The Sinking City (XBOX One)

ObserwujMam (2)Gram (0)Ukończone (2)Kupię (0)

The Sinking City (XBOX One) - recenzja gry


@ 13.07.2019, 15:42
Mateusz "Materdea" Trochonowicz
Klikam w komputer i piję kawkę. ☕👨‍💻

Po czasie nudą zaczyna wiać sam schemat wykonywania tychże zadań. Z początku łapiemy się na efekt nowości, wszak do dyspozycji mamy całkiem ciekawie skonstruowany paranormalny mechanizm, który jest na podorędziu detektywa. Jednak po piątym, szóstym, siódmym razie rutyna daje się we znaki. Deweloperzy nie pomyśleli o urozmaicaniu rozgrywki wraz z postępami gracza, oferując mu później wyłącznie 2-3 nowe pukawki i nic więcej.

Akcję rozpoczynamy od dotarcia na miejsce zbrodni. Z grubsza prawie zawsze będą tam jakieś pokraki – raz w mniejszej, raz w większej ilości. Po zabezpieczeniu lokacji bierzemy się do przeszukiwania blatów stołów, ścian i ogólnie szeroko pojętych szuflad celem zdobycia poszlak oraz dowodów. W końcu, gdy trafimy na kluczowy przedmiot lub ew. denata, gra sygnalizuje nam możliwość użycia wspomnianego paranormalnego „ficzera” naszego protagonisty – oka umysłu. Polega ono na tym, iż jesteśmy w stanie obejrzeć ostatnie chwile związane z danym przedmiotem lub ciałem. W momencie gry odnajdujemy kluczową wskazówkę, następuje proces rekonstrukcji zdarzeń w pomieszczeniu poprzez numerowanie sytuacji, które podsunął nam skrypt.

I w tym czasie następuje przełom, w pałacu myśli (znanym niekiedy też jako mapie myśli) łączymy poszlaki oraz podpowiedzi, wysuwamy wniosek (zazwyczaj pojawiają się dwa sprzeczne tj. pomagamy jednej bądź drugiej stronie), odhaczamy misję i jedziemy do kolejnego miejsca. Procedurę rozpoczynając od nowa.

Jednak muszę oddać projektantom jedno – bardzo fajnie wyszedł im patent ze zmuszaniem gracza do nieco większego wytężenia mózgownicy. Mówię tu o braku wskaźników kolejnych celów oraz konieczność samodzielnego odkrywania np. adresów podejrzanych czy nawet ich personaliów. Ale, podobnie jak do wcześniejszych cech, wszystko bawi do czasu, wszak później staje się już tylko przykrą koniecznością.

W toku sprawy zbieramy różnego rodzaju materiały, a wśród nich znajdują się np. ogłoszenia z lokalnej prasy czy też inne wycinki, które dają tylko poszlakę co do np. adresu podejrzanego. Na ich podstawie sami musimy odszukać odpowiednie domostwo przy wskazanej ulicy lub też udać się do jednego z kilku archiwów, by tam zaczerpnąć informacji o poprzedniej działalności sprawcy, dacie jego pobycia w szpitalu czy kartoteki policyjnej. Poruszamy się między biblioteką, ratuszem, komisariatem a szpitalem, nierzadko strzelając, gdzie należy szukać pasujących poszlak. Na szczęście nie jest tez tak, że na chybił trafił musimy zidentyfikować posiadane dokumenty – jeśli gra każe nam skorzystać z archiwum, informacja ta jest odpowiednio oznaczona; kiedy musimy zlokalizować jakieś miejsce, również widzimy stosowną ikonę. Niemniej jednak jako coś nowego w ostatnio samoprzechodzących się grach, jest to jak najbardziej przyjemne urozmaicenie!

Produkcja oferuje również elementy wyciągnięte stricte z gier RPG. Oprócz progresji bohatera, awansu na kolejne poziomy doświadczenia, dostajemy także crafting. W pierwszym przypadku do wybory mamy trzy drzewka umiejętności związane z umysłem, walką i szeroko pojętym zbieractwem. Wytwarzanie nowych przedmiotów w tutejszym uniwersum nie jest szczególnie przydatne, a jest po prostu wymagane – jako że w mieście wrócono do handlu wymiennego, dolary nic nie znaczą, a twardą walutą stały się naboje, toteż każdy jest na wagę złota. Skrzyń z amunicją nie uświadczymy, a kiedy skończą się zapasy śrutu, warto pomyśleć albo o ucieczce, albo o walce wręcz. Druga z opcji jest o tyle niebezpieczna, że kontakt z nienaturalnymi stworzeniami powoduje u nas spadek zdrowia umysłowego, a to skutkuje różnego rodzaju nieprzyjemnymi wizjami, w krytycznym momencie zaś urzeczywistnienie poczwar i przeniesienie ich do realnego świata. Na szczęście na oba paski zdrowia są apteczki, ale one też mogą się skończyć.


Screeny z The Sinking City (XBOX One)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudosKawira   @   11:08, 15.07.2019
O ile się nie mylę nie ma jako takiej "licencji" na Cthulu, bo Lovecraft w testamencie chciał, aby jego uniwersum uwolnić od wszelkich praw autorskich
0 kudosMaterdea   @   12:38, 15.07.2019
Cytat: Kawira
O ile się nie mylę nie ma jako takiej "licencji" na Cthulu, bo Lovecraft w testamencie chciał, aby jego uniwersum uwolnić od wszelkich praw autorskich
Podejrzewam, że decyzja miała związek z wydawcą - firmą Focus Home Interactive. Może pod ich skrzydłami są jakieś komercyjne prawa, nie wiem. Na początku Call of Cthulhu, które w listopadzie 2018 r. zrobiło Cyanide, najpierw miało być tworzone przez Frogwares - w 2014 roku nawet zapowiedziano ten tytuł.
0 kudosdabi132   @   17:10, 15.07.2019
Czyli gra nie taka fajna na jaką się zapowiadała. Szkoda, bo potencjał był. Zepsuli wszystko otwartym światem. Ciekawe jak będzie z ilością sprzedanych kopii na PC. Kolejna ekskluzywna gra na Epic Games Store, której nie żałuje że nie zagram na premierę Dumny
1 kudosKawira   @   08:34, 16.07.2019
Cytat: Materdea
Cytat: Kawira
O ile się nie mylę nie ma jako takiej "licencji" na Cthulu, bo Lovecraft w testamencie chciał, aby jego uniwersum uwolnić od wszelkich praw autorskich
Podejrzewam, że decyzja miała związek z wydawcą - firmą Focus Home Interactive. Może pod ich skrzydłami są jakieś komercyjne prawa, nie wiem. Na początku Call of Cthulhu, które w listopadzie 2018 r. zrobiło Cyanide, najpierw miało być tworzone przez Frogwares - w 2014 roku nawet zapowiedziano ten tytuł.


Sprawdziłem wczoraj i mythos jako taki jest open, ale marki typu Call of Cthulu (od pen & paper RPG) już nie. Myślę, że celowo nie pada imię bóstwa, bo w sumie w prozie też mało kto znał imiona Przedwiecznych