W chwili obecnej najpopularniejszą grą świata i chyba najpopularniejszą, jaka kiedykolwiek powstała, jest seria Angry Birds z ponad miliardem ściągnięć na platformy wszelakie, z mocnym naciskiem na smartfony i tablety. W czym tkwi sukces produkcji studia Rovio? Chyba nikt tego nie wie. Na pewno gra jest łatwa w obsłudze, na pewno pojechała na fali popularności ekranów dotykowych, na pewno jest ładna, a co za tym idzie przyjemna w odbiorze. Ale żeby ponad miliard osób już się na nią skusiło? To jest jakieś szaleństwo. Fińska firma na spółkę z Activision postanowiła wykorzystać „fejm” marki i wypuścili na rynek Angry Birds Trilogy, czyli zestaw trzech znanych już odsłon, doprawiony sterowaniem przy pomocy Kinecta i Move (w wersji na PlayStation 3). Gra kosztuje mniej, niż normalne produkty i zapewnia mnóstwo, ale to mnóstwo godzin dobrej zabawy. Jest jednak jeden problem – niemalże to samo można mieć za darmo na innych urządzeniach. Czy jest więc sens w wydawaniu kasy na ten zestaw?
Odpowiedź na to pytanie jest bardzo trudna, ale postaram się ją jakoś znaleźć. Pierwsze jednak opowiedzmy o banalnej historyjce, którą można streścić w kilku słowach. Są złe świnki, które ukradły jajka ptaków. Te postanawiają odzyskać swoją własność i ruszają w pościg za prosiakami. Niby nic, ale nie znam chyba nikogo, kto nie słyszałby o tej „opowieści”. Ot magia kryje się w prostocie.
Rozgrywka to znane wszystkim graczom i zwykłym śmiertelnikom strzelanie ptakami. Sterowanie jest banalne, bo gałką naciągamy linę, naciskamy przycisk A i po sprawie. Wystarczy tylko dobrze wycelować, a za resztę odpowiada fizyka gry. Oczywiście niektóre typy latających, opierzonych stworków mają specjalne właściwości. Mogą przykładowo znosić wybuchowe jaja, rozdzielać się na trzy mniejsze osobniki, przyspieszać i wybuchać. Świnki chowają się w budowlach stworzonych z kamieni, drewna, lodu i nie tylko. Trzeba tak manipulować dostępnymi ptakami, by pozbyć się wszystkich wrogów, jednocześnie niszcząc, co tylko się da na planszy. W razie problemów, po trzech nieudanych próbach, można wezwać na pomoc potężnego orła, który dobrze wycelowany, jednym ruchem zmiecie z ekranu wszystko. Ułatwienie to niesie ze sobą pewne konsekwencje – nie dostaniemy osiągnięć za przejście danego aktu, a wyniki będą zaznaczone skrzydełkiem, sygnalizującym, że skorzystaliśmy z pomocy. Mimo wszystko, jeżeli ktoś próbuje przejść któryś układ po raz 39 i ma już serdecznie dość, to z pewnością orzełek ukoi zszargane nerwy. Bardzo przydatna opcja dla dzieci.
Sterowanie Kinectem jest takie samo, jak cała reszta – banalne. Ruchami rąk naciągamy procę, celujemy, a machnięciem aktywujemy unikalne zdolności. Osobiście wolałem grać na padzie, bo wbrew pozorom, w tej produkcji liczy się precyzja, którą znacznie łatwiej jest uzyskać na zwykłym kontrolerze.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler