Sea of Solitude (XBOX One)

ObserwujMam (1)Gram (0)Ukończone (1)Kupię (0)

Sea of Solitude (XBOX One) - recenzja gry


@ 17.07.2019, 10:15
Mateusz "Materdea" Trochonowicz
Klikam w komputer i piję kawkę. ☕👨‍💻

Sea of Solitude to trzecia produkcja wydana pod egidą firmy Electronic Arts i ich programu wspierającego niezależnych deweloperów - EA Originals. Jest to też najpoważniejsza - i mówię tu o niesionych wartościach - gra z dotychczasowo wypuszczonych projektów.

Jeżeli cokolwiek jest w stanie sprawić, by gracze na Electronic Arts patrzyli nieco przychylniejszym okiem niż przez pryzmat niewypału pt. Anthem, mikrotransakcji w singlowych grach i nadmierną eksploatację trybów sieciowych kosztem ciekawych i intrygujących kampanii fabularnych, to właśnie program EA Originals. Choć to i tak tylko łyżka miodu w beczce dziegciu.

Mówię to nie bez przyczyny. EA wraz ze swoim mecenatem nad mniejszymi studiami tworzącymi gry niezależne na szczęście nie uzależnia takich producentów od siebie i od „przynoszenia zysków wszelkim kosztem”, a korporacja jedynie opłaca część poniesionych wydatków np. w kwestii marketingu. I to jest chyba jedyna rzecz, którą „Elektronicy” robią na razie dobrze. Do produkcji wydanych już pod tym szyldem (magiczne Fe oraz przygodowe A Way Out) dostaliśmy trzecią, zapowiadaną jeszcze podczas startu całej inicjatywy – Sea of Solitude. A w drodze są kolejne tytuły i wydaje się, że korporacja nie ma zamiaru przerywać swojej akcji. I dobrze.

Sea of Solitude jest z całą pewnością najdojrzalszą grą z całej trójki wydanych do tej pory pozycji. Choć oprawa wizualna zdaje się nie potwierdzać wysuniętej przeze mnie tezy, to nie martwcie się – kolory, niczym w zapomnianym już (a szkoda!) The Saboteur zwiastują „odbite” tereny. Krótko mówiąc – spędzimy tutaj dużo czasu w mrocznej kolorystyce.

Jeżeli ktoś chciałby, żeby streścić mu dzieło projektantki Cornelii Geppert i studia JO-MEI w kilku żołnierskich słowach, bez wątpienia powiedziałbym: krótka przygodówko-platformówko-zręcznościówka z przekazem i charakterem. Sea of Solitude to bez wątpienia produkcja na jeden wieczór i raczej na jeden raz, co nie oznacza, że nie powinniście po nią sięgnąć. Wręcz przeciwnie!

Akcja wrzuca gracza w skórę dziewczyny imieniem Kay, która budzi się pod postacią potwora. Trafiamy do znanego jej wcześniej świata, lecz tym razem po dachy budynków zalanego wodą. Powstaje pytanie: dlaczego i po co? Odpowiadamy na nie w ciągu całej, ok. 6-godzinnej, przygody.

Zwiedzając miasteczko odwiedzamy ważne z perspektywy jej życia miejsc takich jak szkoła młodszego brata czy bazar, na który zabierał ją tata. Wspomnienie przeze mnie najbliższych ludzi z jej otoczenia również jest nieprzypadkowe – historia przedstawiona w Sea of Solitude porusza ważną, lecz niedocenioną kwestię relacji rodzinnych. Lekceważenia problemów rodzeństwa, trudne do zrozumienia kłótnie rodziców czy dostrzeganie w codziennych, prozaicznych sytuacjach zwykłego szczęścia, którym teraz – gdy nam je odebrano – nie możemy się cieszyć. Fabuła udziela grającym jeszcze kilku ważny lekcji (takich jak zamienienie złych głosów w głowie w swoich przyjaciół, ponieważ są one integralną częścią naszego życia i nie pozbędziemy się ich), dla których warto się na chwilę zatrzymać i zastanowić (najlepiej podczas napisów końcowych).

I nie będę kłamał, że najważniejszą rolę pełni tutaj właśnie moralizatorskie podejście do opowiadanego scenariusza. To trochę jak obowiązkowa lektura w szkole podstawowej, gdzie pod płaszczykiem baśniowej przygody na końcu pojawiają się wnioski i pewnie uniwersalistyczne wartości, które każdy wzorowy uczeń powinien sobie wpisać w etos. Jednak czy to źle? Takie pozycje w dzisiejszych czasach, gdzie rynek przytłoczony jest blockbusterami i hollywoodzkimi scenariuszami, są potrzebne nawet bardziej niż kiedykolwiek wcześniej!


Screeny z Sea of Solitude (XBOX One)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):


Powyższy wpis nie posiada jeszcze komentarzy. Napraw to i dodaj pierwszy, na pewno masz jakąś opinię na poruszany temat, prawda?