Dragon Age II jaki był każdy wie. Jednym gra się podobała, inni narzekali, że w ogóle nie przypominała pierwowzoru, a jeszcze inni grali, przeszli i tak naprawdę nie mieli zdania. Ja należałem do obozu, który ogólnie rzecz biorąc, marudził. Nie powiem, zagrać się dało. Historia była przyjemna, bohaterowie całkiem w porządku, a od czasu do czasu konieczne było podjęcie jakiejś istotnej, wpływającej na cały świat, decyzji. Z drugiej strony, produkt pełen był niedociągnięć i został do bólu uproszczony, co w mojej opinii całkowicie psuło klimat. Za dużo było też walki z respawnującymi przeciwnikami. Czasem czułem się jak uczestnik jakiegoś survivalu, zamiast jak największy wojownik świata Thedas. Właśnie z tego powodu, po jednokrotnym przejściu gry nie miałem ochoty do niej ponownie zaglądać. Aż do teraz. Gdyż na łamach usługi Xbox Live pojawił się pierwszy konkretniejszy dodatek, zatytułowany Dziedzictwo.
Rozszerzenie, jak to rozszerzenie, rewolucyjnych zmian nie przynosi. Oferuje zaledwie dwie godziny zabawy, za którą trzeba zapłacić dość słono, bo 800 punktów Microsoftu (około 30zł). Fabuła jest na szczęście w miarę w porządku i odpowiada na garść pytań, których wyjaśnienia nie doczekaliśmy się w podstawce. Dragon Age II: Dziedzictwo przedstawia dalsze losy Hawke, nie jest to jednak stricte kontynuacja, a niejako dodatkowa przygoda, w którą wybrać można się w dowolnym momencie wątku podstawki. Naszą misją będzie wytropienie gangów, które postanowiły zabić (dla krwi) każdego, kto w jakiś sposób jest z nami związany i następnie wyeliminować zagrożenie. W tym celu wyjeżdżamy z Kirkwall – będącego areną działań w Dragon Age II – i ruszamy do pradawnego więzienia Szarych Strażników. Z pozoru prosta misja odkrywa całkiem sporo intrygujących informacji na temat dziedzictwa naszego czempiona. Nie są to jednak jakieś rewelacje na miarę pudelka, tak więc nie ma się co napalać.
W Dziedzictwo gra się mniej więcej tak samo jak w Dragon Age II, a zatem jeśli chodzi o mechanikę rozgrywki, nie będę się rozpisywał. Nadal jest schematycznie, liniowo i nudno. Choć nie aż tak nudno, jak w podstawce. Drobną poprawę widać dzięki podniesionemu poziomowi trudności, nowym lokacjom oraz ciekawszym misjom. Przeciwnicy zostali odrobinę wzmocnieni i obdarzeni dodatkowymi algorytmami sztucznej inteligencji. Dzięki temu w przerwach pomiędzy ciągłym i bezmyślnym naparzaniem w przyciski pada, trzeba pokminić. Dzieje się tak niezwykle rzadko, ale jest maluteńki krok na przód. W Dziedzictwie deweloper dodał też kilka nowych kreatur, o których wspominam głównie z obowiązku, nie dlatego, że jest to istotne.
W kwestii walki, prócz schematyczności i bezmyślnego klepania przycisków, mam też jedno dość duże „ale” do rozszerzenia. Potyczek jest za dużo! W sumie nie ma uliczki, dróżki czy pomieszczenia, w którym nie musielibyśmy z kimś wymieniać ciosów. Ja wiem, że gra poszła w stronę action RPG, ale gdyby nie w miarę ciekawa fabuła, dupnąłbym padem po około godzinie grania. Przecież ileż można. Czy ktoś w ogóle to testował? Chyba, że takie założenie było. Chciano sztucznie wydłużyć czas zabawy, a zamiast fabułą, uczyniono to wszechobecnymi sarpackami.
Dobrze zatem, że przynajmniej lejemy się w różnych miejscach. Lokacji w dodatku jest sporo i przygotowano je odrobinę lepiej aniżeli w podstawce. Lepiej gdyż trochę częściej zmienia się sceneria, ale mimo to, często odnosiłem wrażenie deja vu. Tak, jakby producent ciągle wykorzystywał podobne schematy konstruowania korytarzy, przejść i lochów. Na plus zaliczyłbym kilka większych budowli, takich jak wspomniane wcześniej więzienie Szarych Strażników. Momentami przypominał mi się „stary”, dobry Początek, ale szaleństwa nie ma. Trudno też usprawiedliwiać braki w grywalności lokacjami. Przecież nie o to chodzi.
Misje to mieszanka dobrych i kulawych rozwiązań. Z jednej strony mamy ciekawy główny wątek fabularny, dla którego może i warto wydać dodatkową kasę (jeśli macie jej faktycznie za dużo), a z drugiej zadania poboczne, które w znacznej mierze opierają się na tym samym. Finał całej opowieści też nie zapewnia najlepszych wrażeń, ale tym razem nie ze względu na jego epickość, czy też jej brak, ale za sprawą debilizmu naszych skrzydłowych. Aby wygrać z bossem trzeba dobrze koordynować zachowanie wszystkich członków grupy, a ci zamiast słuchać rozkazów, robią co chcą. Nie ważne, że nakazujemy im stać w miejscu, oni i tak uznają, że lepiej wpychać się tam, gdzie nie trzeba. Aż człowieka krew zalewa i zaczyna się zastanawiać, czy z tych dwóch godzin zabawy, godzina to nie przypadkiem walka z irytującym bossem? Z każdym kolejnym restartem miałem ochotę odpuścić, obowiązek mi jednak na to nie pozwolił.
Podsumowując, Dragon Age II: Dziedzictwo jest przeciętnym dodatkiem, przepełnionym błędami edycji podstawowej i wcale nie tanim. Osobiście odradzam jego zakup. Lepiej poczekać aż wyjdzie jakiś pakiet DLC, wtedy Dziedzictwo kupicie za drobny ułamek obecnej ceny. Fabuła choć ciekawa, nie jest aż tak odjazdowa i ważna. Doskwiera jej też liniowość, a tego w RPG być nie powinno.
Dobra |
Grafika: Nieco przestarzała, ale nie bije jeszcze po oczach. Niektóre miejsca prezentują się całkiem w porządku. |
Genialny |
Dźwięk: Dźwięk, jak zwykle w grach BioWare, trzyma wysoki poziom. |
Przeciętna |
Grywalność: Nuda, schematyczność i liniowość. Zdecydowanie za dużo walk. |
Przeciętne |
Pomysł i założenia: Sama fabuła jest w porządku, żadnych nowych rozwiązań w grze jednak nie znajdziecie. |
Przeciętna |
Interakcja i fizyka: Przez irytujące walki człowiek nie może się wkręcić w świat gry. Fizyka w zasadzie nie istnieje. |
Słowo na koniec: Nie dajcie się zrobić w butelkę. BioWare znowu chce kasę za nic wyciągnąć, trzeba głosować portfelami! |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler