
Gdy docieramy do zabrudzonej przyczepy Trevora gdzieś na pustkowiu, naszym oczom ukazuje się zupełnie inne środowisko. Hrabstwo Blaine, czyli wszelkiej maści zadupia za granicą Los Santos, to juz zupełnie inna para kaloszy. Ekskluzywne sportowe fury zostały tu zastąpione przez traktory, pick-upy i poobijane, stare graty. Góry, lasy, autostrady, leśne dróżki i małe miasteczka w całym stanie San Andreas to świat, który można zwiedzać godzinami. Już od samego początku gry cała mapa stoi przed nami otworem i można poczuć się naprawdę zagubionym. W pierwszej godzinie gry chciałem zwiedzić 10 rzeczy jednocześnie - od czystej rzeki Zancudo, przez samotnie stojące farmy i przydrożne bary, na elektrowni wiatrowej i wieżach wiertniczych wydobywających ropę kończąc.
Na północy zaś przyćmił mnie park krajobrazowy i wielkie jezioro. Na wsi zdarzyło mi się porwać traktor czy quada, co by trochę poszaleć na polu. Rajd ciężarówką przez wertepy do miasta? Proszę bardzo. Przejażdżka rowerem na sam szczyt góry Chiliad (widoki na samej górze będą zapierają dech w piersiach)? Nic nie stoi na przeszkodzie! Ilość atrakcji potrafi przytłoczyć swoim rozmachem. Szczególne wrażenie zrobiła na mnie pustynia Grand Senora i położone w niej małe miasteczko pełne okolicznych wieśniaków, gdzie przyczepy kempingowe, ruiny i stare rudery przywodziły na myśl scenerię postapokaliptyczną. Horyzont na terenach niezabudowanych daje naprawdę olśniewającą panoramę, szczególnie podczas lotu samolotem, gdy promienie słoneczne i błękitne niebo wpadają nam do kabiny. Potrzeba dziesiątek godzin, by poznać cały stan San Andreas, a nawet teraz, pisząc niniejszą recenzję, w dalszym ciągu nie wiem, jak dostać się środka zakładu karnego leżącego nieopodal złomowiska Thomsona. Mimo wszystko obszar działań to na pewno nie preria z Red Dead Redemption, Liberty City i stan San Andreas razem wzięte, jak to zapowiadali twórcy. Po głebszych analizach dochodzę do wniosku, że Los Santos i hrabstwo Blaine to co najwyżej połowa tego rozmiaru. Niemniej całość i tak jest gigantyczna.

W GTA po raz pierwszy historii, wzorem Red Dead Redemption, pojawiają się zwierzęta. W lasach żyją jelenie (jeden wpadł mi pod koła na drodze, biedak nie przeżył) i dziki, w zagrodach na farmach ludzie hodują krowy, na pustyni polują na nas kuguary, w mieście widzimy jak tubylcy chodzą z psami na spacer, a zjeżdżając crossówką ze wzgórza pełnego zieleni można natknąć się na króliki. Jakby tego było mało, w oceanie czają się na nas jedne z najniebezpieczniejszych drapieżników na Ziemi - rekiny.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler