Jako że świat jest rozległy, to duży nacisk położono na eksplorację. W Dark Souls II można ją realizować na dwa sposoby. Pierwszy wymaga posiadania pełnego ekwipunku. Zarzucamy więc na garb jakiś pancerz, do ręki miecz, a do drugiej np. tarczę. Czujemy się wówczas bezpiecznie (względnie), ale trzeba przyznać, że wielu korytarzy, tajnych przejść, czy po prostu skrytek nie da się zauważyć. W kość dają też mroczne tunele, powykładane pułapkami oraz pełne dziur, w które łatwo wpaść i zaliczyć zgon. Na szczęście jest z tego wyjście - pochodnia. Niesiemy ją w ręce, w której normalnie trzymamy osłonę, a to oznacza, że musimy rozważyć wszystkie za i przeciw nim podejmiemy decyzję z czym wyruszyć do przodu. Jest to o tyle ważne, że w pochodnię możemy się zaopatrzyć wyłącznie przy ognisku. Nie da się jej wykrzesać z powietrza. Dodatkowym atutem płomienia jest fakt, że niektórzy przeciwnicy od niego uciekają, czasem więc lepiej nieść pochodnię, aniżeli tarczę. Wypada tylko wiedzieć, która pokraka, czego się boi, bo przecież kawałkiem patyka nie da się zatrzymać lecącego w naszym kierunku topora.
Jak wcześniej wspomniałem, w Dark Souls II mamy swego rodzaju hub – miejsce wypadowe, z którego lecimy na poszczególne misje. Jest nim Majula, coś jakby osada, miasto – ciężko powiedzieć. Z początku teren świeci pustkami, nie ma nikogo z kim można by pogadać czy pohandlować. Jest tylko zakapturzona starsza kobieta, u której wymieniamy zdobyte dusze na wszystko, co konieczne podróżnikowi. To u niej podnosimy atrybuty bohatera, nabywamy uzbrojenie, eliksiry itd. Niestety nigdzie indziej nie da się tego zrobić, co jest odrobinę irytujące. Żeby bowiem spożytkować zgromadzone dusze trzeba każdorazowo wracać do huba, a zdecydowanie rozsądniejszym i wygodniejszym rozwiązaniem byłoby umożliwienie tego przy jakimkolwiek ognisku. Miałoby to sens i nie trzeba by gonić tam i z powrotem, często po pustkowiach. Aha, zapomniałbym, jeśli przypadkiem skopiecie build postaci, możecie zresetować atrybuty i spróbować od nowa – za to twórcom należy się plusik, bo jednak kiedy w połowie gry zdajemy sobie sprawę, że coś nie zaskakuje, można spróbować powalczyć inaczej. Nie ma potrzeby zaczynać od zera.
To samo tyczy się bossów, bo oni także w grze występują, przysparzając najwięcej problemów. Każdy pojedynek z takim „byczkiem” jest jak „mała” łamigłówka. Trzeba możliwie jak najszybciej zapamiętać poszczególne ruchy oponenta i znaleźć jego mocne oraz słabe strony. Tylko dzięki temu da się osiągnąć zwycięstwo. Choć każdy pojedynek na długo pozostawał mi w głowie, bo nim wreszcie uporałem się z oponentem znałem na pamięć każdy, najmniejszy nawet ruch, to sporo jest przeciwników, którzy wyglądają jak zwykli ludzie, ubrani w przerośnięte pancerze. Nie wiem czy twórcom brakowało koncepcji, czy coś, ale z około 30 szefów, tylko połowa zasługuje na szacunek. Reszta to kopiuj wklej z drobnymi zmianami. Tyle dobrze, że satysfakcja po zwycięstwie przeważnie solidna. Żaden boss nie jest banalny.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler