
Senua's Saga: Hellblade II to kawał sequela! Blisko siedem lat zajęło studiu Ninja Theory przygotowanie "dwójki", więc naturalnym wydaje się być pytanie: "Co tak długo?". Ma ono solidne podstawy. Po nim jednak, gdy odpalisz grę, zrozumiesz, dlaczego deweloperom tyle to zajęło - Hellblade II bowiem to na pewno najpiękniejsza gra tej generacji! A kto wie, czy nie w ogóle.
To, za co Senua's Saga: Hellblade II zostanie zapamiętane, to bez wątpienia oprawa graficzna. Choć nawet bez tej łatki, to po prostu bardzo dobra gra; pierwszorzędna przygoda, która ponownie pozwala zagłębić się w umysł głównej bohaterki (tytułowej Senuy), jej rozterek moralnych i wsłuchać się w głosy Furii (czyli tych wewnętrznych podszeptów poznanych za sprawą oryginału z 2017 roku). "Dwójka" jest jednocześnie dużo mniej… filozoficzna, jeśli tak to można określić. Wielu motywów z "jedynki" trzeba było się domyślać, znając co nieco nordycką mitologię - przez nią też opowiadano gros wątków, używając postaci oraz zjawisk, jako alegorii dla zachowań bohaterki. Hellblade II stawia na dużo bardziej ludzki wymiar serwowanej opowieści, gdzie jednak większość schematów podawana jest poprzez zwykłe rozmowy czy też narratora. W żadnym wypadku nie jest to wada, bo spin nie został wymuszony w żaden sposób, a jest naturalną konsekwencja zakończenia pierwszej części.
Zaczynając przygodę, jak wspomniałem, znów przejmujemy kontrolę nad Senuą. Spotykamy się z nią w dość nieprzyjemnych okolicznościach: została bowiem więźniem grupy porywającej mieszkańców wiosek i zamieniającej ich w niewolników. Niech nie zwiedzie Was przypadkowość tej sceny, ponieważ większość takich, wydawałoby się losowych, interakcji jest dość szybko wyjaśniana. Koniec końców jednak kobieta wyswobadza się (przy naszej walnej pomocy) i w ramach rewanżu bierze sobie ich lidera za zakładnika. Tak oto rozpoczyna się wędrówka pełna raczej wzlotów niż upadków, w której protagonistka znów musi odpowiedzieć sobie na kilka poważnych (i odważnych) pytań. Historię można streścić jako pewne uniwersalia związane z człowieczeństwem i nauką na błędach rodziców. Swoiste uzmysłowienie, że wzorce kulturowe zaczerpnięte z lokalnych społeczności nie są dane raz na zawsze i dopiero czynniki zewnętrzne pozwalają nam spojrzeć na sytuację w szerszym kontekście.
I choć brzmi to jak kolejna nudna lekcja języka polskiego w jednej z licealnych klas, to niech Was to nie zwiedzie. Nie bez przyczyny powiedziałem, że Ninja Theory postanowiło nieco "przyjaźniej" dla odbiorcy opakować całą fabułę; wszelkie wspomniane wyżej dylematy dotykające główną bohaterkę wynikają z sytuacji i rozmów z postaciami niezależnymi poznanymi w trakcie przygody. Senua już nie podróżuje sama przez mityczną krainę wypełnioną dziwnymi obrazami, poczwarami czy proroczymi wizjami, a bierze udział w autentycznej wyprawie u wybrzeża wysp brytyjskich. Gameplay sam w sobie niesie też dość jasne przesłanie, ponieważ od początku chodzi o motyw wędrówki. A jak wiadomo - nic tak nie ubogaca jak zwiedzanie! I cieszę się z takiego obrotu spraw, ponieważ nie zdzierżyłbym kolejnej wyprawy przepełnionej surrealizmem. Co prawda elementy nawiązujące do tego nurtu w sztuce pojawiają się na przestrzeni blisko 10-godzinnej zabawy, jednak w nieco mniejszym niż w “jedynce” natężeniu. Na pierwszym miejscu jest jednak nordycki klimat do sześcianu i bardzo wyraźnie zarysowany, mitologiczny komponent związany z wierzeniami wikingów.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler