Terminator: Resistance pozwoliło Teyon Games odkuć się po kompletnie nieudanym Rambo: The Video Game. Co więcej ich najnowsza produkcja jest najlepszą w historii studia i - co więcej - najlepszą w tym kultowym uniwersum! Nadal jednak sporo temu Terminatorowi brakuje – po seansach z którąkolwiek częścią Call of Duty (a zwłaszcza z najnowszą) czy Wolfensteina (tych nowożytnych części) można być nieco zawiedzionym.
Terminator: Resistance nie malowało się jako wyjątkowy hit. I tym hitem zdecydowanie nie jest. A czym jest? Bardzo strawnym, krótkim, powtarzalnym, acz intensywnym FPS-em, któremu zdecydowanie przydałby się większy budżet. Dzieło rokuje na przyszłość dla krakowskiego producenta, co mnie niezmiernie cieszy.
Podczas niespełna dwudziestogodzinnej przygody z Terminatorem od Teyon Games w oczy rzuciły mi się przede wszystkim starania deweloperów. Bezsprzecznie chcieli, mimo ograniczeń budżetowych czy nawet technologiczno-projektowych, stworzyć coś, co nie będzie kolejnym Rambem – i to się im w istocie udało. Terminator: Resistance bowiem, mimo swoich niedociągnięć i niedoróbek, to koniec końców całkiem sympatyczna przygoda z fajnym przyspieszeniem w końcówce i zgrabnymi dialogami.
W grze wcielamy się w nową w tym świecie postać Jacoba Riversa, który przedstawia się jako jeden z członków Dywizji Pacyfik. Jego skład został rozbity przez humanoidalną maszynę T-1000, a on sam rzucony w południowo-zachodni rejon Stanów Zjednoczonych. Rozpoczynając zabawę znajdujemy się w zrujnowanym Los Angeles. Ruszamy na wojnę ze Skynetem.
Scenariusz sam w sobie nie ustanawia nowego kanonu, odtwarza jedynie wydarzenia części filmowej trylogii, więc osoby zaznajomione z twórczością Camerona nie będą zaskoczone. Jednak ci, którzy po raz pierwszy dowiedzą się o wojnie ludzkości z maszynami, będą mile zaskoczone tempem akcji oraz jakością historii. Producentom udało się uzyskać satysfakcjonujący efekt między odkrywaniem kolejnych kart, a zmuszaniem gracza do zadawania sobie pytań. Sam dobór scen, postaci, a także momentów wartych odtworzenia okazał się niebywale trafny.
W podobnym tonie napisano dialogi – bez przesadnego patosu, nadętej czy pompatycznej otoczki. Czasami faktycznie chciało się zazgrzytać zębami, aczkolwiek w ogólnym rozrachunku spodziewałem się dużo gorszych rzeczy, przez co warstwą fabularną nowego Terminatora zaskoczyłem się tylko pozytywnie! Jedyne co przy rozmowach z NPC-ami może doskwierać, to absolutnie katastrofalna mimika rozmówców – czasami miałem wrażenie, że przede mną stoją manekiny z jednym i jedynym wyrazem twarzy.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler