zvarownik @ 31.07.2012, 21:02
Kamil "zvarownik" Zwijacz
Deadlight od pierwszych zapowiedzi jawił się jako niesamowicie klimatyczna gierka z cyfrowej dystrybucji. Już na wstępie mogę powiedzieć, że jest tak w rzeczywistości.
Deadlight od pierwszych zapowiedzi jawił się jako niesamowicie klimatyczna gierka z cyfrowej dystrybucji. Już na wstępie mogę powiedzieć, że jest tak w rzeczywistości. Sugestywna oprawa, ciągłe poczucie bezsilności i heroiczna walka o przetrwanie robią swoje. Powstaje za to pytanie, czy twórcy z Tequila Works, skupiając się na tej całej otoczce, nie olali przypadkiem samej rozgrywki?
Fabuła przedstawia się mniej więcej tak. Wcielamy się w niejakiego Randalla Wayne’a, który wraz z grupką innych osób stara się przeżyć w świecie opanowanym przez „Cienie”, czyli nasze swojskie zombie. Pech sprawia, że chłop przypadkiem zostaje zmuszony do rozstania się ze swoimi kamratami i umawiają się na spotkanie w innym miejscu. Po drodze okazuje się jednak, że grupka ludzi, została uprowadzona przez żołnierzy, którzy wcale nie mają ochoty pomagać. Randall rusza w podróż pełną niebezpieczeństw, walki z umarłymi, wojskiem i samym sobą.
Historia jest sprawnie poprowadzona, w przerwach doznajemy wizji i wspomnień naszego podopiecznego, który w przeszłości musiał dokonać ciężkiego wyboru i teraz boryka się z jego konsekwencjami. Mamy więc zniszczone, opanowane przez zmarłych miasto, które dodatkowo terroryzuje wojsko. Poza tym, Randall, to zmęczony życiem człowiek, który za wszelką cenę stara się chronić osoby, które są mu bliskie. Bez wątpienia jest ciekawie, ale końcówka rozczarowuje i w pewnym stopniu zapowiada kontynuację, która najpewniej powstanie, o ile gra się dobrze sprzeda.
Oprawa graficzna została stworzona przy pomocy trzeciego Unreala, jednak w taki sposób jeszcze chyba nikt nie wykorzystał tego silnika. Nie chodzi o to, że jest to produkcja 2,5 D, bo to akurat nie jest żadna nowość dla tej technologii (pamiętacie chociażby Shadow Complex?), ale o stylizacje, ciemną, z małą ilością kolorów, postaciami, które są niemalże w całości pokryte cieniem, itd.. Najlepiej opisuje to sam obraz i trzeba przyznać, ze jest to coś mocnego i niesamowicie buduje klimat. Zdarzają się drobne wpadki, typu kanciaste obiekty czy animacja, która nie może złapać swojej normalnej prędkości przez dobre 2 min. (zdarzyło się raz, w drodze po lekarstwa), ale jako całość jest rewelacyjna. Trochę podobna do Limbo, ale nie aż tak ascetyczna i operująca innymi środkami. Świetna, naprawdę świetna i znakomicie uzupełnia ją udźwiękowienie. Zazwyczaj nienachalne, niemalże niesłyszalne, a w odpowiednich momentach przypominające, że to nie miejsce na zabawę i należy brać nogi za pas.
Randall to zwykły człowiek, żaden tam z niego superbohater, strzelający piorunami i innymi świecidełkami. Kurczę, gość jest tak zwykły, że wykorzysta nawet procę, by wyjść cało z opresji. Głównym orężem jest topór, który z czasem uzupełniamy o rewolwer i strzelbę. Więcej giwer nie uświadczymy, ale to nie ma żadnego znaczenia, bo kule i tak szybko się kończą, a w niektórych momentach zombie lezą i lezą w nieskończoność, więc tak czy siak, trzeba się ratować ucieczką. To ostatnie, można powiedzieć, że jest znakiem rozpoznawczym tej produkcji. Uciekamy przed walącym się dachem, uciekamy przed cieniami, uciekamy przed wojskiem, uciekając ciągle przemy do przodu i to jest fajne, ale to nie wszystko, duży nacisk położono bowiem na elementy platformowe. Trzeba się wspinać, skakać, biegać, turlać, skoki liczymy co do centymetra, timing również bardzo się liczy, ale w gruncie rzeczy nie jest to trudna szpila, głównie dzięki częstym checkpointom, które umożliwiają dokonanie powtórki nieudanego skoku, niemalże w miejscu śmierci. Trochę psuje to ogólny odbiór, bo z czasem człowiek przestaje uważać na to co robi i zaczyna szarżować, bo i tak nie ma nic do stracenia.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler