świetny |
Dźwięk: Soundtrack to głównie żywe, skoczne, lekko infantylne utwory, a może raczej krótsze kompozycje mające urozmaicić przeskakiwanie między platformami i pokonywanie kolejnych etapów. |
Świetna |
Grywalność: Grywalność najwyższej próby! |
Świetne |
Pomysł i założenia: Gdyby nowy Crash odszedł od tego, co fani marki - a nawet, można tak powiedzieć, ortodoksi - znają i kojarzą, byłby prawdopodobnie eksperymentem skazanym na porażkę. Połączenie nowoczesnych rozwiązań wraz z oldschoolowym i "crashowym" sznytem wypaliło w stu procentach! |
Świetna |
Interakcja i fizyka: Etapy, by zdobyć mityczne 100%, zmuszają do masterowania własnych umiejętności i powtarzania ich kilka jak nie kilkanaście razy. Do tego dochodzą specjalne levele z innymi, pobocznymi bohaterami, a także masa dodatkowych elementów do zbierania. To gra bardziej na setki niż dziesiątki godzin. |
Słowo na koniec: Crash Bandicoot 4: It's About Time wyszło świetnie. Wszystko zagrało tak jak należy, dzięki czemu dostaliśmy świetny powrót do przeszłości, jednocześnie dbający o nowego gracza. |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler