Mutant Year Zero: Road to Eden (XBOX One)

ObserwujMam (0)Gram (0)Ukończone (0)Kupię (0)

Mutant Year Zero: Road to Eden (XBOX One) - recenzja gry


@ 13.08.2019, 12:45
Marcin "bigboy177" Trela
Czasem coś piszę, czasem programuję, czasem projektuję, czasem robię PR, a czasem marketing... wszystko to, czego wymaga sytuacja. Uwielbiam gry, nie cierpię briefów reklamowych!

Wracając do samej mapy, została ona przygotowana w taki sposób, aby nie zawsze prowadzić gracza za rękę. Do celu misji fabularnych zawsze jest jedna droga (nie ma losowo generowanych obszarów), ale przemierzając ją natrafiamy na różne rozgałęzienia, obszary, których wcale nie musimy odwiedzać, ale jeśli się na to zdecydujemy, możemy liczyć na większą lub mniejszą nagrodę. W miejscach takich (określonych poziomem zaawansowana przeciwników) często są oponenci, a także jakaś baza, wrak czy inny relikt z przeszłości. W nim natomiast można odkryć skrzynię z bronią albo innym cennym gratem (np. boom-boxem, który, jak sama nazwa wskazuje, jest bronią z dawnych czasów – do takiego wniosku przynajmniej dochodzą bohaterowie). Choć zwiedzanie pobocznych lokacji nie jest koniecznością, warto to robić, aby podrasować własne umiejętności i lepiej przygotować się do kolejnych bojów.

Skoro o umiejętnościach mowa, warto wspomnieć, że początkowo do dyspozycji mamy tylko dwóch mutantów: przerośniętego świniaka oraz kaczkę. Nie obawiajcie się jednak. Obaj są świetnie nakreśleni, dzięki czemu nie czuć, że mamy do czynienia z takimi „dziwolągami”. W miarę upływu czasu otrzymujemy dostęp do kolejnych mutantów, a każdy dysponuje oczywiście odmiennymi umiejętnościami specjalnymi, bardzo przydatnymi na polu bitwy. Trzeba bowiem podkreślić, że Mutant Year Zero: Road to Eden nie jest hack’n’slashem, w którym w zasadzie liczy się wyłącznie jak najszybsze wymachiwanie orężem. Najistotniejsze jest tutaj odpowiednie podejście do każdej potyczki i wykorzystanie walorów prowadzonej drużyny.

Podczas eksploracji świata dość często natrafiamy na grupy przeciwników. Początkowo są one dość skromne, ale w miarę naszych postępów rośnie ich liczebność, a także zwiększa się zróżnicowanie. Jednostki wroga, przed pojedynkiem, trzeba rozpoznać. Dopiero wiedząc z czym mamy do czynienia, możemy zacząć planowanie. Jeśli jakiś oponent jest na uboczu, warto go podejść i przygotować zasadzkę. Wykorzystanie broni cichej pozwoli nam zlikwidować oponenta bez wzbudzania podejrzliwości jego kumpli. Proces powtarzamy kilkakrotnie, priorytetyzując m.in. szamanów oraz jednostki medyczne. Dopiero gdy przerzedzimy nieco szeregi wroga, przystępujemy do ataku frontalnego.

Niezależnie od tego czy atakujemy jedną, czy dziesięć jednostek, gra przełącza się w tryb turowy, co znaczy, że ruchy wykonujemy naprzemiennie (jeśli uda nam się zasadzka, najpierw my wykonujemy ruchy, a następnie przeciwnik - lub wręcz przeciwnie). W związku z tym każde posunięcie trzeba odpowiednio rozplanować, biorąc pod uwagę zasięg broni, posiadane umiejętności specjalne jednostki, amunicję itd. Czasem zwycięstwo przychodzi stosunkowo łatwo, ale najczęściej trzeba pokombinować, by osiągnąć sukces. Do najtrudniejszych starć trzeba się przymierzyć nawet kilkakrotnie. Nie jest to jednak wynikiem oszukującej sztucznej inteligencji, ale braku umiejętności. Mutant Year Zero: Road to Eden to gra, w której o każdą wygraną trzeba się postarać, co mnie osobiście niezmiernie raduje.


Screeny z Mutant Year Zero: Road to Eden (XBOX One)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):


Powyższy wpis nie posiada jeszcze komentarzy. Napraw to i dodaj pierwszy, na pewno masz jakąś opinię na poruszany temat, prawda?