
Widząc na półce grę bazującą na sentymencie lat minionych, nierzadko można się ciężko rozczarować jej jakością. I nawet nie mówię tego przez negatywny stosunek do ludzi odpowiedzialnych za porty/remastery/remake'i. Po prostu złośliwość rzeczy martwych, a w tym przypadku technologii, która najszybciej starzeje się spośród wszystkich ludzkich wynalazków.
Naprzeciw temu wyszła firma Capcom, ogłaszając Resident Evil 2 Remake. Choć wtedy, w okolicach 2015 roku, nie wiedzieliśmy jak ostatecznie będzie wyglądał wspomniany remake, to dziś możemy śmiało powiedzieć, iż na swój sposób wytyczył nową jakość w odświeżaniu dawnych klasyków!
Capcom spisał się fantastycznie – RE2 nie tylko działa na nowym, autorskim silniku, który mogliśmy podziwiać przy okazji siódmej części serii, ale zostało stworzone praktycznie od nowa. Interfejs, tekstury, grafiki, rozdzielczość, mechanika, kamera. W tym wypadku wymienić trzeba wszystko, po części nawet historię, ponieważ REmake2 (tym pieszczotliwym skrótowcem posługują się projektanci) oferuje całkiem sporo wątków niewidzianych przy okazji oryginału z 1998 roku.
Naturalnie trzon fabuły nadal pozostał sobą. Kampanię możemy rozegrać dwukrotnie – wcielając się zarówno w Leona Kennedy’ego jak i Claire Redfield. Trafiamy do Raccoon City parę miesięcy po kryzysie z „jedynki”. Claire ląduje tam z powodu zaginionego brata, znanego doskonale fanom marki, Chrisa. Leon zaś to żółtodziób akademii policyjnej i świeży narybek lokalnego komisariatu, mający rozpocząć pierwszy dzień w nowej pracy. Obie postacie poznajemy jeszcze przed samym przeklętym miasteczkiem, na obrzeżach też splatają się ich losy.
Mimo to nie będzie nam dane zbyt długo pracować w parach! Choć ścieżki obojga delikatnie się ze sobą krzyżują, niemniej 90% czasu spędzają oni z własnymi myślami pośród opustoszałych korytarzy najpierw komisariatu, później innych lokacji. W tym momencie prawdopodobnie zadacie pytanie: czym różnią się obie ścieżki? A ja odpowiadam – kilkoma miejscówkami, unikatowymi (dwoma) bossami, specyfiką samych bohaterów (sposób poruszania się, wyposażenie etc.) oraz nieco innym ich poprowadzeniem. Nie są aż tak do bólu powtarzalne, by akcja szła niemal idealnie 1:1, ale nie liczcie na taki sam efekt „wow” podczas drugiego przechodzenia scenariusza. Wiele miejsc odwiedzimy ponownie, tylko prawdopodobnie w innej kolejności.
Ważniejszą opinią jest dla Was zapewne to, czy projektanci sprostali zadaniu przebudowania mechanizmów napędzających rozgrywkę. Ależ owszem – nowożytny Resident Evil, jeśli mogę posłużyć się taką nomenklaturą, doskonale wpasowuje się w obecne standardy oraz trendy wykreowane przez przygodowe gry akcji! Bo tym właściwie RE2 było i jest – mieszaniną strzelanki, przygodówki i typowej akcji. Zniknęło oczywiście zawieszenie kamery nieruchomo w konkretnych pozycjach danych lokacji, co było niemal znakiem rozpoznawczym poprzedniczki, oferując filmowe doznania w zamian za niewygodę spowodowaną ograniczonym polem widzenia. Teraz mamy widok przyklejonych do pleców protagonisty i wędrujący razem z nim.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler