Jest naprawdę świetnie i aż ściska w sercu kiedy myślę o tym, że potencjał tego miejsca nie został należycie wykorzystany. Rzadko zbaczamy z toru jaki wyznacza główny wątek fabularny. Nie ma większego sensu w wykonywaniu misji pobocznych czy zwiedzaniu. Szkoda, bo z odpowiednią marchewką przed nosem zabawy byłoby jeszcze więcej, a ukończenie przygotowanej przez dewelopera historii pochłonęłoby wtedy przynajmniej kilka dodatkowych godzin.
Mimo to nie sposób narzekać na brak różnorodności. Shift – specjalna zdolność Tannera zapewnia sporo fajnych momentów. Wyobraźcie sobie na przykład, że uczestniczycie w pościgu. Zamiast starać się dogonić bandziora na krzywy ryj, lepiej przeskoczyć do jakiegoś samochodu z przodu, najlepiej ciężarówki i z jej pomocą zablokować jezdnię. Ewentualnie można też skierować się na czołowe, załatwiając w ten sposób napotkanego delikwenta. Producent postarał się aby Shift nie był jedynie dodatkiem, a realnie istotnym fragmentem zabawy. Powiedziałbym nawet, że misje, w których jest on wyłączony są nieco nudnawe i uwidaczniają pewne, nie do końca dopracowane, elementy gry. Chodzi bowiem o to, że sposób prowadzenia aut jest zbytnio „ręczny”. Choć każda maszyna jeździ inaczej, kłopotów przysparza nieprzewidywalne zachowanie na zakrętach. Podczas ich pokonywania korzystamy w znacznej mierze z hamulca ręcznego, a wystarczy chwila nieuwagi by zamienić potencjalne zwycięstwo w porażkę. Irytuje też sztuczna inteligencja, która ewidentnie oszukuje. Podczas niektórych misji trzeba nawet kilkanaście razy powtarzać ten sam przejazd, tylko dlatego, że ze względu na jakieś losowe wydarzenie straciliśmy przewagę. I nie myślcie, że jest szansa dogonienia peletonu. Choćby chwilowe zachwianie pozycji oznacza najczęściej potrzebę restartu całego zlecenia. Zapomnijcie też o punktach kontrolnych. Uznano, że takowych po prostu nie potrzeba. Oczywiście nie psioczę na sam poziom trudności, lubię bowiem wyzwanie, ale chcę też wtedy czuć, że ewentualny sukces zależy od moich umiejętności, a nie jakiś tam losowych zdarzeń. Nie powinno tak być, że w momencie gdy SI przejmuje od nas kontrolę nad jednym z samochodów, ten nagle ląduje na ścianie, albo w samym środku kordonu policyjnego. Po powrocie za kółko tego auta, nie zostaje nic innego jak puścić soczystą mieszankę, a często taki powrót jest nieunikniony. SI pod naszą nieobecność lubi zrobić jakąś głupotę, a my nie mamy na to żadnego wpływu.
Pomimo frustracji jakie płynęły z takich niedociągnięć, Driver: San Francisco to bardzo grywalna produkcja. Deweloper postarał się aby gracz cały czas odkrywał coś nowego, nie tylko w kwestii świeżych sposobów wykorzystania Shifta, ale także jeśli chodzi o świat gry czy przebieg misji. Jako że nasz protagonista sobie smacznie śpi, a akcja przebiega w jego głowie, w pewnym momencie elementy ze świata realnego zaczynają przenikać do tego sennego. Słyszymy dziwne dźwięki, widzimy też tajemnicze obrazy. Znajduje to również odzwierciedlenie w misjach, które nie muszą być pełne realizmu i poprawności. Podczas jednego z zadań przemierzamy niejako zamrożone w czasie ulice. Wszystkie samochody i przechodnie stoją w miejscu, a jedynie my brniemy do przodu. Podobnie zaskakujących misji jest sporo, na szczęście producent nie zrobił po prostu kopiuj/wklej, a realnie postarał się urozmaicać zabawę.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler