Gameplay w A Plague Tale idealnie uzupełnia się z prezentowanymi na ekranie wydarzeniami. Dzieło na początku aspiruje do miana skradanki, później przekształcając się w bardziej typową przygodową grę akcji z elementami RPG (crafting). Startujemy wyłącznie z podstawowym wyposażeniem (procą i garścią kamieni), by w miarę jak pokonujemy kolejne rozdziały opowieści o zemście i nadziei na lepsze jutro, znajdować – czy też dostawać – nowe elementy wyposażenia. Fabularnie fakt, że nagle możemy używać zaawansowanych alchemicznych mikstur i specyfików jest bardzo dobrze wytłumaczony. Rozgrywka nie przeszkadza w cieszeniu się wartką akcją oraz poznawaniu kolejnych wątków tej baśniowej przygody – stoi raczej na uboczu.
Powodów jest kilka. Twórcy chcąc emocjonalnie zaangażować gracza i pozwolić mu maksymalnie wczuć się w sytuację nastolatki oraz jej uroczego brata postanowili pójść na kilka kompromisów. Jednym z nich jest sztuczna inteligencja przeciwników. O ile na początku nie musimy miotanymi kamieniami rozwalać głów wrogom, o tyle ich głupota nie rzuca się w oczy (musimy oczywiście przyjąć za pewne uproszczenie fakt, że dorosły chłop nabiera się na rzucony w stronę metalowych puszek przedmiot). Dopiero gdy Amicia jest w stanie pozbawiać życia swoich adwersarzy, na wierzch wychodzą braki w ich myśleniu. Niekonsekwentnie też zachowują się w stosunku do używanej procy – w początkowych rozdziałach doskonale słyszą, skąd został wystrzelony kamulec (korzystamy z rzutu z ręki), ale później w magiczny sposób głuchną i chodzą dookoła ciała w poszukiwaniu odpowiedzialnej za to osoby.
Mimo iż pod koniec rozgrywki mamy zapełnione wszystkie pozycje w menu wyboru wyposażenia, to scenariusz zmusza nas do korzystania z najnowszych wynalazków. Ot, w pewnym momencie metalowe elementy, w których rzut powoduje wywabienie przeciwnika z jego pozycji, już się nie pokazują, podobnie jak gliniane garnki, które roztrzaskane powodowały ten sam efekt itd. Co oczywiście nie wyklucza radości korzystania z nowych rzeczy, takich jak bomby usypiające czy specjalna amunicja zapalająca pochodnie. Fabuła ewoluuje razem z gameplayem (i vice versa) i to powoduje, że A Plague Tale: Innocence jest grą zdecydowanie tylko na jeden raz – choć raz ten jest niezwykle intensywny!
Podobnie sprawa się ma z craftingiem. W trakcie eksploracji w dużej mierze korytarzowych lokacji zbieramy różnego rodzaju surowce, takie jak skóry, liny, elementy tkanin itp. W rozstawionych na początku i końcu (umowna zasada) warsztatach możemy dokonywać ulepszeń procy, pojemności kieszeni etc., otrzymując w zamian wszelkiej maści bonusy. Osobną sprawą jest fakt, że możliwość upgrade’u ekwipunku czy broni daje nam naprawdę niewiele lub zupełnie nic. Koniec końców gdybyśmy po prostu odpuścili tę ewentualność, a więc pomijali warsztaty, nie utkniemy w martwym punkcie, a poziom trudności nie ulegnie drastycznej zmianie.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler