zvarownik @ 20.10.2012, 23:41
Kamil "zvarownik" Zwijacz
Forza Horizon nie może uchodzić za pełnoprawną, piątą odsłonę znakomitego cyklu gier wyścigowych. Po pierwsze, jest za mała w stosunku do poprzedniczek.
Forza Horizon nie może uchodzić za pełnoprawną, piątą odsłonę znakomitego cyklu gier wyścigowych. Po pierwsze, jest za mała w stosunku do poprzedniczek. Po drugie, zapewnia nieco inne, imprezowe doznania. Po trzecie, jest bardziej nastawiona na frajdę z samego jeżdżenia, aniżeli kult motoryzacji. Nie znaczy to jednak, że gra jest zła. Ona jest po prostu inna.
Wcielamy się w niej w nowego zawodnika, który niemalże cudem zakwalifikował się do wyścigów Horizon. Jak to bywa w takich przypadkach, naszym zadaniem jest powoli piąć się w górę tabeli, by na koniec zdetronizować króla królów - Dariusa Flinta. Krótko pisząc, śpiewka stara jak świat, znana z tysiąca innych gier z tego gatunku. Co by jednak nie mówić, fabuła w racerach to rzecz drugo-, trzeciorzędna, a w sumie to w ogóle nie jest ważna. Dobrze, że jest i tyle.
Impreza rozgrywa się w Colorado, co w tym przypadku oznacza otwarty świat. Nie jest on strasznie wielki (okrążenie całej mapy w miarę szybkim wozem, zajmie jakieś 20 minut), ale oferuje masę dróg, na których toczymy pojedynki, podzielone na różnorakie kategorie. Głównymi zawodami jest ściganie się z siedmioma innymi kierowcami. Czy to robiąc kilka okrążeń na krótkiej trasie, czy jadąc jedną, kilkukilometrową drogą. Tego typu walki zaznaczone są specjalnymi opaskami, oznaczającymi kategorie, w której aktualnie śmigamy. Łącznie jest ich bodajże siedem i różnią się zasadniczo tylko furami wymaganymi do jazdy. Mamy też zawody pokazowe, w których jeździmy przeciwko innym autom tego samego modelu, toczymy pojedynki z samolotami i balonami, a także ścigamy się z helikopterem. Za wygraną dostajemy kasę i wóz. Przegrana oznacza zdobycie samych pieniążków. Słyszałem zarzuty, że jest to zrobione tylko tak, by był fajny efekt; że niby nie da się przegrać w tych pokazach. A dupa tam! Jak się jedzie pierwsze dwa tego typu rajdy, to może i jest to prawda, ale, przykładowo, z takim śmigłowcem wcale nie jest łatwo. Wypada to bardzo fajnie i nadaje takiego Top Gear’owego klimatu. Bardzo mi się podobała ta zabawa.
Co jeszcze? Jadąc sobie wesoło szosą, często natrafiamy na innych kierowców, biorących udział w Horizon. Można im rzucić wyzwanie, które, rzecz jasna, polega na przejechaniu określonej trasy. To samo robimy po ukończeniu danej klasy i zdobyciu nowej opaski. Walczymy wtedy z mistrzem poprzedniej kategorii o jego furę. Są jeszcze przystanki Horizon, gdzie można pobawić się w wykonywanie rozmaitych, krótkich zleceń, polegających np. na przejechaniu jakiegoś kawałka drogi w odpowiednim czasie i nabraniu właściwej prędkości, co zostanie zanotowane pomiarem z radaru. Te porozsiewane są po całej mapie i dzielą się na dwa rodzaje. Pierwszy bierze pod uwagę prędkość samochodu w danym miejscu. Drugi zlicza średnią z kilkuset metrów. Ustanowione rekordy można pobijać samemu, co notowane jest w światowych rankingach, jak również młócić wyniki znajomych.
Właśnie... znajomi... zasługują oni (one) na osobny akapit. Powraca znany z „czwórki” tryb Rywali. Chodzi o to, że gra monitoruje postępy wszystkich graczy, dzięki czemu można się ścigać z duchami kierowców z całego świata i oczywiście ze swoimi kumplami z Xbox Live. Dostępne są wyzwania po każdym przejechanym wyścigu, te od radarów, a także specjalnie przygotowywane miesięczne zabawy, itd.. Kto grał w Forze Motorsport 4 ten wie, o co chodzi. Jest to o tyle fajna opcja, że robi za swego rodzaju multiplayer bez udziału drugiej osoby w konkretnym momencie. Nie ma to jak rywalizacja, kluczowa sprawa w grach wyścigowych i grach w ogóle.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler