Wolfenstein: Youngblood (XBOX One)

ObserwujMam (2)Gram (1)Ukończone (1)Kupię (0)

Wolfenstein: Youngblood (XBOX One) - recenzja gry


@ 29.07.2019, 10:12
Mateusz "Materdea" Trochonowicz
Klikam w komputer i piję kawkę. ☕👨‍💻

Nie przekreśla to jednak radości z likwidowania kolejnych oddziałów żołnierzy III Rzeszy. Oponenci bowiem mają kilka form, a ich poziomy skalują się do naszego, dzięki czemu rozwałka nigdy nie jest za łatwa. Typów nieprzyjaciół jest kilku, jak to w uniwersum Wolfensteina bywa – wszystko dzięki zaawansowanej technologii wprowadzanej przez nazistów. Oprócz klasycznych żołnierzy trafi się tu cała masa okutego w żelazo mięsa armatniego – od gości z miotaczami ognia i laserami, przez specjalne drony, kończąc na potężnych, stalowych psach czy robotach wysokich na dwa piętra. Jednocześnie przeciwnicy posiadają różne rodzaje pancerza, przez co nie każda giwera daje sobie z nimi odpowiednio radę.

O ile do tej pory, bez przesadnego zachwytu ani krytycyzmów, opisywałem oraz wyrażałem swoją opinię o poszczególnych elementach Wolfenstein: Youngblood, o tyle teraz muszę zganić system checkpointów i mapę. A właściwie brak jednego i drugiego.

Sprostuję – miejsca, w których misja zapisuje postępy oczywiście są, aczkolwiek tak złego ich rozmieszczenia dawno nie widziałem! Cały model polega na tym, że ani jedna, ani druga bohaterka nie ma własnych żyć. Kiedy pasek życia wskaże zero, mamy kilkanaście sekund na ratunek przez partnerkę – i możemy to robić (ona i my) nieskończoną ilość razy. W momencie gdy padną obie, tracą jedno (z trzech) wspólne życie i kontynuują rozwałkę. Problem pojawia się po skończeniu się tychże żyć, wszak wtedy cofani jesteśmy na początek całego poziomu. Całego. Poziomu. Dodam, że kilka akapitów wyżej wspomniałem o złożoności m.in. wież. Teraz możecie sobie wyobrazić, że po pokonaniu najpotężniejszego rywala na jej szczycie zdarzyło mi się zginąć i wrócić do podziemi. Myślę, że byłem w plecy ze dwie godziny, a i tak nie rozglądałem się za znajdźkami.

Wracając do mapy, to w rzeczy samej takiego urządzenia/zakładki w menu nie ma. Jest wyłącznie minimapa widoczna w prawym górnym rogu. Spróbujcie teraz nawigować do celu, który oddalony jest o 300-400 metrów. Zgaduj zgadula, gdzie wejść, by się nie zgubić. Mam szczerą nadzieję, że ktoś zwróci na to uwagę i w nadchodzącej aktualizacji uda się coś z tym fantem zrobić.

Z kolei warstwa wizualna to jedna z zalet gry, podobnie zresztą jak ścieżka dźwiękowa. Soundtracku jako takiego tutaj nie ma, wszak podczas przerywników filmowych czy w trakcie zwiedzania miasta słyszymy tylko własne (no i Niemców) kroki. Kluczowe są tutaj utwory puszczane np. z odbiorników radiowych – a są to przeboje końcówki XX wieku w niemieckiej wersji językowej! Fakt, że lata 80., 90. poprzedniego stulecia są dość specyficzne i na swój sposób urocze oraz ponieważ klimat ten konsumujemy w języku naszych zachodnich sąsiadów ubarwia zdecydowanie bardziej popularne w tamtym okresie dzieła amerykańskie. Co ciekawe, kasety magnetofonowe z tymi utworami pełnią rolę znajdziek – oprócz możliwości swobodnego odsłuchania danych kawałków widzimy również przetłumaczony tekst. Na sekrety dostępne w grze składają się również okładki kaset VHS (w tutejszej nomenklaturze zwanymi UVK), które stanowią przeróbki klasyków kina takich, jak Terminator czy Rambo. Oczywiście z niemieckimi bohaterami i odpowiednio nawiązujące do aktualnie panującej sytuacji społeczno-politycznej.

Wolfenstein: Youngblood to typowy spin-off. Jeśli chcesz zacząć poznawać „nowy” cykl Wolfenstein, nie rób tego od tej części, a jeśli grałeś w jakąkolwiek poprzedniczkę – nic nowego tu nie znajdziesz, kup kiedy będzie na promocji. Powtarzalna do bólu rozgrywka, która za nic Cię nie zaskoczy plus garść mechanik z RPG-owego tytułu czynią z nowego Wolfa po prostu dobrą, zręcznościową strzelankę. Dla weteranów marki prawdopodobnie kluczowym plusem będzie humor deweloperów z Machine Games (tytuł powstawał również przy udziale Arkane Studios, oddziału zlokalizowanego we francuskim Lyonie), bowiem jest on na wskroś karykaturalny i pokręcony w stylu poprzednich The New Order, The Old Blood (dodatek do „jedynki”) i The New Colossus.


Długość gry wg redakcji:
15h
Długość gry wg czytelników:
19h 22min

oceny graczy
Dobra Grafika:
Oprawa wizualna się nie starzeje i przynajmniej trzyma poziom poprzedniczki, jednocześnie nie odstając od dzisiejszych standardów.
Świetny Dźwięk:
Ścieżka dźwiękowa, która stanowi przerobione na niemiecki utwory muzyczne, będące karykaturą ówczesnych popowych przebojów, to mój absolutny faworyt w budowaniu klimatu tej części.
Świetna Grywalność:
Ta część Wolfensteina wciąga tak samo, jak poprzedniczki od studia Machine Games, choć robi się wreszcie mocno schematyczna.
Świetne Pomysł i założenia:
Wmontowanie w klasycznego FPS-a elementy RPG-owe stanowi ciekawe urozmaicenie, jednak przeszkadza niezbalansowanie tych elementów.
Dobra Interakcja i fizyka:
Ogrom znajdziek dla fana zdobywania 100% Osiągnięć/Trofeów może być nie lada utrapieniem, jednak są one na tyle klimatyczne (kasety magnetofonowe), że po czasie zapomina się o ich przekleństwie.
Słowo na koniec:
Wolfenstein: Youngblood na krótko zawładnie dyskami twardymi graczy - nie przez czas gry, a bardziej przez swój charakter. Fakt, że jest to spin-off, podkreśla nawet cena - w Polsce ok. 130 złotych na konsolach.
Werdykt - Dobra gra!
Screeny z Wolfenstein: Youngblood (XBOX One)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudossebogothic   @   11:10, 29.07.2019
Nie podoba mi się co robią z tą marką. Jacyś cybernetyczni naziści z kosmosu, poziomy przeciwników, paski zdrowia, skórki i inne bajery rodem z looter shootera.
0 kudosdabi132   @   09:43, 30.07.2019
Gra jest moim zdaniem dobra, gram od dnia premiery. Strzelanie do nazistów dalej sprawia frajdę i nie nudzi. Wkurzają mnie jednak, te zapisy, bo jest ich mało. No i ten pomysł ze wspólnymi życiami również jest nietrafiony. I nie wiem jak u was, ale u mnie minimapka jest w prawym górnym rogu, a nie lewym.
0 kudosMaterdea   @   12:58, 30.07.2019
Cytat: dabi132
I nie wiem jak u was, ale u mnie minimapka jest w prawym górnym rogu, a nie lewym.
Masz rację, z rozpędu napisałem drugą stronę. Zdziwiony
0 kudosfrycek88   @   18:09, 30.07.2019
Cytat: sebogothic
Nie podoba mi się co robią z tą marką. Jacyś cybernetyczni naziści z kosmosu, poziomy przeciwników, paski zdrowia, skórki i inne bajery rodem z looter shootera.


Mi też. Ja od pierwszego New Order się kompletnie się odbiłem, a po kolejne nawet nie sięgnąłem. Dla mnie to jest strasznie takie nijakie. Wolę nowego Dooma.
0 kudosMaterdea   @   18:13, 30.07.2019
Cytat: sebogothic
Jacyś cybernetyczni naziści z kosmosu, poziomy przeciwników, paski zdrowia, skórki i inne bajery rodem z looter shootera.
Wszystko jest bardzo naturalne i nie zwraca się uwagi np. na poziomy przeciwników. Jeśli nie wyskoczymy za daleko w lokacjach i nie natkniemy się na kompletnych kozaków, to w ferworze walki jest to niewidoczny detal. A co do pozostałych zarzutów, to niestety, ale nie potrafię się odnieść. Dumny
Dodaj Odpowiedź