Walka, czy ta na morzu, czy wręcz, jest esencją rozgrywki. Bitwy z wykorzystaniem okrętów zostawię sobie na później, a teraz słów kilka na temat klepania pysków. Pierwsza zasadnicza sprawa, to fakt, iż sposób pojedynkowania został lekko przeprojektowany. Mimo że potyczki przebiegają w podobny sposób, jak do tej pory, to w Assassin’s Creed 3 blokujemy wciskając przycisk na padzie, zamiast ciągle go trzymając. A następnie wyprowadzamy kontrę drugim przyciskiem. Wymianę ciosów przerywają wystrzały z pistoletów, jak również trujące strzałki, tudzież lina z przymocowaną na końcu kotwiczką. Z jej pomocą możemy przyciągnąć do siebie przeciwnika, powalając go na ziemię i dobijając. Ewentualnie, będąc na drzewie, robimy swego rodzaju pętlę i dzięki sile grawitacji wieszamy oponenta na gałęzi – coś na wzór rozwiązania z ostatnich dwóch części growego Batmana. Wszystkie gadżety są oczywiście istotnym środkiem perswazji i każdy winien znaleźć coś, co dobrze wpasuje się w preferowany sposób zabawy.
Od czasu, do czasu trafiają się też misje/momenty, w których zamiast walczyć bronią, musimy się popisać pięściami. Najfajniej wygląda to wtedy, gdy przebywamy w jakiejś knajpie, albowiem środowisko (czyt. krzesła, stoły itd.) jest do pewnego stopnia destrukcyjne, a rzut oponentem przez ramię, zakończony lądowaniem na glebie, po wcześniejszym zmiażdżeniu stołu dostarcza mnóstwa satysfakcji. Tym bardziej, że gra premiuje rozwałkę. Nie ma się co ograniczać, tylko jak najdokładniej robić użytek z otoczenia.
Jeśli chodzi o bitwy morskie – całkowitą nowość w serii – to sprawa jest dość prosta. Otóż wypływamy w morze naszym pięknym statkiem, wcielając się w rolę kapitana. We władaniu mamy nie tylko ster, odpowiedzialny za kierunek, ale również żagle (szybkość statku) i dwa rodzaje armat. Sterowanie jest proste, niemniej jednak, trzeba uważać na kierunek wiatru oraz mielizny i skały. Szczególnie te ostatnie mogą być groźne dla naszej jednostki, tak więc warto je omijać jak największym łukiem. Prędkość określamy w trzech stopniach: zwinięte żagle (stop), rozwinięte w połowie oraz rozwinięte w całości. Skuteczne manipulowanie nimi pozwala np. zacieśnić promień, po którym się poruszamy. Dzięki temu zyskujemy np. przewagę nad wrogiem i mamy szansę na oddanie celnej salwy. Kulami miotamy z dwóch typów armat. Pierwsze są stacjonarne, strzelają tylko do przodu (burty statku), ale mają większy kaliber. Są głównym środkiem destrukcji. Drugie wchodzą w grę tylko wtedy, kiedy potrzebujemy większej precyzji. Zamontowano je na specjalnych ruchomych wieżyczkach, a w rezultacie łatwo nimi operować. Z ich pomocą możemy np. wycelować w proch umieszczony w uszkodzonym kadłubie wrogiej jednostki, wysadzając ją w powietrze jedną salwą. Ogólnie rzecz biorąc, bitwy morskie są całkiem dobrze przygotowane i miło się w nich uczestniczy.
Nim przejdę do trybu rozgrywek wieloosobowych, słów kilka na temat innych, pomniejszych zmian w Assassin’s Creed 3. Niektóre drzwi oraz sporą część skrzyni trzeba otwierać wytrychem. Włącza się wówczas odpowiednia mini gierka, w której gałkami analogowymi pada musimy znaleźć podparcie dla narzędzia i następnie podważyć zapadkę zamka. Kiedy podchodzimy do jakiegoś rogu (budynku, skały, namiotu) Connor się lekko wychyla, ułatwiając ogarnięcie sytuacji. Po planszach krążą przeróżne zwierzaki domowe (świnie, psy), a interakcja z nimi polega np. na głaskaniu, tudzież sypnięciu jakimś żarciem. Główny bohater może korzystać z pomocy innych asasynów, niemniej jednak nie ma już systemu zleceń oraz szkolenia. Członkowie bractwa rozwijają się tylko za sprawą uczestnictwa w akcji. Im częściej robimy z nich użytek, tym są skuteczniejsi. Sprint nie jest ukryty pod zwykłym przyciskiem, a pod triggerem, którego intensywność „ściśnięcia” decyduje o szybkości chodu/biegu. Koniec. Wszystkie rozwiązania zaliczyłbym na plus. Widać bowiem, że deweloper wsłuchuje się w głosy graczy (przynajmniej do pewnego stopnia) i sensownie usprawnia swoje produkcje.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler