zvarownik @ 13.09.2012, 13:46
Kamil "zvarownik" Zwijacz
Pamiętam jak dziś moje pierwsze wrażenia na temat Sleeping Dogs. Ot kolejna gra akcji jakich wiele.
Pamiętam jak dziś moje pierwsze wrażenia na temat Sleeping Dogs. Ot kolejna gra akcji jakich wiele. Zagram to zagram, nie to nie. Jakież było zaskoczenie, gdy po premierze każdy zaczął zachwycać się produkcją United Front Games. Nie wierzyłem w to, co czytam/słyszę i postanowiłem sam sprawdzić na własnej skórze jak rzeczywiście gra ma się do tych wszystkich pochwał.
Nie ukrywam, że lubię azjatyckie kino akcji. Te wszystkie pojedynki na gołe pięści, kaskaderka jak z cyrku tylko razy 200, Jackie Chan, figo fago, Ong Bak, tego typu rzeczy. Jednak to, że coś lubię w filmach, nie znaczy, że lubię też to w grach. W tym przypadku twórcy znakomicie podeszli do tematu, dostarczając świetną fabułę, która nie porywa żadnymi głębszymi przesłankami i nie zmusza do zastanowienia się nad ludzkim losem, ale jest wyśmienita w swojej konwencji. Wcielamy się w tajniaka – Wei Shena – którego zadaniem jest rozpracowanie lokalnych triad, czyli swoistych organizacji przestępczych. Odnajdujemy starego przyjaciela, odnawiamy kontakt, a ten wkręca nas w lokalny „biznes”. Cała reszta szybko się rozkręca, interesy dobrze idą, zwracamy na siebie uwagę ważnych osób, ale cały czas jesteśmy pod ogromną presją. Jeden nieuważny ruch i koniec zabawy w policjantów i złodziei. Może na papierze nie brzmi to porywająco, ale w akcji z miejsca wyczuwa się klimat klasycznych, świetnych historyjek z dużego ekranu. Akcja ciągle trzyma w napięciu, człowiek nie może się doczekać kolejnych scenek, chce się poznawać tych wszystkich gangsterów, no po prostu cudo. Dawno nie wkręciłem się tak w żadną opowieść, pewnie wpływ na taki stan ma główny bohater, którego po prostu nie da się nie lubić. Jest wyluzowany, uprzejmy, a jednocześnie bezwzględny i nieco zbyt zaangażowany, ale nie zamierzam psuć nikomu zabawy, więc więcej nie zdradzę. Wiedźcie jednak, że chłopaki się mocno postarali i historia, nawet jeżeli nieco zwalnia tu i ówdzie, cały czas zachęca do dalszego wgłębiania się w świat gry.
Sleeping Dogs jest sandboxem, azjatyckim GTA. Mniejszym i mniej rozbudowanym, ale w dalszym ciągu jednym z lepszych przedstawicieli gatunku. Zasady zabawy są takie same jak wszędzie indziej. Mamy misje główne, poboczne, różne zabawy (w tym karaoke), można się umawiać z panienkami, można trenować sztuki walki, brać udział w wyścigach albo jeździć bez celu, próbując pokonać znajomego z listy, który oddał dłuższy skok, lub jechał po drodze dłużej bez żadnego wypadku. Sednem sprawy są jednak zadania przydzielane przez triadę i policję. Raz musimy zabić szefa lokalnego gangu, kiedy indziej idziemy postraszyć handlarzy duperelami, którzy nie płacą doli za „ochronę”. Bywa, że trzeba pojeździć z dziewczyną szefa czy pokazać to i owo amerykańskiemu celebrycie. Czasami pobawimy się w detektywa, pstrykniemy kilka fotek swoim telefonem (służy także do przyjmowania kolejnych zleceń, hakowania, podkładania pluskiew i nie tylko), albo przejmiemy kamerę i wskażemy cel do aresztowania. Dzieje się sporo, nie ma się wrażenia powtarzalności, chociaż schemat „wsiądź do auta, dojedź do celu, zrób swoje” powtarza się często i gęsto. Na szczęście zróżnicowanie jest na tyle duże, że przez całą rozgrywkę nie ma się dość. O ile oczywiście lubicie piaskownice.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler