zvarownik @ 10.08.2013, 13:07
Kamil "zvarownik" Zwijacz
Brothers: A Tale of Two Sons to produkcja szwedzkiego studia Starbreeze. Goście odpowiedzialni za pierwsze The Darkness stanęli na wysokości zadania i wypuścili kilka dni temu na Xbox Live absolutnie genialną platformówkę, w której główne skrzypce nie gra jednak sama rozgrywka, lecz historia, sposób jej opowiadania i wprost miażdżący klimat.
Brothers: A Tale of Two Sons to produkcja szwedzkiego studia Starbreeze. Goście odpowiedzialni za pierwsze The Darkness stanęli na wysokości zadania i wypuścili kilka dni temu na Xbox Live absolutnie genialną platformówkę, w której główne skrzypce nie gra jednak sama rozgrywka, lecz historia, sposób jej opowiadania i wprost miażdżący klimat.
Niecodziennie zacznę ten tekst od opisu najmniej istotnego elementu Brothers: A Tale of Two Sons - oprawy graficznej. Tytuł działa w oparciu o znaną chyba każdemu graczowi technologię Unreal Engine 3. Mimo wszystko, jak na realia tego silnika, całość wypada pod względem technicznym dość przeciętnie, strasząc kanciastymi obiektami i niezbyt wyraźnymi teksturami. Niemniej, projekt, chyba jakiejś skandynawskiej krainy, jest niesamowity. Zewsząd otaczają nas masywne góry, rozciągające się aż po sam horyzont. Są one motywem przewodnim dosłownie całej gry, jednak twórcy wygenerowali takie widoki, że po prostu dech zapiera w piersiach. Żadne screeny i nagrania nie oddadzą tego, co faktycznie dzieje się w czasie zabawy.
Od razu trzeba napomknąć, że pomimo jednego miejsca akcji, w ogóle się tego nie odczuwa. Z górskiej wioski płynnie przechodzimy do podziemnych komnat, by stamtąd wejść na pole walki usłane ciałami olbrzymów (absolutnie najlepsza miejscówka w całej produkcji), a po chwili płynąć łódką przez skute lodem morze. Rozrzut jest naprawdę spory, a do tego, co trafiamy w kolejne miejsce, to jesteśmy nim jeszcze bardziej zachwyceni. Nie wyobrażam sobie, by mogło to wyglądać lepiej. Deweloperzy chyba sami doskonale zdają sobie z tego sprawę, ponieważ co jakiś czas można natrafić na ławeczki, na których da się oczywiście usiąść. Nie ma to w gruncie rzeczy żadnego wpływu na rozgrywkę, ale kamera ukazuje wtedy najlepsze z najlepszych widoczków, zjadających na śniadanie wszelakie pocztówki.
Rozgrywka to coś unikatowego, ale niekoniecznie rewelacyjnego. Wcielamy się w dwóch braci. Jeden jest młodszy i słabszy, drugi starszy i silniejszy. Zabawa polega na jednoczesnym kierowaniu obydwoma bohaterami i pomaganiu sobie. W ten sposób trzeba, np. przesunąć dźwignię, kierować lotnią czy odwrócić uwagę wroga jednym, by drugi mógł przedostać się w inne miejsce, itd. Oczywiście takich motywów jest więcej, a co ważne tylko część powtarza się przez całą grę. Produkcja systematycznie wprowadza nowe rozwiązania aż do samego końca, dzięki czemu nie ma się wrażenia monotonii.
Sterowanie jednak niekoniecznie sprawdza się tu idealnie, nawet mimo tego że jest po prostu banalne. Prawą gałką sterujemy młodszym, a lewą starszym bratem. W interakcję wchodzimy natomiast naciskając spusty po odpowiedniej stronie (prawy – młody, lewy – starszy). To tyle, jednak do samego końca, około pięciogodzinnej przygody, nie opanowałem tego systemu perfekcyjnie. Jest to po prostu nienaturalne, by w tym samym momencie odpowiednio sterować tymi gałkami. W strzelankach niby robi się to samo (jednym analogiem chodzimy, drugim się rozglądamy), jednak w tym przypadku ma się na uwadze tylko jedną postać. W Brothers: A Tale of Two Sons trzeba mieć na względzie dwóch chłopaków. Doprowadza to czasami do zabawnych sytuacji. Np. kilka razy wydawało mi się, że wychylam gałkę w odpowiednim kierunku, i faktycznie tak było, tylko że kierowałem nie tym gościem co trzeba. Na szczęście nie przeszkadza to zbytnio w rozgrywce, gdyż ta to przedstawiciel tak zwanych „samograjów”. Jest trudniej, niż w takim Journey czy The Walking Dead, ale jeżeli liczyliście na platformówkę pełną gębą, to się niestety trochę zawiedziecie.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler