Zatem punkt pierwszy – scenariusz i świat przedstawiony – twórcy The Outer Worlds zaliczyli z wyróżnieniem. Dalej znajduje się rozgrywka. Tutaj wyróżnienia nie przewiduję, niemniej jednak i tak jest najlepiej w historii tego studia.
Nie ulega wątpliwości, że bawiąc się w The Outer Worlds gramy w strzelankę. Tytuł tylko momentami daje możliwość prześlizgnięcia się po cichu i ominięcia wszystkich wrogów, choć częściej oferuje tylko alternatywne drogi dotarcia do danego celu. W 70-80% czasu jednak zmuszeni jesteśmy od prowadzenia ognia, nierzadko na nieco bardziej otwartych, od korytarzy, terenach. A mówię o tym nie bez przyczyny – sztuczna inteligencja tutaj ssie. Choć nie tak strasznie jak w niedawno wypuszczonym Tom Clancy’s Ghost Recon: Breakpoint, to i tak jest dość przewidywalna i częściej po prostu głupia.
Drugą sprawą związaną z tą kwestią jest nieco kiepski balans między stylem strcite FPS-owym, a dozą taktyki oferowaną przez fakt, iż posiadamy (ale nie musimy pożytkować) na podorędziu maksymalnie dwóch kompanów. Na wyższych poziomach trudności (zwłaszcza na najwyższym) oponenci potrafią naprawdę solidnie nam nastukać, a dodatkowo śmierć towarzyszy jest permanentna. Mamy co prawda proste komendy takie jak „idź tam”, „zbiórka” itd., ale brak aktywnej pauzy powoduje, że w ferworze walki często coś nam umyka, chłop poleci gdzieś mimo wydanego polecenia, wpadnie pod ostrzał i koniec końców zginie. Jednak jest to niedogodność, która podczas najzwyklejszego przechodzenia The Outer Worlds w ogóle się nie pokaże – prawdopodobnie nigdy też z tych komend dedykowanym kompanom nie skorzystacie.
Samo strzelanie jako takie zrealizowano bardzo dobrze – jak na Obsidian. Mając w pamięci trójwymiarowe Fallouty można by mieć pewne obiekcje co do tego, że faktycznie fajnie można stworzyć FPS-owy moduł. Jednak przesiadka na Unreal Engine 4 pozwoliła wyraźnie poprawić ten element. Choć starcia są w dużej mierze naprawdę chaotyczne (przy większej ilości wrogów wszyscy, bez opamiętania, jak najszybciej starają się do Ciebie doskoczyć), to niekiedy próba zabawienia się w np. strzelca wyborowego nie jest takim najgorszym wyborem.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler