Finał „drugiej trylogii” serii Hitman już tu jest! Łysy zabójca z kodem kreskowym na potylicy narodził się na nowo poprzez efektowny i nie mniej kontrowersyjny reboot serii z 2016 roku. W tym przechodzi, wedle zapowiedzi deweloperów, na krótką emeryturę. Czy tak ogłoszone zwieńczenie kariery popularnego najemnika, wydawałoby się nawet, że swoiste magnum opus producentów, spełni oczekiwania fanów? Zdecydowanie tak, choć nie bez pewnego ale!
Duńskie studio IO Interactive jest praktycznie monopolistą, jeśli chodzi o gry skradankowe w półotwartym świecie, gdzie naszym celem jest zabicie wyznaczonego z góry celu lub też ukradnięcie jakiegoś przedmiotu. Agent 47, czyli bohater cyklu Hitman, niepodzielnie rządzi od dwutysięcznego roku, kiedy ukazała się pierwsza odsłona poświęcona jego zabójczemu instynktowi - Hitman: Codename 47. W tym zaś na światło dzienne trafi Hitman III - podsumowanie ostatnich pięciu lat pracy deweloperów, kiedy to wypuścili oni Hitmana, który wywracał stolik, przy którym siedzieli fani Agenta 47.
Hitman III wcale nie jest mokrym snem wielbicieli tej marki, ani wyczekiwanym - lub też nie - mesjaszem. Jeśli pokochaliście styl dwóch poprzednich części, to „trójka” przynosi dokładnie to, co już znacie. Nic więcej, ale trochę mniej, ponieważ jest tu tylko pięć pełnoprawnych misji. Ostatnia (uniknę głębszego wejścia w temat by nie spoilować) co prawda daje pewną swobodę działania, jednak stanowi raczej typ efektownego finału niż pełnokrwiste zlecenie. W grze trafiamy do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Anglii, Niemiec, Chin, Argentyny i Karpat (Rumunii).
Dwie pierwsze lokacje zostały całkiem obszernie zaprezentowane na przedpremierowych materiałach promocyjnych. Pozytywnie zaskoczony zostałem za to przez Niemcy, a konkretnie ich stolicę, Berlin. Znajdziemy tam klub nocny w starej hali magazynowej (albo hucie czy nawet elektrowni) otoczonej elementami zrujnowanego wyposażenia. Całość przypomina jedno z wielu opuszczonych miejsc z czasów panowania króla i władcy budownictwa NRD czy nawet PRL, czyli betonu. Dodatkowo klimatu nadaje kontrastujące się z ruinami wszędobylskie graffiti oraz młodzież bawiąca się w rytm pohukiwań potocznie zwanych muzyką nowoczesną.
Argentyna z kolei ma w sobie dużo z klimatu np. Włoch z części pierwszej czy Malediwów z „dwójki”. Rezydencja lokalnego magnata, ciepły klimat, sielankowa atmosfera. Trafiamy tam jako jeden z gości wystawnego balu. Niewątpliwie mocną stroną tej miejscówki są nieprawdopodobne widoczki, tym lepiej zaprezentowane na konsolach nowej - a właściwie już obecnej - generacji. Hektary lawendy posadzone dookoła niewielkiego pałacu, siedziby naszego celu; stara zabudowa z charakterystyczną piwniczką (a raczej piwnicą) na wina, no i na deser sama manufaktura ulokowana w nowoczesnych podziemiach.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler