Coś ostatnio nie mam szczęścia do mojego ulubionego gatunku. Homefront okazał się sporym zawodem, a teraz Section 8: Prejudice także nie powaliło mnie na kolana, ale w tym przypadku akurat hitu się nie spodziewał, więc i żal mniejszy.
Coś ostatnio nie mam szczęścia do mojego ulubionego gatunku. Homefront okazał się sporym zawodem, a teraz Section 8: Prejudice także nie powaliło mnie na kolana, ale w tym przypadku akurat hitu się nie spodziewał, więc i żal mniejszy.
Może kojarzycie pierwszą część gry, wydaną bodajże w 2009 roku, do której zresztą dorwał się Raaistlin (tutaj recka), jeżeli nie, to przypominam, że w produkcji Timegate Studios gonią chłopaki w zawodowych kombinezonach, strzelają do czego popadnie w sumie z całkiem normalnych broni, ale najlepsze jest to, że do walki zostają wystrzeleni ze statku kosmicznego. Bez żadnych spadochronów i innego ustrojstwa dla mięczaków. To Section 8 baby, prawdziwe koksy! Mało ważne, w każdym bądź razie historia opowiada o jakimś typku, co się wkurzył, bo go wykiwać chcieli i teraz chce się zemścić na wielu ludziach, a poza tym, ma brzydką buzię, no i trzeba ratować świat, itd. Bez polotu to wszystko, a gadki mamy w stylu „Wygraliśmy bitwę, ale to jeszcze nie koniec”, bla, bla, bla.
Singiel mimo wszystko jest całkiem przyjemny i króciutki. Nasz podopieczny, dzięki swojemu uniformowi potrafi strasznie szybko biegać, może sobie troszeczkę w górę polecieć . Za kasiorkę kupuje się wspomagacze w stylu działek stacjonarnych, a to, co najważniejsze – strzelanie, wypada naprawdę znośnie. Niby jest to standardowy shooter osadzony w ramach sci-fi, jednak możliwość wykonania olbrzymiego skoku i w czasie lotu naparzanie do zgrai przeciwników sprawia sporą frajdę. Na ekranie dużo się dzieje, misje polegają na dotarciu z punktu A do punktu B, akcja jest wartka jak w filmach dla dorosłych, więc naprawdę nie jest źle.
Pukawki to oczywiście podstawowy pistolet, karabin, karabin z celownikiem, snajperka, bazooka, jakiś tam laser, itd. Niewiele tego, ale w sumie więcej nie potrzeba skoro praktycznie całą grę przeszedłem z podstawowym orężem. Oprócz tego, do naszej dyspozycji dostajemy także broń dodatkową: ładunki wybuchowe, granaty, narzędzie naprawczo-lecznicze i moździerz. Dodatkowo, zasiądziemy za sterami mecha i pojeździmy czołgiem, a poza tym praktycznie każde narzędzie mordu posiada kilka typów amunicji. Jeden pocisk dobrze radzi sobie z pojazdami, drugi fajnie znosi osłonę, trzeci wchodzi w ciało, jak w masło. Nie wiem jednak czy jest wielki sens w tym przebierać, bo ja bez większych problemów skończyłem szpilę na normalnym poziomie zerkając na to tylko z ciekawości. Aha, pancerz i zdrowie odnawiają się automatycznie w chwilach spokoju, a w razie kłopotów można użyć wspomnianego trochę wyżej bonusu. Ogólnie rzecz biorąc, nie jest tragicznie jak na tanią gierkę z cyfrowej dystrybucji.
Ocena końcowa do przewidzenia ale na szczęście w przypadku tej produkcji ona niczego nie definiuje Bo gra nie ma być na długie godzinny czy też dla hardkorowych graczy
Halo to to nie jest, ale jak potanieje, to być może się zaopatrzę (pod warunkiem, że nie wyjdzie remake Halo: Combat Evolved). Lubię takie klimaty... O wiele bardziej, niż CoD-y, MoH-y i BF-y. Aby grało się przyjemnie. Nic więcej nie wymagam.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler