Sposób patrzenia na kolejne odsłony serii NBA 2K to istny paradoks. Z jednej strony, chcemy zmian, ewolucji – niekiedy nawet rewolucji. Z drugiej zaś, wirtualna koszykówka od studia Visual Concepts już dawno zdefiniowała swój gatunek, a także miała wpływ na inne dyscypliny sportowe, które przeniesiono na ekrany monitorów. Można powiedzieć, iż na ten moment „kręci się w kółko”. Jednak czy to do końca źle? Jeden rabin powie tak, a inny rabin powie nie. Na tym właśnie polega problem.
Jedyną istotną, z punktu widzenia nowych i „niedzielnych” graczy, nowością w NBA 2K20 jest dodanie damskiej ligi NBA – WNBA, czyli Women’s National Basketball Association. W nowej odsłonie NBA 2K dostajemy wszystkie 12 zespołów zrzeszonych – jak u panów – w dwie konferencje (wschodnią i zachodnią), a także pełną listę zarejestrowanych w WNBA zawodniczek – włączając w to skany twarzy oraz sylwetek.
Co ciekawe, porównując wirtualną męską koszykówkę z damską, NBA 2K20 rozróżnia sposób gry obu płci. Warto bowiem zauważyć, że gameplay w przypadku kobiecej koszykówki jest odmienny od męskiego wariantu zabawy (co pod względem fizyki jest dość zrozumiałe). Mecze rozgrywane przez panie są o wiele szybsze, same koszykarki odznaczają się o wiele lepszą zwrotnością i zręcznością. Nie uświadczymy jednak kart kobiecych koszykarek do trybu MyTeam, ani nie stworzymy kobiety jako bohatera kampanii fabularnej.
Podobnie jak i w całej grze jest w MyCareer, czyli wspomnianej kampanii – tworzymy w niej własne alter-ego i zaczynamy etap „od zera do bohatera”. Oczywiście fabuła i sposób jej opowiadania oraz wykonania różną się niuansami od tej z NBA 2K19, ale znajdą je przede wszystkim prawdziwi zapaleńcy. Ot, w tej części jest zdecydowanie mniej przerywników filmowych, pozbyto się też wydumanych konfliktów w drużynie.
W ogólnym rozrachunku tegoroczny wątek jest o wiele krótszy i mniej naszpikowany życiowymi problemami gracza. Dość szybko docieramy do draftu i zaczynamy prawdziwą przygodę w najlepszej koszykarskiej lidze na świecie. Spowodowane jest to pewną innowacją – teraz faktycznie mamy wpływ na to, które kluby są nami zainteresowane i ile ich jest. Na żywo podglądamy progres w drodze od „niewybieralności” (co jest raczej niemożliwe do osiągnięcia, bo automatycznie skończyłoby się ekranem z napisem „game over”) do bycia jednym z pierwszych picków pierwszej rundy draftu. Wpływ na naszą pozycję ma ocena we wszystkich grach oraz – przede wszystkim – rezultaty turnieju NBA Combine.
Wydarzenie rozgrywane jest przed samym draftem, a dedykowane najbardziej obiecującym zawodnikom. W postaci przeróżnych minigierek wykonujemy na nim szereg ćwiczeń mających określić nasze kompetencje – od mierzalności wysokości naszego wyskoku, przez wyciskanie na ławeczce, kończąc na wykonaniu na czas kilku sprawnościowych zadań.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler