
Seria Ninja Gaiden – przynajmniej jeśli chodzi o jej dwie pierwsze części - znajduje się w moim osobistym rankingu gier akcji wśród pięciu najlepszych, najbardziej satysfakcjonujących, najszybszych i najkrwawszych. Po kiepskiej trójce deweloperzy ze studia Team Ninja postanowili poświęcić swój czas serii NiOh, a o Ryu Hayabusa zapomnieli. Gracze regularnie jednak dopytywali, czy cykl powróci, a w trakcie minionego już Xbox Developer Direct ich prośby zostały wysłuchane, bo zapowiedziano Ninja Gaiden 4. By oczekiwanie na nie trochę nam uprzyjemnić, Bandai Namco wypuściło remaster Ninja Gaiden II, czyli Ninja Gaiden II Black. Warto zdecydować się na jego zakup? Odpowiedź w niniejszej recenzji.
Jeśli chodzi o ogólne założenia remastera, deweloperzy za fundament obrali nie oryginalne Ninja Gaiden II, ale specjalne wydanie przeznaczone dla konsoli PlayStation 3, zatytułowane Ninja Gaiden Sigma II. Piszę o tym, abyście wiedzieli czego można się spodziewać. Obie gry są pod wieloma względami podobne, ale w wariancie Sigma nieco uproszczono pojedynki. Przeciwników jest mniej, choć są mocniejsi. Inaczej ich też rozmieszczono na mapach. Z drugiej strony, w oryginale jest gorszy system upgradowanie wyposażenia, więc tu na pewno Sigma wypada lepiej.
Pomijając grę, którą Team Ninja postanowiło odświeżyć, Ninja Gaiden II Black to zasadniczo „dwójka”. Jej akcja toczy się mniej więcej rok po wydarzeniach z części pierwszej, a bohaterem ponownie jest charyzmatyczny cwaniaczek o imieniu Ryu Hayabusa. Opowieść nie jest jakoś szczególnie ważna, a ogranicza się zasadniczo do tego, byśmy mieli zachętę do parcia przed siebie i wybijania kolejnych zastępów przeciwników, czy to wojowników Ninja, czy Wilkołaków, czy innych cudactw. Celem ostatecznym, jak na wątek a'la John Wick przystało, jest wybicie wszystkiego co się rusza i zrobienie tego w możliwie najbardziej krwawy sposób. Przy okazji można też dorzucić szczyptę finezji, przy czym wszystko, co robi Ryu jest efektowne, więc o to akurat nie będzie trudno.
Podczas przechodzenia gry przemierzamy w pełni liniowe, upakowane przeciwnikami poziomy, które okazyjnie się rozgałęziają, a jeśli w te odnogi postanowimy zajrzeć, to powalczymy z jeszcze większą ilością przeciwników, a także często znajdziemy coś, co pozwoli nam nieco poprawić naszą zdolność do ubijania bandziorów. Chodzi tu m.in. o różne przedmioty do konsumowania, a także punkty, przy pomocy których upgradujemy posiadane wyposażenie. Czystego systemu umiejętności, tzn. progresji opartej na doświadczeniu i poziomach tutaj nie ma. Ryu szlachtuje wrogów, zdobywa punkciki, poprawia wyposażenie, znowu szlachtuje wrogów, znajduje nową broń, szlachtuje i tak bez przerwy. Mimo że pętla rozgrywki może się wydawać nudna, wcale taka nie jest. To, co najważniejsze, czyli walkę zrealizowano bowiem fenomenalnie!
Pokonując przeciwników musimy wykazać się agresją. W ostatnim czasie w grach pojawiły się przeróżne paski ograniczające nasze zapędy. Jeden to zdrowie, drugi wytrzymałość, trzeci mana, czy jakieś inne cudo. Musimy ciągle bacznie je obserwować, bo jeśli tego nie będziemy robić, nasz bohater w pewnym momencie osłabnie i zasadniczo g… z niego będzie. Ryu nie jest tego typu cieniasem. Potrafi on wymachiwać orężem bezustannie. Skacze pomiędzy oponentami, odbija się od ich barków, robi susy do przodu i do tyłu, łapie oponenta, wzbija się z nim w powietrze, a potem z impetem ląduje jego czerpem w kierunku gleby. Wygląda to wszystko wyśmienicie, będąc przy okazji niebywale krwawym. Osocze leje się tu bowiem całymi strugami, występują dekapitacje oraz odcinanie kończyn.
Mimo że może się z powyższego opisu wydawać, że bohater Ninja Gaiden II Black jest niepokonany, to w rzeczywistości jest całkiem inaczej. Przeciwników na ekranie jest najczęściej kilku. Wszyscy są równie szybcy i agresywni, co Ryu, a na domiar złego nie czekają na swoją kolej. Atakują jednocześnie i jeśli nie będziemy skutecznie w samym centrum tej zadymy nawigować, to błyskawicznie stracimy życie. Nasz ninja musi się ciągle przemieszczać, atakować, zmieniać kierunek wymachiwania mieczem, skakać, odbijać od ścian, blokować, robić uniki. Czasem niełatwo ogarnąć to, co dzieje się na ekranie, ale finał zawsze jest mega satysfakcjonujący! Ryu zrobi np. sus, przetnie przeciwnikowi bebechy, a gdy ten uklęknie, dokona dekapitacji. Na koniec strzepnie z miecza (czy jakiejś innej broni) krew i schowa ją do kolejnego pojedynku. Piękna sprawa i nawet pod koniec zabawy się nie przejada!
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler