We Happy Few (XBOX One)

ObserwujMam (2)Gram (1)Ukończone (0)Kupię (1)

We Happy Few (XBOX One) - recenzja gry


@ 17.08.2018, 12:51
Mateusz "Materdea" Trochonowicz
Klikam w komputer i piję kawkę. ☕👨‍💻

We Happy Few można skwitować jedną frazą - "a miało być tak pięknie".

Z nieba do piekła i z powrotem – tak w skrócie można opisać drogę We Happy Few od zapowiedzi do popremierowych ocen. Produkcja studia Compulsion Games ujawniona niczym mesjasz dla fanów serii BioShock i klimatu alternatywnych lat 60. ubiegłego stulecia była wychwalana za pomysł oraz realia, w których jej akcja została osadzona. Jednak później do głosu doszły najgorsze z demonów – opinie graczy!

Nie będę odosobniony w tym osądzie – od We Happy Few oczekiwałem czegoś innego. Liczyłem właśnie na przygodową grę akcji w stylu nieodżałowanego BioShocka, a w ramach Game Preview na Xboksie One dostałem survival w bardzo wczesnej wersji. Nie protestowałem, w końcu taki był zamysł twórców.

Jednak od tego czasu minęły 2 lata. Projektanci najwyraźniej posłuchali narzekań środowiska i przebudowali całą rozgrywkę, by nieco bardziej przypominała coś na kształt przygodowej gry akcji właśnie – i zrobili fatalny błąd, budując koncepcję pod dyktando graczy! W efekcie tego gra pozbawiona została własnej tożsamości, przez co nie za bardzo wiemy, w co tak naprawdę gramy.

Choć nadal wcielamy się w postać Arthura, którego brat o imieniu Percy z niewiadomych przyczyn zaginął, kiedy z obowiązkowego poboru ruszył na prace/front (nie jest to do końca wyjaśnione) do Niemiec. Historia przekazywana jest nam w postaci retrospektywnych opowieści bohaterów (bo oprócz Arthura jest jeszcze pozostała dwójka), którzy zbuntowani przeciwko systemowi postanowili wyrwać się z opresyjnego szkieletu idealnego społeczeństwa.

W 2016 roku rozgrywka raczyła nas intrygującym i bardzo dobrym prologiem znanym ze zwiastunów i przedpremierowych materiałów, w których kierowana przez nas postać cenzora nie łyka joya – tabletki wywołującej szczęście – co powoduje złość współobywateli „odmieńca” i konieczność ucieczki z miejsca pracy oraz ukrywania się. Otoczka tam wykreowana sprzyjała pozytywnym reakcjom, lecz wczesny build oferował zwyczajną piaskownicę – identycznie wyglądające osiedla (dumnie nazwane miasteczkami – tutaj jednak zastrzegę, że lokacje z bogatymi mieszkańcami, w których wszyscy łykają joye, są bardzo kolorowe i klimatyczne), kilka zadań zbudowanych bez ładu i składu i mechanizmy survivalowe pokroju craftingu.

W 2018 zaś mamy do czynienia z identycznym wstępem, trafiamy nawet do tak samo zabudowanej lokacji na powierzchni ziemi, lecz kolejne, stawiane na naszej drodze znaczniki, dają poczucie zdecydowanie bardziej zwięzłej historii. Na początku wiemy dokładnie dokąd i po co idziemy, dostajemy jasne i klarowne instrukcje dotyczące kolejnych zadań, zaś przerywniki filmowe to typowe przerywniki filmowe, oferujące konkretne tło fabularne.


Screeny z We Happy Few (XBOX One)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudosfrycek88   @   17:34, 20.08.2018
Czyli wynika z tego że to taki typowy średniak.
0 kudoskobbold   @   19:25, 20.08.2018
Szkoda, liczyłem na więcej. Pozostaje czekać na łatki i przeceny i wtedy można się będzie zastanowić nad zakupem.