Zombie Army 4: Dead War to gra, która swoją całą filozofię oraz mechaniki oddaje pod rozgrywki wieloosobowe. Czteroosobowa kooperacja to bez wątpienia ten tryb zabawy, w którym powinno się dzieło Rebellion przechodzić. Naturalnie nic nie stoi na przeszkodzie, jeśli chcemy to zrobić samemu, aczkolwiek raz, że przez konstrukcję poziomów prawdopodobnie się wynudzimy, a dwa, że jakoś tak smutniej się robi, kiedy nie ma nikogo obok, kto mógłby nas podnieść spod nawałnicy nazistowskich zombiaków.
Jednak żarty na bok – faktycznie, Zombie Army 4 to bez wątpienia produkcja nastawiona na co-opa. W gruncie rzeczy każdy z dziewięciu dość rozbudowanych poziomów wprost krzyczy: „znajdź sobie trzech kompanów i wykręcajcie jak największe kombinacje punktów i jak najwyższe wyniki”. Bo struktura leveli w „czwórce” nie odbiega od poziomu z poprzednich trzech części – etap strzelankowy, dotarcie do bazy, etap strzelankowy, baza itd. Po drodze oczywiście czekają na nas zróżnicowane wyzwania – a to raz atakujemy wrogie pozycje, a to raz bronimy się na zamkniętym terenie. Później np. dostajemy coś z pogranicza rozwiązywania zagadki środowiskowej w grze przygodowej, jednocześnie neutralizując nieustannie pojawiające się hordy bezmyślnych mutantów itp. Choć w grze chodzi o jedno, tak deweloperzy postarali się nieco urozmaicić zabawę.
Niemniej jednak w Zombie Army 4 i tak prawdziwy mięskiem jest po prostu grind – grind w celu uzyskania złotego medalu w każdej ze wspomnianych dziewięciu misji, czyli wykręcenia naprawdę potężnych liczb na tablicach wyników. Robimy to – dosłownie – zabijając bez przerwy: kolejne zabójstwa oraz korzystanie z zarówno pułapek, granatów, jak i elementów otoczenia, podkręcają mnożnik. A jak wiadomo – im większa liczba na ekranie, tym lepiej. Do tego gra oferuje nam również dodatkowe wyzwania, które modyfikują nieco gameplay: zabij 100 zombie wrzucając ich w paszcze rekinów / zadepcz 50 nieumarłych zanim się odrodzą / wysadź granatem 30 zombiaków na raz itd.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler