Niesamowity Spider-Man to szósta próba podbicia rynku gier video przez studio Beenox, czyli ekipę słynącą z wykorzystywania popularności filmu i wytrzymałości pajęczej sieci. Poprzednie projekty dewelopera zrzeszonego pod egidą Activision nie wyściubiały nosa poza ogólnie rozumianą przeciętność. Złożyło się na to wiele czynników: przede wszystkim brak środków potrzebnych do zrealizowania prawdziwie efektownego doświadczenia oraz goniące terminy związane z kinową premierą obrazu. Szybki rzut okiem na metryczkę z oceną zasugeruje Wam, że najnowsza gra o Człowieku-Pająku trzyma nieco wyższy poziom. I tak w istocie jest - The Amazing Spider-Man to naprawdę dobry i wciągający tytuł, ale wciąż pełen błędów i nieprzemyślanych rozwiązań, trapiących poprzednie odsłony.
Scenarzyści mogli pójść na łatwiznę i przekopiować skrypt znany nam z dużego ekranu, dlatego należy pochwalić ich za nie zrobienie tego i podjęcie próby stworzenia autorskiej kontynuacji. Nie chciałbym Wam zaspoilerować zakończenia kinowego hitu, więc napiszę krótko i w miarę ogólnie – zło, z którym walczył Peter Parker, nie zostało do końca pokonane, a pomysły i dokonania naukowca Connorsa (znanego szerzej jako Jaszczur) zamierza kontynuować korporacja Oscorp. Młody Peter po raz kolejny przywdziewa czerwono-niebieski strój pająka i rusza na krucjatę przeciw występkowi panoszącemu się na ulicach wirtualnego Manhattanu.
Opowieść nie jest zbyt oryginalna, a brak odpowiednio zarysowanych charakterów sprawia, że nie śledzimy jej z taką uwagą, jak w fenomenalnym Arkham City. Największym problemem było dla mnie polubienie głównego protagonisty. Spider-Man to z założenia wyszczekany i nazbyt pewny siebie dzieciak, ale w filmach ukazywano także jego drugie oblicze, przedstawiające zagubionego i samotnego młodzieńca. W grze tego nie doświadczyłem, a "sucharami", jakimi strzela nasz podopieczny, można obdarować kilkadziesiąt odcinków Familiady. Całe szczęście, że nie ucierpiał na tym klimat produkcji. W powietrzu czuć niepokój, na ulicach rządzi smutek i szerzą się choroby, a wszystko potęguje mroczna i brudna stylistyka miasta, przypominająca Liberty City, którym uraczono nas w Grand Theft Auto IV. Porównanie do słynnego sandboxa to nie przypadek, bo i tu do naszej dyspozycji oddano spory kawał otwartego terenu do zwiedzania, pełnego misji pobocznych i wszelakich znajdziek.
Szkoda, że świat składa się tylko z jednej dzielnicy Nowego Jorku, ale na szczęście jej rozmach wszystko wynagradza. Ogromne budynki, setki zaułków, tysiące przechodniów i tyleż samo samochodów - iluzja życia toczącego się niezależnie od naszych poczynań wyszła programistom z Beenox jak należy. Nie odniosłem wrażenia, by lokacje robiono metodą kopiuj-wklej, choć nie ukrywam, że w niektórych miejscach przydałoby się nieco więcej kolorów i charakterystycznych obiektów. Nie zmienia to jednak faktu, że całość wygląda naprawdę bardzo dobrze, a my i tak na ogół nie mamy czasu na przystawanie i powolne analizowanie każdego szczegółu. Większość czasu będziemy spędzać w powietrzu, mknąc setkami kilometrów przy wykorzystaniu nowojorskiej architektury. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że misje wątku głównego niemal w ogóle nie toczą się na powierzchni. Znamienitą większość czasu spędzimy w tajnych kompleksach badawczych, gdzie będziemy tłuc szeregowych przeciwników. Dopiero batalie z monumentalnymi bossami (przypominającymi te z Shadow of the Colossus) pozwolą nam walczyć w otoczeniu setek cywilów.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler