
Aha, zapomniałbym, jeśli zdecydujecie się na stworzenie zupełnie nowego bohatera, wybieracie spośród pięciu klas postaci, a każda prezentuje odrobinę odmienne podejście do prowadzenia walki. Klasy bardziej żołnierskie nastawione są w głównej mierze na walkę bronią, a po drugiej stronie barykady mamy bohaterów, którzy cenią sobie potyczki na przeróżne zdolności specjalne. Co ciekawe, sama klasa to nie jedyny sposób na zdefiniowanie naszych preferencji. Otóż ekwipunek także ma na nie wpływ. Nosząc dużo ciężkiego żelastwa, energia głównego bohatera będzie się wolniej regenerować, a w wyniku tego, zdolności specjalne będą musiały stanowić tylko uzupełnienie ołowiu. Postać z lekkim oprzyrządowaniem będzie szybciej uzupełniać energię i częściej korzystać z umiejętności specjalnych.
W kwestii ekwipunku nie ma w sumie rewolucji. Komandor Shepard potrafi zrobić użytek z bogatego arsenału broni, jak również kilku „magicznych” sztuczek. Broń to przede wszystkim pistolety, karabiny, strzelby oraz wyrzutnie rakiet. Spluwy można modyfikować dzięki specjalnemu systemowi, tworząc tym sposobem unikatowe, pasujące do naszego stylu uzbrojenie. Umiejętności nie bazujące na „ołowiu” ulepszamy w miarę progresji fabularnej, a wśród nich znajdujemy w sumie to, co było w Mass Effect 2 – różnego rodzaju kinetyczne pchnięcia, uniesienia i przyciągnięcia – standard, ale bardzo dobrze pasujący do gry. Do wszystkich czynności wykorzystujemy prosty w obsłudze interfejs, który znamy z „dwójki”. Gdy chcemy wydać jakieś polecenie skrzydłowemu, zmienić broń, albo zrobić użytek z jakiegoś kinetycznego rzutu czy innego „zaklęcia”, wystarczy, że wciśniemy jeden przycisk, wybierzemy to, co nas interesuje i po sprawie. Łatwo, szybko i intuicyjnie – tego elementu nie dało się zrobić inaczej.
Jeśli chodzi o mechanikę rozgrywki, pozostała ona w zasadzie niezmieniona. Najistotniejszymi elementami gry wciąż jest zwiedzanie terenów, rozmawianie z napotkanymi postaciami niezależnymi i wypełnianie misji pobocznych. Wszystko to w akompaniamencie wystrzałów, wszak akcja w Mass Effect 3 jest jeszcze ważniejsza, niż w edycjach poprzednich. Niekończące się fale oponentów czasem przypominały mi tryb hordy z Gears of War, niemniej jednak, zdaję sobie sprawę z tego, że w porównaniu z dziełem firmy Epic Games, elementy strzelankowe Mass Effect 3 wypadają słabej. Jest lepiej niż było w „jedynce” i „dwójce”, ale dalej nie ma mowy o dynamizmie jako takim. Strzela się fajne, są emocje, są wybuchy, adrenalina jednak nigdy nie skacze do poziomów, które występują w trakcie grania w GoW 3.

Na szczęście nie to jest najważniejsze. Osoby, które liczą na wciągająca fabułę, ciekawe postaci, rozbudowane uniwersum oraz zróżnicowane zlecenia, nie będą zawiedzione. Najnowsze dzieło ekipy BioWare jest pod tym względem prawie idealne. Fakt, zakończenie jest do kitu, wybory nie mają takiego znaczenia, jakbym chciał, ale mimo wszystko, podróż prowadząca do finału jest prawdziwym przeżyciem (kilka epickich momentów, potrafi chwycić za gardło). W trakcie jej trwania zwiedzamy wiele fantastycznie opracowanych miejsc, spotykamy niebanalne postaci i nawiązujemy skomplikowane relacje z przedstawicielami wszystkich galaktycznych ras. Oczywiście widzimy się także ze starymi znajomymi, ale nie wszyscy odgrywają istotne role. Większość ma jakieś dziwne wymówki żeby nie dołączyć do nas na pokładzie Normandii. Dlaczego? Kto wie.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler