Jak każdy nastolatek, który poznawał anime w latach dziewięćdziesiątych z sentymentem wsłuchuję się w zapowiedzi kolejnych odsłon Dragon Ball. Nie inaczej było tym razem, gdy Bandai Namco, jeden z moich ulubionych deweloperów rodem z Japonii, zapowiedziało Battle of Z byłem wniebowzięty. Mój zapał szybko jednak został ostudzony, albowiem Dragon Ball Z: Battle of Z to średniak na legendarnej licencji. Chcecie wiedzieć dlaczego tak twierdzę? Czytajcie dalej.
Właśnie jako nastolatek byłem świadkiem czegoś, co najmniej dziwnego. W godzinach popołudniowych moja okolica dosłownie pustoszała. Wszyscy gdzieś znikali, a pobliska elektrownia notowała podwyższony pobór prądu. Wiecie gdzie oni wszyscy znikali? Zasiadali przed telewizorami, aby zagłębiać się w historię Son Goku i Vegety. Autorzy ich perypetii oferowali bowiem głęboką historię o przyjaźni, odwadze, samozaparciu, wierze i miłości. Bandai pokpiło kompletnie ten element w swojej najnowszej grze. Twórcy podzielili linię scenariusza na misje, które nie zostały niczym uzasadnione, nie uzupełniono ich dialogami, notatkami ani nawet scenkami przerywnikowymi. Całość nie ma przez to ładu i składu. Wybieramy zlecenie, możemy sprawdzić przeciwników, dobrać umiejętności (o tym później ) i klepiemy się po pyskach. Oczywiście stoczymy walki z najczarniejszymi charakterami uniwersum – Freezerem, Komórczakiem czy Buu, ale to zdecydowanie zbyt mało. Liczyłem na coś, co mocniej mnie zaangażuje, szkoda, że się przeliczyłem.
W ostatnich miesiącach otrzymałem wiele gier do testów, ale zaskakująco dużo bijatyk. Wpierw było całkiem udane Injustice, potem kulawe, ale sentymentalne Saint Seya: Brave Soldiers, a teraz przyszło mi testować system walki w Dragon Ball Z. Z tej trójki produkt Bandai wypada najgorzej. Potyczki są nieprzemyślane, prostackie i nieciekawe. Za walkę odpowiadają dwa przyciski. Jednym wyprowadzamy ciosy, drugim korzystamy z energii. Każdym zawodnikiem możemy wznosić się w powietrze, zmieniać formy i wykonywać ataki specjalne – standard powielany od lat. Zmianą na minus jest chaos na polu walki. Mówię tutaj o zbyt szybkim tempie – kamera szaleje, atakują nas ze wszystkich stron, trudno jest dopasować się do przeciwnika, a automatyczne namierzanie nie zawsze pomaga. Tym niemniej, po rozegraniu kilkunastu starć byłem wreszcie w stanie przyzwyczaić się do szalonej kamery i prostackiego systemu walki. Po tym okresie rzeczywiście można czerpać radość z toczonych pojedynków, ale nawet wtedy boli mała ilość zagrań zespołowych. Wystarczyło aby deweloper spędził przy desce kreślarskiej kilka tygodni dłużej, a wyszłoby z tego naprawdę coś ciekawego.
Po ograniu głównego trybu można zagłębić się w pozostałe, a jest ich kilka. Normal Battle, czyli standardowe: czterech na czterech zawodników. W tym trybie dzieje się najwięcej, ponieważ zmyślne, wręcz fantazyjne zespoły, ścierają się na arenach w niepowtarzalny sposób. Bandai szczątkowo wykorzystało ogromny potencjał jaki drzemie w tej marce, ale to wystarczyło, aby mnie kupić. Drugi tryb to Score Battle, czyli wariacja tego pierwszego, w której zespoły walczą na punkty. Battle Royal to walki klasyczne, każdy na każdego. Ostatnim trybem jest Dragon Ball Grab, czyli dwa zespoły walczą o siedem smoczych kul, na arenach dostępnych w grze. Brzmi bardzo ciekawie i rzeczywiście takie jest ponieważ boje o kule odbywają się w sieci. Twórcy świetnie przygotowali się pod względem serwerów, graczy jest mnóstwo, a więc nie było problemów ze znalezieniem partii. Szkoda natomiast, że nie da się poszarpać na podzielonym ekranie.
■ Ki Blast Type - ubijanie na odległość;
■ Support Type - leczenie postaci;
■ Interference Type - zakłócanie umiejętności oponentów
Jak oceniam Dragon Ball Z: Battle of Z? Niedbałe odcinanie kuponów, z przebłyskami jakości i solidnym trybem wieloosobowym. Miałem ogromne nadzieje wiązane z tym tytułem. Marzyło mi się przypomnienie historii, którą pasjonowałem się przed kilkunastoma laty. Chciałem grę rozbudowaną, pełną wyzwań i podzieloną na wiele wątków. Otrzymałem serię misji, które wykonuje się bez większej radości. Są lepsze chwile i można się czasem wciągnąć, ale w ogólnym rozrachunku polecam tylko zadeklarowanym fanom uniwersum, a dopiero po większych przecenach wszystkim fanom bijatyk. Ponieważ gatunek powoli wymiera, więc nie sposób być wybrednym.
Dobra |
Grafika: Największa zaleta programu. Autorzy opanowali charakterystykę cell-shadingu. Otrzymujemy produkt kompletny, z mnóstwem animowanych postaci. |
Przeciętny |
Dźwięk: Muzyka jest standardowa. Marka nigdy nie stała warstwą audio, toteż w tym przypadku nie jest inaczej. Szybkie, energiczne kawałki, połączone z przerysowanymi dialogami. |
Dobra |
Grywalność: Po kilkunastu minutach i opanowaniu systemu gry, jak również jego błędów, można się świetnie bawić, choćby przez moment Duży plus to około 70 bohaterów. |
Przeciętne |
Pomysł i założenia: Powielanie schematów sprzed lat bez większych nowości. To tytuł podobny do swoich poprzedników, w którym negatywnie zmieniono system walki. |
Słaba |
Interakcja i fizyka: Interakcja w grze jest znikoma. Fakt, możemy niszczyć otoczenie, ale w niewielkim stopniu - łamią się drzewa, kruszeją skały czy budynki. |
Słowo na koniec: Fani marki Dragon Ball mogą poważnie rozważyć zakup Jest szansa, że nie zauważą niedociągnięć. Reszta powinna wpierw ograć demo, a potem dogłębnie się zastanowić czy warto. |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler